Łączna liczba wyświetleń
piątek, 4 kwietnia 2014
Part 1.
Od mojego rozstania z Piotrem minęło już sporo czasu. Nie potrafię dokładnie określić ile, ponieważ straciłam wtedy sens całego życia. Dotychczas było ono kolorowe jak tęcza po burzy i spokojne jak tafla jezioru. Czułam się jak w bajce, gdzie to nas obsadzono w głównych rolach.. Do dziś pamiętam ten wieczór, miała to być nasza pierwsza rocznica ślubu. Po tylu wzlotach i upadkach, niepotrzebnych nerwach i wylanych łzach w końcu byliśmy szczęśliwi tylko we dwoje. Staraliśmy się o dziecko mimo, że nie do końca chyba jednak wierzyliśmy w to, że prawdopodobnie nie będę mogła Piotrowi dać potomka. Weszłam jak zawsze to domu po prawie 16 godzinnym dyżurze rzucając torebkę na podłogę, odwieszając kurtkę na wieszak i zdejmując swoje ukochane wysokie, czarne szpilki. Od początku tego dnia miałam dziwne przeczucie, że coś się stanie złego - nie myliłam się...
W domu było głucho i ciemno, a przecież mój ukochany jeszcze wczoraj obiecywał mi, że ten wieczór będzie należał tylko do Nas. Z coraz szybciej bijącym sercem udałam się do naszej sypialni, gdzie miałam jednak nadzieję znaleźć mojego męża, śpiącego spokojnie na łóżku, zasypanego stertą dokumentacji medycznych. Na pierwszy rzut oka wszystko było bez zmian, łóżko zasłane, rolety w oknach podniesione, nasze wspólne zdjęcia na szafkach nocnych. Ale kiedy tylko spojrzałam w stronę garderoby Piotra zauważyłam porozrzucane wieszaki od jego koszul i marynarek na ziemi, szufladę otwartą skąd wystawał tylko i wyłącznie jego błękitny krawat oraz puste półki, gdzie zazwyczaj mój mąż miał poukładane wszystkie spodnie, tshirty na lato oraz inne te swoje męskie "gadżety " . Obawiając się już nie na żarty o Niego wyciągnęłam z kieszeni spodni swoją komórkę i szybko wybrałam do niego numer, w myślach mając nadzieję, że zaraz odbierze i wytłumaczy mi wszystko. Jeden sygnał... Drugi sygnał... Trzeci sygnał... Poczta głosowa.. Czułam jak łzy cisną mi się do oczu, więc z totalnej bezsilności pozwoliłam sobie na chwilę słabości i popłakałam się jak małe dziecko kierując się jednocześnie do kuchni. Przechodząc obok stołu, gdzie jeszcze wczoraj jedliśmy wspólnie śniadanie dostrzegłam małą kartkę zwiniętą w rulonik z której kiedy tylko chwyciłam ją w dłoń, wypadł złoty krążek.. Ten, dzięki któremu połączyliśmy się na wieki obiecując sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Rozwinęłam szybko kartkę na której dostrzegłam tylko krótkie zdanie: " To koniec Hana, nie potrafię tak dłużej. Wybacz mi, P. "
Nie dowierzając, że to koniec czegoś co nawet się na dobre nie zaczęło, chwyciłam torebkę wybiegając z naszego mieszkania, kierując swoje kroki do auta. Łzy spływały mi strumieniami po policzkach, a ja łkając głośno i jednocześnie zatrzaskując za sobą drzwi samochodu ruszyłam z piskiem opon z pobliskiego parkingu, nie patrząc gdzie jadę, chcąc po prostu pobyć chwilę w samotności, bez wspomnień, bez kontaktu z kimkolwiek, bez miłości...
Obudziło mnie przeraźliwe pikanie, blask słońca i czyjeś głosy, które dochodziły do mnie z daleka. Z trudem uniosłam swoje powieki ku górze i usiłując dostrzec gdzie jestem zaczęłam rozglądać się dookoła.. Byłam podłączona do kolorowych kabelków, w dłoni miałam założony wenflon przez który spokojnie płynęła sobie bezbarwna substancja, a na twarzy zauważyłam sporych rozmiarów maskę. Mogłam sie tylko domyśleć co się stało, lecz wolałam poczekać aż przyjdzie jakikolwiek lekarz bądź pielęgniarka. Kiedy stopniowo zaczęłam odzyskiwać świadomość dostrzegłam, że prawdopodobnie leżę w szpitalu w Leśnej Górze. Te ściany i charakterystyczne odgłosy karetki przywożącej pacjenta bądź krzyków lekarzy były mi nie od dzisiaj dobrze znane. Nie wiedząc kiedy nawet po raz kolejny zasnęłam. Obudziłam się czując na swojej dłoni jakieś muskanie. Jakby ktoś głaskał i całował delikatnie moją rękę. Będąc w totalnym szoku otworzyłam najszerzej jak tylko potrafiłam oczy i ujrzałam siedzącego obok mnie mojego brata Przemka. Wzrok miał smutny, jakby był nieobecny tutaj teraz ze mną. Chciałam otworzyć usta, aby coś do niego powiedzieć, lecz akurat zauważyłam że do mojej sali wchodzi Darek Wójcik z Michałem Samborem. Uśmiechnęłam się lekko na widok dobrze znanych mi twarzy czując jednocześnie ulgę, że jestem na " swoim " . Kątem oka zerknęłam na Przemka, który nie wierzył chyba , że się obudziłam. Zdezorientowana i żądna wyjaśnień czekałam tylko aż Sambor albo Wójcik się odezwą. Miałam już nawet sama zapytać co się stało, lecz niestety chirurg był szybszy
- Nic nie mów Hana. Wiem, że masz aktualnie mnóstwo pytań do mnie, więc uprzedzę Ciebie i Ci po prostu opowiem wszystko po kolei. Miałaś wypadek ponad dwa miesiące temu. Wjechałaś w pustostan na poboczu szosy i odniosłaś poważne obrażenia. Musieliśmy usunąć Tobie śledzionę, a także poskładać kość udową lewej nogi, która była przemieszczona z odpryskami nie w jednym miejscu. W dodatku miałaś wstrząs mózgu i dalej masz obitą prawą nerkę i wątrobę, ale nie martw się już jest wszystko dobrze, niebawem ściągniemy Tobie gips i po pobycie na obserwacji w naszych skromnych, chirurgicznych progach puścimy Ciebie do domu.
Uśmiechnęłam się lekko na znak, że wszystko rozumiem i wbiłam się wzrokiem w Darka, który chodził nerwowo po całej mojej sali. Stwierdziłam, że jak będzie chciał to sam mi o czymś powie, a jeżeli nie to i tak prędzej czy później sie dowiem. Długo na odpowiedź czekać nie musiałam, chociaż jednak wolałabym póki co tego nie słyszeć. Nie w takich okolicznościach...
- Hana... jesteś w ciąży, początek 4 miesiąca....
Witajcie !! ;D jestem tu jak widać nowa i mam nadzieję, że spodobają Wam się moje opowiadania o HaPi.
od dawna planowałam założyć jakiegoś bloga, by przelać po prostu emocje, ale niestety stres był większy ^^ . Stwierdziłam, że raz się żyje i oo ;D :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz