- Przepraszam, że nachodzimy panią w domu, lecz chcielibyśmy z panią porozmawiać na temat pani pacjentki Julii Wierzbickiej. Jest ona podejrzana o zabójstwo swojego dziecka w skutek depresji poporodowej.
- Przepraszam bardzo. Rozumiem, że panowie chcą wyjaśnić tą sprawę ale jak widać urodziłam nie tak dawno dziecko i jestem na urlopie macierzyńskim, a wszystkie moje pacjentki zostały przydzielone doktorowi Wójcikowi. - odpowiedziałam na spokojnie głaszcząc po główce Stasia. Policjanci byli chyba nieco zmieszani moją postawą, lecz czego innego mogli się spodziewać.
- Rozumiemy. A czy byłaby możliwość spotkania się z panią u pani w gabinecie w celu przejrzenia karty pacjentki ?
- Chwila chwila panowie! Jestem lekarzem, a nie sprzedawczynią w warzywniaku. Obowiązuje mnie tajemnica lekarska i do czasu aż nie otrzymam pisemnej zgody o złamanie przysięgi lekarskiej od Naczelnej Izby Lekarskiej nie dowiecie sie państwo nic.. A teraz przepraszam, lecz chciałabym syna położyć spać. - nie ukrywam, że byłam lekko zdezorientowana. Albo ci policjanci byli nowi albo ich doświadczenie opierało sie na spoglądaniu na siebie słuchając osób trzecich. Poza tym co to jest za nachodzenie lekarzy po ich prywatnych domach. Odetchnęłam z ulgą, kiedy po moich słowach policjanci pożegnali sie i wyszli.
Nie ukrywam, że byłam strasznie głodna co tylko zostało potwierdzone przez burczenie w moim brzuchu. Wróciłam do kuchni wkładając Stasia z powrotem do krzesełka i zaczęłam smażyć naleśniki. Nie zajęło mi to sporo czasu, a ilość była wystarczająca dla mnie jak i dla Przemka z Olą. Skonsumowałam dwa naleśniki z dżemem truskawkowym i poszłam uśpić Stasia. Uśmiechnęłam sie lekko sama do siebie na widok mojego synka wtulającego sie w przytulanke i zasypiającego. Jednak nie wdał sie do końca do Piotra. Owszem był do niego strasznie podobny co potwierdzało wiele znanych mi osób, lecz charakter chyba jednak odziedziczył po mnie. Cóż , przynajmniej nie będzie sprawiał mi problemów takich jak jego ojciec. Nakryłam go lekko ciepłym kocykiem i wyszłam z sypialni zostawiając uchylone drzwi. Usiadłam na kanapie włączając telewizor i oglądając jakąś badziewną operę mydlaną. Sądząc po numerze odcinka stwierdziłam, że musi ona już trwać jakieś dobre kilkanaście lat. Nie ukrywam była nudna jak flaki z olejem. Oparłam głowę o poduszkę jednocześnie kładąc sie na kanapie i czując doskwierające mi zmęczenie zamknęłam oczy oddając się całkowicie Morfeuszowi. Przebudziłam się dopiero wtedy, kiedy rozległ się w moim mieszkaniu płacz Stasia jak i po raz kolejny dzisiaj dzwonek do drzwi. Niechętnie podniosłam sie z kanapy, aby otworzyć drzwi . Gdy już to zrobiłam ujrzałam stojącego w progu Piotra trzymającego w jednej ręce ogromnego, kremowego misia, a w drugiej bukiet herbacianych róż.
- Stało się coś? - uznałam, że po rozmowie wcześniejszej pod szpitalem nie powinnam za bardzo obnosić się kulturą. Jednak wyraz twarzy mojego męża ujawniał lekki uśmiech, a w jego oczach można było dostrzec iskierki. Te same, które dostrzegłam kiedy się poznaliśmy.
- Przyszedłem do Stasia. A to dla Ciebie. - w tym momencie kwiaty zostały mi wręcz wciśnięte w dłoń, a Piotr wszedł do środka mojego mieszkania. Zamknęłam drzwi i skierowałam swoje kroki do kuchni, aby nalać wody do wazonu i wstawić do niego kwiaty. Trzeba było przyznać, że chociaż pod tym względem ojciec mojego dziecka miał wyczucie gustu. Zawsze wiedział, że najbardziej lubie dostawać kalie, storczyki w doniczce czy herbaciane róże. I za każdym razem dostawałam coraz piękniejszy bukiet. Wyglądnęłam przez okno za którym ujrzałam ciemne niebo i oświetlające pobliski parking latarnie. Musiało być już późno skoro na zewnątrz panował już mrok. Kątem oka spojrzałam na zegar, który wskazywał 18:50. Kompletnie zapomniałam o tym, że za 40 minut jestem umówiona z Szymonem, a zapomniałam załatwić opiekę dla Stasia. Z sypialni usłyszałam radosne krzyki i śmiech mojego synka. Cieszył mnie fakt, że chociaż on jest zadowolony. Uchyliłam szerzej drzwi od swojej sypialni i zobaczyłam jak Piotr wygłupia sie ze Stasiem u mnie na łóżku. Aż sama uśmiechnęłam sie szeroko widząc ten obrazek. Jednak szybko spoważniałam i podeszłam do szafy w której znajdowały się moje rzeczy.
- Piotr.. masz może wolny wieczór? - stwierdziłam, że nie będę nic owijać w bawełnę, a zapytam sie wprost czy nie mógłby zostać na maksymalnie 3 godziny ze Stasiem w domu.
- No w zasadzie nie mam planów. A Ty jakieś masz? - w jego głosie wyczułam chyba nutkę nadziei, że zaproponuję mu coś innego niż opiekę nad synem.
- No właśnie mam. Umówiłam się z Szymonem, a kompletnie zapomniałam zadzwonić do Przemka i poprosić go żeby przyjechał. To co, mógłbyś z nim zostać na ten krótki czas? - mina Piotra była w tym momencie bezcenna. Nie rysowało się na jego twarzy tylko zdenerwowanie, ale także chyba zaskoczenie. Stwierdziłam, że niech mój kochany mężulek patrzy co stracił, a mógł to dalej mieć i wyciągnęłam z szafy swoją jasnoróżową sukienkę przed kolano z rozkloszowanym dołem i górą gorsetową oraz czarne,lakierowane i jak zawsze wysokie szpilki.
- Nie no jasne, nie ma problemu. Pewnie, że zostanę ze Stasiem. Tylko mi napisz kartkę co i o której godzinie mam zrobić.
- W zasadzie to jest 19, więc możesz mu iść do kuchni zrobić kaszkę, a potem wykąpać go i położyć spać. Jakbym nie wróciła do tego czasu to koło 23/24 dasz mu mleko.
- Okej rozumiem. To idź sie szykuj, a ja idę zrobić małemu jedzenie.
Cieszyłam sie, że Piotr nie wygłosił żadnego sprzeciwu dlatego zniknęłam szybko za drzwiami łazienki. Przebrałam sie w sukienkę i założyłam już na nogi szpilki. Uznałam, że skoro wychodzę to mogę z makijażem także zaszaleć. Zwinnymi ruchami zrobiłam sobie tzw. " smoke eye " i przejechałam usta błyszczykiem. Włosy pozostawiłam w totalnym nieładzie, jak zawsze co nawet zbytnio mi nie przeszkadzało. Użyłam jeszcze swoich ulubionych perfum i opuściłam łazienkę. Zbytnio nie chciało mi się cofać do sypialni, aby przejrzeć sie w calej okazałości w lustrze, więc poszłam do kuchni chcąc zapytać Piotra o zdanie. Ten tylko zmierzył mnie poważnym wzrokiem na chwile przestając karmić Stasia.
- No chyba nie zamierzasz tak wyjść...
Przewróciłam tylko oczami mając dosłownie ochotę wykrzyczeć wszystko Piotrowi prosto w twarz. Miałam dosyć jego wiecznych wywodów, czepiania się do mnie jako do matki Stasia jak i pouczania mnie w dziedzinie w której Piotr nie zdobędzie nigdy wiedzy. Mianowicie w macierzyństwie. Czułam w tej chwili, że kiedy wrócę będę musiała sobie z nim porozmawiać w cztery oczy. Jeżeli mnie w ogóle wypuści... Kto wie co mu do głowy strzeli.
Łączna liczba wyświetleń
poniedziałek, 28 kwietnia 2014
sobota, 26 kwietnia 2014
Part 13
- Chcemy z Magdą rozpocząć nowe życie poza granicami naszego kraju. Zobaczyć czy tam czasem nie będzie nam lepiej.
- A Twój syn? Nie pomyślałeś o tym, że on Ciebie też będzie potrzebował? Zwłaszcza jak zacznie raczkować, stawiać pierwsze kroki i wymawiać pierwsze słowa? - no tak. Piotruś jak zawsze jest bezwzględnym egoistą. Nigdy nie patrzy na to, żeby bliskim było dobrze. Zawsze musi być dla niego wygodnie. Ale no tak. Przecież najwyraźniej Magda z Tosią są ważniejsze od jego syna.
- Będę przylatywał. Zabiorę go do siebie nawet na jakiś czas. - ton Piotra w dalszym ciągu był spokojny. Chyba naprawdę nie docierało do niego to o co mnie w tym momencie chodzi.
- No tak weekendowy tatuś. Na pewno Stasiu będzie sie niezmiernie cieszył, że spędzi aż dwa dni ze swoim ojcem. Nigdy w życiu nie pozwolę Tobie zabrać go do siebie, więc wybij już to sobie z głowy. Jest za mały by podróżować samolotem. Jednocześnie mógłbyś trochę pomyśleć o mnie. Nie mam zamiaru do końca życia figurować w papierach jako Twoja żona. Chcę jak najszybciej rozwodu! A Twoje widzi mi się mam po prostu gdzieś. Najpierw daj mi wolność, a potem wyjeżdżaj gdzie sobie chcesz. Nawet na Syberie. Byle żebyście nie wystraszyli z tą wywłoką topniejących lodowców, bo epoki lodowcowej tutaj nie chcemy mieć
Miałam dość już jego osoby. Najpierw udaje kochanego tatusia, a potem stwierdza że sobie wyjeżdża. Z tego wszystkiego zaczęła mnie już nawet głowa boleć. Ile przecież można wysłuchiwać gadania Gawryły... Nie miałam zamiaru marnować więcej swojego cennego czasu, więc podniosłam sie z ławki i ruszyłam prowadząc wózek z dalej smacznie śpiącym synkiem do mojego samochodu. Kiedy już zapinałam fotelik ze Stasiem na siedzeniu zobaczyłam przez tylną szybę, że Piotr wstał z ławki i ruszył w moim kierunku. Zamknęłam cicho drzwi od strony mojego synka otwierając bagażnik i chcąc spakować do niego wózek. Niestety mój jeszcze obecny mąż z premedytacją oparł się o tył mojego auta zagradzając mi drogę. Miałam nadzieje, że w końcu sie z nim rozwiode a nasze kontakty ograniczą się tylko i wyłącznie do naszego dziecka. Niech on wreszcie da mi święty spokój !
- Możesz sie przesunąć? Nie jesteś przezroczysty, a chciałabym spakować wózek i jechać już do domu.
- Chciałem Ci tylko powiedzieć, że będę zabierał syna gdzie chcę i kiedy chcę.
- Tak? A mnie się wydaje, że jako matka tego dziecka, która w porównaniu do jego ojca troszczy się o niego będę mogła wtedy pójść na policję i oskarżyć Ciebie o uprowadzenie. Tylko kurcze zapewnijcie na wszelki wypadek wtedy Tosi opiekę, bo pewnie i Magdę oskarżą za współudział.. Ups... Jak sądzisz? Uwierzą ojcu, że chciał pobyć spokojnie z synkiem w jakimś azylu czy zrozpaczonej matce, której serce będzie sie krajało z cierpienia z powodu braku jej dziecka obok? Kiepski plan. Dasz mi rozwód, dziecko zostanie ze mną, będziesz płacił alimenty i mógł sie z nim widywać. - chciałabym zrobić zdjęcie miny Piotra w momencie, kiedy powiedziałam że pójdę na policję zgłosić uprowadzenie. Mój jeszcze obecny mąż chyba nie spodziewał sie, że zagroże mu odpowiedzialnością karną.
- A wytłumaczysz mi dlaczego Stasiu ma zostać z Tobą? Równie dobrze to Ty możesz płacić na niego alimenty i odwiedzać go. - nie ukrywam, że jego tok myślenia odkąd sie rozstaliśmy uległ zmianie. I to totalnej. Wcześniej chociaż udawał, że nasze relacje są optymistyczne, a teraz liczyło sie tylko i wyłącznie jego życie. Stał sie cholernym egoistą, aż zaczynałam się go bać. Czułam, że między nami może dojść do długiej wojny sądowej o dziecko, ale postanowiłam uderzyć w jego najczulszy punkt .
- Wierzysz w to, że zostawię niemowlaka z niepełnosprawną kobietą? Dzieci są bardzo ruchliwe, a ona podejrzewam nie kiwnęłaby nawet palcem. Nie wspominając już o tym, że będziecie mieć pewnie piękny dom z dużym ogrodem. Wyobrażasz to sobie? Nim ona sie wyczołga na tym swoim ferrari z domu to Stasiu może już być na ulicy albo rozbić sobie o coś głowę. Poza tym nie pozwolę, aby mój syn mówił do jakiejś Twojej kochanki " mamo " . To że Ty nie mogłeś utrzymać swojego poziomu testosteronu w normie z jedną kobietą, nie oznacza że moje dziecko będzie musiało mieć rozdwojenie jaźni z powodu błędów swojego tatusia i tego, czego nie może utrzymać spokojnie w spodniach. A teraz odsuń sie w końcu, bo zaczynam tracić cierpliwość ! - chciało mi się wtedy płakać, że musiałam sprawić aby Piotr za cierpiał, ale z drugiej strony byłam cholernie z siebie dumna że wyrzuciłam to wszystko z siebie. Piotr chyba doskonale wiedział, że mam racje i odsunął sie od mojego samochodu w dalszym ciągu mnie sie przyglądając. Kiedy nasze spojrzenia na chwile się spotkały zauważyłam w jego oczach ból. Straszny ból, którego nigdy w życiu nie widziałam. Zapakowałam wózek do bagażnika zostawiając w nim jednocześnie torbę z rzeczami Stasia i wsiadłam w końcu na miejsce kierowcy. Zapięłam pas i spojrzałam jeszcze na swojego synka, który najwidoczniej nie spał już dłuższą chwilę i uśmiechnął sie do mnie wesoło ukazując pierwsze dwa ząbki, które zaczęły sie już wybijać. Odpaliłam silnik swojego samochodu i poprawiając górne lusterko dostrzegłam, że Piotr stoi w tym samym miejscu co wcześniej, a nawet co jakiś czas przejeżdża dłonią po swoim policzku. Zdawało mi się albo płakał. Zrobiło mi się go strasznie szkoda w tej chwili i najchętniej to bym wysiadła z samochodu i biegła go przytulić, ale przypomniało mi się to jak on mnie skrzywdził przeszło rok temu i odjechałam ze szpitalnego parkingu włączając pierwszą, lepszą stacje radiową .
Cała ta rozmowa z Piotrem pod szpitalem doprowadziła do tego, że nie miałam już nawet ochoty wychodzić z Szymonem wieczorem. Ba, nawet zapomniałam w tym wszystkim poprosić Przemka o opiekę nad synkiem na kilka godzin. Zamykałam właśnie drzwi od swojego mieszkania zdejmując synkowi czapeczkę z główki. Uśmiechnęłam sie do niego serdecznie na co on odwdzięczył mi się tym samym. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał już godzinę 16, a więc porę obiadową. Usiadłam z synkiem na kanapie rozbierając go z kurteczki, a następnie posadziłam go do krzesełka dziecięcego, które stało w kuchni. Na jego blacie Stasiu miał swoje ulubione zabawki, więc od razu złapał je w dłonie pozwalając mi spokojnie podgrzać mu zupkę ze słoiczka, jak mi mnie zrobić coś na szybko do zjedzenia. Po otwarciu lodówki postanowiłam zjeść sobie na obiad naleśniki, jak i zrobić ich więcej na wieczór z Przemkiem i jego rodziną. Doskonale wiedziałam jak mój braciszek uwielbiał naleśniki przyrządzone przeze mnie z bitą śmietaną i owocami. Nakarmiłam więc Stasia i zaczęłam robić ciasto. Miałam właśnie rozlewać je na patelnię, kiedy do moich drzwi zadzwonił dzwonek, a kiedy je otworzyłam ujrzałam przed sobą policjanta.
- Dzień dobry, pani Hana Goldberg?
- Tak a o co chodzi? - w głowie miałam już najgorsze scenariusze, nawet dotyczące Piotra.
- Mogę wejść do środka?
W tej chwili serce dosłownie podskoczyło mi do gardła. Co jeżeli Piotr albo Przemek mieli wypadek? Przecież każdy wie, że policjanci nie przychodzą do zupełnie obcych im osób w ciągu dnia w mundurze na kawe. Gestem ręki zaprosiłam policjanta do środka karząc mu usiąść wygodnie na kanapie, a sama idąc do kuchni po Stasia..
po co policjant przyszedł do Hany? i czy Piotr jest przekonany do tego co robi ?
komentujcie i przesyłajcie link na bloga dalej ! ^^
już niebawem wszystko się wyjaśni :)
- A Twój syn? Nie pomyślałeś o tym, że on Ciebie też będzie potrzebował? Zwłaszcza jak zacznie raczkować, stawiać pierwsze kroki i wymawiać pierwsze słowa? - no tak. Piotruś jak zawsze jest bezwzględnym egoistą. Nigdy nie patrzy na to, żeby bliskim było dobrze. Zawsze musi być dla niego wygodnie. Ale no tak. Przecież najwyraźniej Magda z Tosią są ważniejsze od jego syna.
- Będę przylatywał. Zabiorę go do siebie nawet na jakiś czas. - ton Piotra w dalszym ciągu był spokojny. Chyba naprawdę nie docierało do niego to o co mnie w tym momencie chodzi.
- No tak weekendowy tatuś. Na pewno Stasiu będzie sie niezmiernie cieszył, że spędzi aż dwa dni ze swoim ojcem. Nigdy w życiu nie pozwolę Tobie zabrać go do siebie, więc wybij już to sobie z głowy. Jest za mały by podróżować samolotem. Jednocześnie mógłbyś trochę pomyśleć o mnie. Nie mam zamiaru do końca życia figurować w papierach jako Twoja żona. Chcę jak najszybciej rozwodu! A Twoje widzi mi się mam po prostu gdzieś. Najpierw daj mi wolność, a potem wyjeżdżaj gdzie sobie chcesz. Nawet na Syberie. Byle żebyście nie wystraszyli z tą wywłoką topniejących lodowców, bo epoki lodowcowej tutaj nie chcemy mieć
Miałam dość już jego osoby. Najpierw udaje kochanego tatusia, a potem stwierdza że sobie wyjeżdża. Z tego wszystkiego zaczęła mnie już nawet głowa boleć. Ile przecież można wysłuchiwać gadania Gawryły... Nie miałam zamiaru marnować więcej swojego cennego czasu, więc podniosłam sie z ławki i ruszyłam prowadząc wózek z dalej smacznie śpiącym synkiem do mojego samochodu. Kiedy już zapinałam fotelik ze Stasiem na siedzeniu zobaczyłam przez tylną szybę, że Piotr wstał z ławki i ruszył w moim kierunku. Zamknęłam cicho drzwi od strony mojego synka otwierając bagażnik i chcąc spakować do niego wózek. Niestety mój jeszcze obecny mąż z premedytacją oparł się o tył mojego auta zagradzając mi drogę. Miałam nadzieje, że w końcu sie z nim rozwiode a nasze kontakty ograniczą się tylko i wyłącznie do naszego dziecka. Niech on wreszcie da mi święty spokój !
- Możesz sie przesunąć? Nie jesteś przezroczysty, a chciałabym spakować wózek i jechać już do domu.
- Chciałem Ci tylko powiedzieć, że będę zabierał syna gdzie chcę i kiedy chcę.
- Tak? A mnie się wydaje, że jako matka tego dziecka, która w porównaniu do jego ojca troszczy się o niego będę mogła wtedy pójść na policję i oskarżyć Ciebie o uprowadzenie. Tylko kurcze zapewnijcie na wszelki wypadek wtedy Tosi opiekę, bo pewnie i Magdę oskarżą za współudział.. Ups... Jak sądzisz? Uwierzą ojcu, że chciał pobyć spokojnie z synkiem w jakimś azylu czy zrozpaczonej matce, której serce będzie sie krajało z cierpienia z powodu braku jej dziecka obok? Kiepski plan. Dasz mi rozwód, dziecko zostanie ze mną, będziesz płacił alimenty i mógł sie z nim widywać. - chciałabym zrobić zdjęcie miny Piotra w momencie, kiedy powiedziałam że pójdę na policję zgłosić uprowadzenie. Mój jeszcze obecny mąż chyba nie spodziewał sie, że zagroże mu odpowiedzialnością karną.
- A wytłumaczysz mi dlaczego Stasiu ma zostać z Tobą? Równie dobrze to Ty możesz płacić na niego alimenty i odwiedzać go. - nie ukrywam, że jego tok myślenia odkąd sie rozstaliśmy uległ zmianie. I to totalnej. Wcześniej chociaż udawał, że nasze relacje są optymistyczne, a teraz liczyło sie tylko i wyłącznie jego życie. Stał sie cholernym egoistą, aż zaczynałam się go bać. Czułam, że między nami może dojść do długiej wojny sądowej o dziecko, ale postanowiłam uderzyć w jego najczulszy punkt .
- Wierzysz w to, że zostawię niemowlaka z niepełnosprawną kobietą? Dzieci są bardzo ruchliwe, a ona podejrzewam nie kiwnęłaby nawet palcem. Nie wspominając już o tym, że będziecie mieć pewnie piękny dom z dużym ogrodem. Wyobrażasz to sobie? Nim ona sie wyczołga na tym swoim ferrari z domu to Stasiu może już być na ulicy albo rozbić sobie o coś głowę. Poza tym nie pozwolę, aby mój syn mówił do jakiejś Twojej kochanki " mamo " . To że Ty nie mogłeś utrzymać swojego poziomu testosteronu w normie z jedną kobietą, nie oznacza że moje dziecko będzie musiało mieć rozdwojenie jaźni z powodu błędów swojego tatusia i tego, czego nie może utrzymać spokojnie w spodniach. A teraz odsuń sie w końcu, bo zaczynam tracić cierpliwość ! - chciało mi się wtedy płakać, że musiałam sprawić aby Piotr za cierpiał, ale z drugiej strony byłam cholernie z siebie dumna że wyrzuciłam to wszystko z siebie. Piotr chyba doskonale wiedział, że mam racje i odsunął sie od mojego samochodu w dalszym ciągu mnie sie przyglądając. Kiedy nasze spojrzenia na chwile się spotkały zauważyłam w jego oczach ból. Straszny ból, którego nigdy w życiu nie widziałam. Zapakowałam wózek do bagażnika zostawiając w nim jednocześnie torbę z rzeczami Stasia i wsiadłam w końcu na miejsce kierowcy. Zapięłam pas i spojrzałam jeszcze na swojego synka, który najwidoczniej nie spał już dłuższą chwilę i uśmiechnął sie do mnie wesoło ukazując pierwsze dwa ząbki, które zaczęły sie już wybijać. Odpaliłam silnik swojego samochodu i poprawiając górne lusterko dostrzegłam, że Piotr stoi w tym samym miejscu co wcześniej, a nawet co jakiś czas przejeżdża dłonią po swoim policzku. Zdawało mi się albo płakał. Zrobiło mi się go strasznie szkoda w tej chwili i najchętniej to bym wysiadła z samochodu i biegła go przytulić, ale przypomniało mi się to jak on mnie skrzywdził przeszło rok temu i odjechałam ze szpitalnego parkingu włączając pierwszą, lepszą stacje radiową .
Cała ta rozmowa z Piotrem pod szpitalem doprowadziła do tego, że nie miałam już nawet ochoty wychodzić z Szymonem wieczorem. Ba, nawet zapomniałam w tym wszystkim poprosić Przemka o opiekę nad synkiem na kilka godzin. Zamykałam właśnie drzwi od swojego mieszkania zdejmując synkowi czapeczkę z główki. Uśmiechnęłam sie do niego serdecznie na co on odwdzięczył mi się tym samym. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał już godzinę 16, a więc porę obiadową. Usiadłam z synkiem na kanapie rozbierając go z kurteczki, a następnie posadziłam go do krzesełka dziecięcego, które stało w kuchni. Na jego blacie Stasiu miał swoje ulubione zabawki, więc od razu złapał je w dłonie pozwalając mi spokojnie podgrzać mu zupkę ze słoiczka, jak mi mnie zrobić coś na szybko do zjedzenia. Po otwarciu lodówki postanowiłam zjeść sobie na obiad naleśniki, jak i zrobić ich więcej na wieczór z Przemkiem i jego rodziną. Doskonale wiedziałam jak mój braciszek uwielbiał naleśniki przyrządzone przeze mnie z bitą śmietaną i owocami. Nakarmiłam więc Stasia i zaczęłam robić ciasto. Miałam właśnie rozlewać je na patelnię, kiedy do moich drzwi zadzwonił dzwonek, a kiedy je otworzyłam ujrzałam przed sobą policjanta.
- Dzień dobry, pani Hana Goldberg?
- Tak a o co chodzi? - w głowie miałam już najgorsze scenariusze, nawet dotyczące Piotra.
- Mogę wejść do środka?
W tej chwili serce dosłownie podskoczyło mi do gardła. Co jeżeli Piotr albo Przemek mieli wypadek? Przecież każdy wie, że policjanci nie przychodzą do zupełnie obcych im osób w ciągu dnia w mundurze na kawe. Gestem ręki zaprosiłam policjanta do środka karząc mu usiąść wygodnie na kanapie, a sama idąc do kuchni po Stasia..
po co policjant przyszedł do Hany? i czy Piotr jest przekonany do tego co robi ?
komentujcie i przesyłajcie link na bloga dalej ! ^^
już niebawem wszystko się wyjaśni :)
piątek, 25 kwietnia 2014
Part 12
Okazało się, że pacjentka wymaga natychmiastowego trafienia na stół operacyjny, lecz na moje szczęście z bloku właśnie schodził Darek. Przejął po konsultacji pacjentkę ode mnie i poszedł się szykować do kolejnego już zabiegu dzisiaj. Wracałam właśnie do pokoju lekarskiego, kiedy drogę zagrodził mi szeroko uśmiechnięty Szymon.
- Słuchaj, a może dałabyś się zaprosić na kolację? Albo chociaż na kawę z jakimś dobrym ciachem? - zapytał czym po prostu zbił mnie z nóg. Zawsze był odważny, ale nie do tego stopnia.
- No nie wiem.. Przecież wiesz, że mam dziecko i muszę się nim opiekować. - w zasadzie planowałam jakiś wypad babski z Leną wieczorem na miasto prosząc wcześniej Przemka o opiekę nad Stasiem. Wydawało mi się, że takie oderwanie na chwilę od szarej rzeczywistości mogło by mi się przydać. Ale w mojej głowie od razu pojawiły się myśli,czy nie będzie płakał, czy Przemek da sobie z nim radę i czy nic się nie stanie złego.
- Nie daj się dłużej prosić Hana. Chwila rozrywki nikomu nie zaszkodziła, a może Tobie bardzo pomóc. Zwłaszcza, że całe dnie siedzisz zamknięta w domu. - Szymon dalej nalegał, a ja stwierdziłam, że ma z tym wszystkim racje. Wzięłam głęboki wdech kiwając tylko twierdząco głową.
- To świetnie. Przyjadę po Ciebie dzisiaj wieczorem. Pasuje Tobie o 19? - sam termin naszego " wypadu " strasznie mnie zaskoczył. Myślałam, że jakoś zdążę się nastawić psychicznie na to spotkanie, lecz jak widać Szymon nie dał mi tej szansy. Z drugiej strony stwierdziłam, że im szybciej tym lepiej. Spotkam sie z nim, posiedzimy, porozmawiamy, coś zjemy i wrócę do swojego dziecka. Zatem pozostało mi tylko uszykować się i poprosić Przemka o przysługę.
- Może być 19:30? O 19 akurat Stasiu je kaszkę i chciałabym go jeszcze nakarmić.
- Dobrze, to będę o 19:30. Do zobaczenia .
Na pożegnanie Szymon ucałował mnie w policzek i ruszył w przeciwną stronę niż ja zmierzałam. Przez resztę drogi do lekarskiego rozmyślałam w co się ubiorę, jak i o tym czy Przemek zgodzi się zostać z małym. Weszłam do środka poszukując wzrokiem postaci mojego synka jak i brata. Nie było słychać niż nigdzie. Nawet wózka z torbą nie było w środku. Dopadły mnie straszne myśli, ale po chwili starałam się zastanowić racjonalnie, gdzie mogło podziać się moje dziecko. Do gabinetu wszedł Adam, który próbował do kogoś się dodzwonić, a w wyniku braku rezultatów klnął cicho pod nosem.
- Cześć Hana, szukasz kogoś? - powitał mnie jednym z tych swoich czarujących uśmieszków jednocześnie chowając swój telefon do kieszeni spodni.
- Szukam Przemka. Zostawiłam z nim Stasia pod opieką i obaj przepadli. - odwzajemniłam uśmiech Adama ściągając swój kitel i odwieszając go z powrotem na wieszak.
- Przemek jest w zabiegowym, szyje rane na nodze. A Twój syn jest przed szpitalem. Widziałem jak Piotr z nim jeździł w parku.
- Okej, dziękuję Tobie .
Pożegnałam sie z chirurgiem udając się szybkim krokiem w stronę wyjścia ze szpitala. Miałam nadzieje, że szybko znajdę swój skarb i pojadę z nim do domu. Kiedy już minęłam drzwi wejściowe do placówki i rozglądnęłam sie wokoło dostrzegłam siedzącego na pobliskiej ławce Piotra grzejącego się na wiosennym słoneczku i kołyszącego delikatnie wózek. Oczy miał przymknięte, więc najwyraźniej odpoczywał. Podeszłam cicho siadając na krańcu ławki i zaglądając do wózka, gdzie smacznie spał Stasiu.
- Mogłeś chociaż zostawić kartkę w lekarskim, że zabierasz dziecko i wychodzisz ze szpitala. - odezwałam sie w końcu po irytującej ciszy. Sama przymykając oczy i całkowicie ulegając grzejącym lekko promieniom słonecznym.
- Przepraszam. Ale Przemek był wezwany do szycia rany, a Stasiu akurat miał być karmiony. Więc postanowiłem, że nakarmię go mlekiem i zabiorę go na spacer po okolicy. Jest taka piękna pogoda, szkoda żeby dziecko siedziało cały czas w czterech ścianach. Poza tym musimy i tak porozmawiać, więc nie rozumiem w czym jest problem.
- Piotr nie wiem co Ty sobie wyobraziłeś, ale między nami nic już nie ma. Przestań proszę Cię zawracać mi głowę. Chcę zacząć wszystko od nowa, a Ty mi póki co tego nie ułatwiasz. Nie wiem co chcesz tym osiągnąć, ale jeżeli to że do końca życia będę samotną rozwódką z dzieckiem to sie mylisz. Skoro Ty mogłeś sobie ułożyć wszystko na nowo z Magdą to dlaczego ja nie mogę to samo zrobić z kimś innym? - jak zawsze głupie wymówki mojego męża zaczęły mnie denerwować przez co zaczęłam delikatnie stukać obcasem o kostkę brukową.
- Hana to nie tak... Rób sobie co chcesz, ale musimy poważnie porozmawiać.
- Czy Ty nie rozumiesz, że nie mamy o czym ?! Tym bardziej jeżeli określasz, że o NAS? - coś czułam, że nawet nie chce mi się wychodzić wieczorem z Szymonem.
- Wyjeżdżam na dłuższy czas.. - jedno zdanie, a potrafi wszystko zmienić. Nie wiedziałam kompletnie jak zareagować na oświadczenie Piotra. Z początku myślałam, że to jakiś żart i nawet miałam już uśmiechnąć sie w tej reakcji, ale widząc poważną minę Piotra powstrzymałam sie od tego czynu. W sumie nie byłam zadowolona z tego wyjazdu. Oznaczało to, że nie tylko Stasiu straci na jakiś czas kontakt ze swoim tatą, ale i ja. Zrobiło mi się strasznie przykro i nie kryjąc łez napływających do oczu spojrzałam głęboko w oczy Piotra.
- Co takiego...?
Przepraszam, że dodaję kolejną część tak późno, ale zmieniałam tą część kilkakrotnie.
komentujcie :)
- Słuchaj, a może dałabyś się zaprosić na kolację? Albo chociaż na kawę z jakimś dobrym ciachem? - zapytał czym po prostu zbił mnie z nóg. Zawsze był odważny, ale nie do tego stopnia.
- No nie wiem.. Przecież wiesz, że mam dziecko i muszę się nim opiekować. - w zasadzie planowałam jakiś wypad babski z Leną wieczorem na miasto prosząc wcześniej Przemka o opiekę nad Stasiem. Wydawało mi się, że takie oderwanie na chwilę od szarej rzeczywistości mogło by mi się przydać. Ale w mojej głowie od razu pojawiły się myśli,czy nie będzie płakał, czy Przemek da sobie z nim radę i czy nic się nie stanie złego.
- Nie daj się dłużej prosić Hana. Chwila rozrywki nikomu nie zaszkodziła, a może Tobie bardzo pomóc. Zwłaszcza, że całe dnie siedzisz zamknięta w domu. - Szymon dalej nalegał, a ja stwierdziłam, że ma z tym wszystkim racje. Wzięłam głęboki wdech kiwając tylko twierdząco głową.
- To świetnie. Przyjadę po Ciebie dzisiaj wieczorem. Pasuje Tobie o 19? - sam termin naszego " wypadu " strasznie mnie zaskoczył. Myślałam, że jakoś zdążę się nastawić psychicznie na to spotkanie, lecz jak widać Szymon nie dał mi tej szansy. Z drugiej strony stwierdziłam, że im szybciej tym lepiej. Spotkam sie z nim, posiedzimy, porozmawiamy, coś zjemy i wrócę do swojego dziecka. Zatem pozostało mi tylko uszykować się i poprosić Przemka o przysługę.
- Może być 19:30? O 19 akurat Stasiu je kaszkę i chciałabym go jeszcze nakarmić.
- Dobrze, to będę o 19:30. Do zobaczenia .
Na pożegnanie Szymon ucałował mnie w policzek i ruszył w przeciwną stronę niż ja zmierzałam. Przez resztę drogi do lekarskiego rozmyślałam w co się ubiorę, jak i o tym czy Przemek zgodzi się zostać z małym. Weszłam do środka poszukując wzrokiem postaci mojego synka jak i brata. Nie było słychać niż nigdzie. Nawet wózka z torbą nie było w środku. Dopadły mnie straszne myśli, ale po chwili starałam się zastanowić racjonalnie, gdzie mogło podziać się moje dziecko. Do gabinetu wszedł Adam, który próbował do kogoś się dodzwonić, a w wyniku braku rezultatów klnął cicho pod nosem.
- Cześć Hana, szukasz kogoś? - powitał mnie jednym z tych swoich czarujących uśmieszków jednocześnie chowając swój telefon do kieszeni spodni.
- Szukam Przemka. Zostawiłam z nim Stasia pod opieką i obaj przepadli. - odwzajemniłam uśmiech Adama ściągając swój kitel i odwieszając go z powrotem na wieszak.
- Przemek jest w zabiegowym, szyje rane na nodze. A Twój syn jest przed szpitalem. Widziałem jak Piotr z nim jeździł w parku.
- Okej, dziękuję Tobie .
Pożegnałam sie z chirurgiem udając się szybkim krokiem w stronę wyjścia ze szpitala. Miałam nadzieje, że szybko znajdę swój skarb i pojadę z nim do domu. Kiedy już minęłam drzwi wejściowe do placówki i rozglądnęłam sie wokoło dostrzegłam siedzącego na pobliskiej ławce Piotra grzejącego się na wiosennym słoneczku i kołyszącego delikatnie wózek. Oczy miał przymknięte, więc najwyraźniej odpoczywał. Podeszłam cicho siadając na krańcu ławki i zaglądając do wózka, gdzie smacznie spał Stasiu.
- Mogłeś chociaż zostawić kartkę w lekarskim, że zabierasz dziecko i wychodzisz ze szpitala. - odezwałam sie w końcu po irytującej ciszy. Sama przymykając oczy i całkowicie ulegając grzejącym lekko promieniom słonecznym.
- Przepraszam. Ale Przemek był wezwany do szycia rany, a Stasiu akurat miał być karmiony. Więc postanowiłem, że nakarmię go mlekiem i zabiorę go na spacer po okolicy. Jest taka piękna pogoda, szkoda żeby dziecko siedziało cały czas w czterech ścianach. Poza tym musimy i tak porozmawiać, więc nie rozumiem w czym jest problem.
- Piotr nie wiem co Ty sobie wyobraziłeś, ale między nami nic już nie ma. Przestań proszę Cię zawracać mi głowę. Chcę zacząć wszystko od nowa, a Ty mi póki co tego nie ułatwiasz. Nie wiem co chcesz tym osiągnąć, ale jeżeli to że do końca życia będę samotną rozwódką z dzieckiem to sie mylisz. Skoro Ty mogłeś sobie ułożyć wszystko na nowo z Magdą to dlaczego ja nie mogę to samo zrobić z kimś innym? - jak zawsze głupie wymówki mojego męża zaczęły mnie denerwować przez co zaczęłam delikatnie stukać obcasem o kostkę brukową.
- Hana to nie tak... Rób sobie co chcesz, ale musimy poważnie porozmawiać.
- Czy Ty nie rozumiesz, że nie mamy o czym ?! Tym bardziej jeżeli określasz, że o NAS? - coś czułam, że nawet nie chce mi się wychodzić wieczorem z Szymonem.
- Wyjeżdżam na dłuższy czas.. - jedno zdanie, a potrafi wszystko zmienić. Nie wiedziałam kompletnie jak zareagować na oświadczenie Piotra. Z początku myślałam, że to jakiś żart i nawet miałam już uśmiechnąć sie w tej reakcji, ale widząc poważną minę Piotra powstrzymałam sie od tego czynu. W sumie nie byłam zadowolona z tego wyjazdu. Oznaczało to, że nie tylko Stasiu straci na jakiś czas kontakt ze swoim tatą, ale i ja. Zrobiło mi się strasznie przykro i nie kryjąc łez napływających do oczu spojrzałam głęboko w oczy Piotra.
- Co takiego...?
Przepraszam, że dodaję kolejną część tak późno, ale zmieniałam tą część kilkakrotnie.
komentujcie :)
czwartek, 24 kwietnia 2014
Part 11
Postanowiłam, że nie będę wtrącać się w życie Piotra i jego nowej rodziny. Bądź co bądź to ich sprawa co robią. Szłam dalej korytarzem serdecznie uśmiechając się do witających mnie pielęgniarek czy mniej znanych mi lekarzy. Gdy dostarłam już do pokoju lekarskiego okazało się, że jedyną osobą która w nim przebywa jest Szymon Dryl, nasz psychiatra . Od samego wejścia powitał mnie ciepłym uśmiechem podnosząc się z kanapy.
- O ! Hana jak miło Ciebie widzieć. - ucałował delikatnie mój policzek, zaglądając do fotelika w którym dalej spał mój synek. - Ale on już duży. Mam nadzieje, że mamusi nie daje popalić co ?
Zaśmiałam sie wesoło odkładając swoją torebkę na kanapę.
- Spokojnie spokojnie, jest bardzo grzeczny. Dajemy sobie radę . - obdarowałam Szymona swoim uśmiechem po czym podeszłam do znanego już wszystkim ekspresu do kawy. - Działa jeszcze, czy już do końca wysiadł?
- Jako tako jeszcze działa. I siadaj sobie, a ja zrobię Tobie tą kawe. Poza tym akurat spadłaś chyba z nieba Samborowi, bo szukał ginekologa do konsultacji, ale niestety każdy z tych nowych zajęty, a Darek od rana siedzi na bloku i praktycznie wcale z niego nie wychodzi.
- To wspaniale. Sprawdzę czy jeszcze nie straciłam zdolności lekarskiej przez ten macierzyński.
Na moje słowa razem z Szymonem wybuchliśmy śmiechem. Z czystej ciekawości zaczęłam przeglądać kartki porozrzucane na biurku siadając jednocześnie za nim. Niektóre dotyczyły pacjentów z interny, inne z chirurgi, a jeszcze inne ode mnie z oddziału. Nie było trzeba się domyślać, że te ostatnie najbardziej mnie zainteresowały. Z uwagą czytałam informacje znajdujące sie na nich co jakiś czas podśmiechując się pod nosem. Przerwałam dopiero w momencie, kiedy przede mną został postawiony kubek kawy.
- Dzięki . - odparłam zerkając na chwilę na Szymona i wracając do poprzestanej czynności. - Swoją drogą Ci nowi lekarze na ginekologii chyba dalej korzystają ze starych skrótów medycznych.
- I co z tego? - Szymon chyba nie do końca był zorientowany do czego zmierzam.
- Każdy do oznaczania tomografii komputerowej jest przyzwyczajowy do zwykłego CT, a oni piszą CAT. Tak wiem, że w obu skrótach chodzi o to samo badanie, ale przecież mamy nowego radiologa a z tego co mi wiadomo oni już jadą tymi nowymi skrótami.
- Ach wróciła Hana. Jak zawsze serdeczna, zawsze uśmiechnięta i pedantyczna względem skrótów medycznych . - Szymon siedzący akurat naprzeciwko mnie zaśmiał sie wesoło spoglądając na mnie a jednocześnie upijając łyk swojej kawy.
- Szkoda, że w życiu już tak pedantycznie u mnie nie jest.. - westchnęłam cicho chwytając swój kubek z ciepłym jeszcze napojem i przechylając go lekko w górę. - Widzę, że dalej pamiętasz jaką kawę lubię najbardziej. - uśmiechnęłam sie lekko pijąc napój.
- Jak zawsze łyżeczka płaska cukru i odrobina mleka. Hana... słuchaj, bo jak chcesz o tym porozmawiać to wiesz, że zawsze Cię wysłucham. - ton głosu Szymona nieco się zmienił co od razu odczułam. Czuć było w nim troskę o moją osobę jak i podejrzewam o mojego synka też.
- A o czym mam Tobie mówić? - postawiłam kubek z powrotem na stół zakładając pod nim nogę na nogę. - Że Piotr mnie zostawił i wrócił do byłej partnerki z którą będą mieć już drugie dziecko? Że dalej cierpię z tego powodu jak i z tego, że mój syn wychowa sie bez ojca dostępnego przez 24 godziny 7 dni w tygodniu? Nie chcę. Po to właśnie w życiu są takie momenty w których spada się na dno, by móc od nowa zacząć budować fundamenty życia i dojść na sam szczyt.
Akurat mój synek właśnie się obudził, czym tylko uratował mnie od dalszej dyskusji z Szymonem na temat mojego nieudanego małżeństwa oraz samotnego macierzyństwa. Wstałam od stołu podchodząc do wózka i wzięłam na ręce najcenniejszy skarb, który teraz mam. Usiadłam z nim na kanapę i rozebrałam go z kurtki jak i czapki.
Do pokoju właśnie wszedł Przemek rozmawiający przez telefon. Był tak zajęty rozmową, że nawet nie zauważył stojącego przy biurku wózka ani mnie siedzącej z dzieckiem na kanapie.
- Nie , nie. Nie wiem czy da radę stary. Chciałbym jeszcze jechać z Olą i małą do siostry po robocie, więc to piwo tak nie bardzo mi dzisiaj pasuje.. A jutro z kolei mam nocny dyżur, więc już tymbardziej. No dobra, no okej. No to pa.
Podszedł do ekspresu uruchamiając go, a kiedy odwrócił sie dopiero ujrzał moją postać.
- O Hana. A co Wy tu robicie? Myślałem, że wpadniemy do Was dzisiaj na jakąś kawę czy coś.Właśnie skończyłem dyżur na izbie - mój brat podszedł do mnie i kulturalnie przywitał sie ze mną buziakiem w policzek, a Stasia uśmiechniętego od ucha do ucha na widok swojego ukochanego wujka wziął na ręce.
- Przyjechaliśmy odwiedzić mamy stare śmieci. A na kawe zawsze możecie wpaść. Swoją drogą dawno sie nie widzieliśmy, więc czemu nie. Zapraszamy.
Kolejną osobą, która wbiegła wprost do pokoju był Michał Sambor. Spoglądał na tablicę dzisiejszych operacji drapiąc sie przy tym po głowie.
- Cholera jasna ! Że Ci wszyscy ginekolodzy są zajęci ! Potrzebuje pilnej konsultacji , niewiadomo czy nie trzeba będzie operować, a żadnego nie ma !
Widząc wzburzenie chirurga zaśmiałam się cicho podchodząc do przebieralni i sięgając z wieszaka swój kitel. W mgnieniu oka założyłam go stając ramię w ramię z Michałem. Ten spojrzał na mnie zaskoczonym , a jednocześnie błagającym o pomoc wzrokiem.
- Szukałeś ginekologa. Tak sie składa, że jeden z nich ma teraz chwilę wolnego. - uśmiechnęłam sie serdecznie w stronę kolegi i wyszłam z nim na korytarz przeglądając wyniki badań, które zostały wręczone mi do ręki.
- Kobieta, lat 37. Po usunięciu lewego jajowodu z powodu guza w dystalnej jego części. Prawdopodobnie guz pojawił się z drugiej strony, a w dodatku pacjenta ma dolegliwości wskazujące też na zapalenie ostrzewnej.
- Robiliście usg ?
- Tak tak . Macica w porządku jak i cała reszta.
- Krew?
- Wszystko w normie.
Kierowaliśmy się w stronę izby przyjęć, gdzie kilkanaście minut temu był tutaj Piotr. Nie byłam chętna do częstych spotkań z jego osobą jak i jego obecnej partnerki, lecz wiedziałam że nic innego zrobić nie mogę. Na złość musiał akurat wyjść zza rogu mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu i z powrotem.
- Gdzie mój syn? - zapytał najwyraźniej oburzony tym, że tutaj jestem i to w dodatku w swoim fartuchu.
- Twój będzie jak już mnie zabraknie. Póki co musimy dzielić się nim.
- Więc?
- Więc? Zostawiłam go samego w domu wiesz? Grzecznie sobie leżał najedzony w łóżeczku, więc stwierdziłam że zrobię sobie babski wypad do szpitala. Myśl że logicznie, że skoro ja tu jestem to NASZ syn także. - z wrażenia aż postukałam sie po czole patrząc na Piotra. Doskonale wiedział, że nienawidze jak oskarża mnie o nieodpowiedzialność.
- Mogłaś to jakoś grzeczniej powiedzieć.
- Nie jestem Twoją marionetką, że będziesz mną manewrował. Jestem dorosłą osobą i będę wyrażać się tak jak mi sie to podoba oraz jak ten ktoś na to zasługuje. A Twoje donsy jakoś mnie mało obchodzą. Chyba adres zgubiłeś do właściwej osoby.
- Hana, musimy porozmawiać.
- O czym? o rozwodzie? mówiłam Tobie jak ostatnio byłeś odwiedzić syna, że rozprawa pierwsza jest za trzy tygodnie.
- Nie chodzi mi o to, chodzi mi o nas.
Nie mogłam inaczej zareagować jak po prostu wybuchnąć donośnym śmiechem na cały korytarz. Ludzie się na mnie patrzyli, a ja stałam i śmiałam się jak szalona. Kiedy już doszłam do ładu nie spoglądając nawet na Piotra zniknęłam za drzwiami , gdzie czekała na mnie pacjentka. Swoją drogą ciekawe o czym Piotr chce tak bardzo ze mną porozmawiać.. Zresztą nawet mnie to nie interesuje. Może przejrzał na oczy, ale jednak za późno.
Jak sądzicie o czym Piotr chce porozmawiać z Haną?
Czy jak Piotr wszystko wyjaśni to pojawi się szansa, że wrócą do siebie? ;>
kolejna część już wieczorem :)
czytasz - udostępniasz - komentujesz <3
- O ! Hana jak miło Ciebie widzieć. - ucałował delikatnie mój policzek, zaglądając do fotelika w którym dalej spał mój synek. - Ale on już duży. Mam nadzieje, że mamusi nie daje popalić co ?
Zaśmiałam sie wesoło odkładając swoją torebkę na kanapę.
- Spokojnie spokojnie, jest bardzo grzeczny. Dajemy sobie radę . - obdarowałam Szymona swoim uśmiechem po czym podeszłam do znanego już wszystkim ekspresu do kawy. - Działa jeszcze, czy już do końca wysiadł?
- Jako tako jeszcze działa. I siadaj sobie, a ja zrobię Tobie tą kawe. Poza tym akurat spadłaś chyba z nieba Samborowi, bo szukał ginekologa do konsultacji, ale niestety każdy z tych nowych zajęty, a Darek od rana siedzi na bloku i praktycznie wcale z niego nie wychodzi.
- To wspaniale. Sprawdzę czy jeszcze nie straciłam zdolności lekarskiej przez ten macierzyński.
Na moje słowa razem z Szymonem wybuchliśmy śmiechem. Z czystej ciekawości zaczęłam przeglądać kartki porozrzucane na biurku siadając jednocześnie za nim. Niektóre dotyczyły pacjentów z interny, inne z chirurgi, a jeszcze inne ode mnie z oddziału. Nie było trzeba się domyślać, że te ostatnie najbardziej mnie zainteresowały. Z uwagą czytałam informacje znajdujące sie na nich co jakiś czas podśmiechując się pod nosem. Przerwałam dopiero w momencie, kiedy przede mną został postawiony kubek kawy.
- Dzięki . - odparłam zerkając na chwilę na Szymona i wracając do poprzestanej czynności. - Swoją drogą Ci nowi lekarze na ginekologii chyba dalej korzystają ze starych skrótów medycznych.
- I co z tego? - Szymon chyba nie do końca był zorientowany do czego zmierzam.
- Każdy do oznaczania tomografii komputerowej jest przyzwyczajowy do zwykłego CT, a oni piszą CAT. Tak wiem, że w obu skrótach chodzi o to samo badanie, ale przecież mamy nowego radiologa a z tego co mi wiadomo oni już jadą tymi nowymi skrótami.
- Ach wróciła Hana. Jak zawsze serdeczna, zawsze uśmiechnięta i pedantyczna względem skrótów medycznych . - Szymon siedzący akurat naprzeciwko mnie zaśmiał sie wesoło spoglądając na mnie a jednocześnie upijając łyk swojej kawy.
- Szkoda, że w życiu już tak pedantycznie u mnie nie jest.. - westchnęłam cicho chwytając swój kubek z ciepłym jeszcze napojem i przechylając go lekko w górę. - Widzę, że dalej pamiętasz jaką kawę lubię najbardziej. - uśmiechnęłam sie lekko pijąc napój.
- Jak zawsze łyżeczka płaska cukru i odrobina mleka. Hana... słuchaj, bo jak chcesz o tym porozmawiać to wiesz, że zawsze Cię wysłucham. - ton głosu Szymona nieco się zmienił co od razu odczułam. Czuć było w nim troskę o moją osobę jak i podejrzewam o mojego synka też.
- A o czym mam Tobie mówić? - postawiłam kubek z powrotem na stół zakładając pod nim nogę na nogę. - Że Piotr mnie zostawił i wrócił do byłej partnerki z którą będą mieć już drugie dziecko? Że dalej cierpię z tego powodu jak i z tego, że mój syn wychowa sie bez ojca dostępnego przez 24 godziny 7 dni w tygodniu? Nie chcę. Po to właśnie w życiu są takie momenty w których spada się na dno, by móc od nowa zacząć budować fundamenty życia i dojść na sam szczyt.
Akurat mój synek właśnie się obudził, czym tylko uratował mnie od dalszej dyskusji z Szymonem na temat mojego nieudanego małżeństwa oraz samotnego macierzyństwa. Wstałam od stołu podchodząc do wózka i wzięłam na ręce najcenniejszy skarb, który teraz mam. Usiadłam z nim na kanapę i rozebrałam go z kurtki jak i czapki.
Do pokoju właśnie wszedł Przemek rozmawiający przez telefon. Był tak zajęty rozmową, że nawet nie zauważył stojącego przy biurku wózka ani mnie siedzącej z dzieckiem na kanapie.
- Nie , nie. Nie wiem czy da radę stary. Chciałbym jeszcze jechać z Olą i małą do siostry po robocie, więc to piwo tak nie bardzo mi dzisiaj pasuje.. A jutro z kolei mam nocny dyżur, więc już tymbardziej. No dobra, no okej. No to pa.
Podszedł do ekspresu uruchamiając go, a kiedy odwrócił sie dopiero ujrzał moją postać.
- O Hana. A co Wy tu robicie? Myślałem, że wpadniemy do Was dzisiaj na jakąś kawę czy coś.Właśnie skończyłem dyżur na izbie - mój brat podszedł do mnie i kulturalnie przywitał sie ze mną buziakiem w policzek, a Stasia uśmiechniętego od ucha do ucha na widok swojego ukochanego wujka wziął na ręce.
- Przyjechaliśmy odwiedzić mamy stare śmieci. A na kawe zawsze możecie wpaść. Swoją drogą dawno sie nie widzieliśmy, więc czemu nie. Zapraszamy.
Kolejną osobą, która wbiegła wprost do pokoju był Michał Sambor. Spoglądał na tablicę dzisiejszych operacji drapiąc sie przy tym po głowie.
- Cholera jasna ! Że Ci wszyscy ginekolodzy są zajęci ! Potrzebuje pilnej konsultacji , niewiadomo czy nie trzeba będzie operować, a żadnego nie ma !
Widząc wzburzenie chirurga zaśmiałam się cicho podchodząc do przebieralni i sięgając z wieszaka swój kitel. W mgnieniu oka założyłam go stając ramię w ramię z Michałem. Ten spojrzał na mnie zaskoczonym , a jednocześnie błagającym o pomoc wzrokiem.
- Szukałeś ginekologa. Tak sie składa, że jeden z nich ma teraz chwilę wolnego. - uśmiechnęłam sie serdecznie w stronę kolegi i wyszłam z nim na korytarz przeglądając wyniki badań, które zostały wręczone mi do ręki.
- Kobieta, lat 37. Po usunięciu lewego jajowodu z powodu guza w dystalnej jego części. Prawdopodobnie guz pojawił się z drugiej strony, a w dodatku pacjenta ma dolegliwości wskazujące też na zapalenie ostrzewnej.
- Robiliście usg ?
- Tak tak . Macica w porządku jak i cała reszta.
- Krew?
- Wszystko w normie.
Kierowaliśmy się w stronę izby przyjęć, gdzie kilkanaście minut temu był tutaj Piotr. Nie byłam chętna do częstych spotkań z jego osobą jak i jego obecnej partnerki, lecz wiedziałam że nic innego zrobić nie mogę. Na złość musiał akurat wyjść zza rogu mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu i z powrotem.
- Gdzie mój syn? - zapytał najwyraźniej oburzony tym, że tutaj jestem i to w dodatku w swoim fartuchu.
- Twój będzie jak już mnie zabraknie. Póki co musimy dzielić się nim.
- Więc?
- Więc? Zostawiłam go samego w domu wiesz? Grzecznie sobie leżał najedzony w łóżeczku, więc stwierdziłam że zrobię sobie babski wypad do szpitala. Myśl że logicznie, że skoro ja tu jestem to NASZ syn także. - z wrażenia aż postukałam sie po czole patrząc na Piotra. Doskonale wiedział, że nienawidze jak oskarża mnie o nieodpowiedzialność.
- Mogłaś to jakoś grzeczniej powiedzieć.
- Nie jestem Twoją marionetką, że będziesz mną manewrował. Jestem dorosłą osobą i będę wyrażać się tak jak mi sie to podoba oraz jak ten ktoś na to zasługuje. A Twoje donsy jakoś mnie mało obchodzą. Chyba adres zgubiłeś do właściwej osoby.
- Hana, musimy porozmawiać.
- O czym? o rozwodzie? mówiłam Tobie jak ostatnio byłeś odwiedzić syna, że rozprawa pierwsza jest za trzy tygodnie.
- Nie chodzi mi o to, chodzi mi o nas.
Nie mogłam inaczej zareagować jak po prostu wybuchnąć donośnym śmiechem na cały korytarz. Ludzie się na mnie patrzyli, a ja stałam i śmiałam się jak szalona. Kiedy już doszłam do ładu nie spoglądając nawet na Piotra zniknęłam za drzwiami , gdzie czekała na mnie pacjentka. Swoją drogą ciekawe o czym Piotr chce tak bardzo ze mną porozmawiać.. Zresztą nawet mnie to nie interesuje. Może przejrzał na oczy, ale jednak za późno.
Jak sądzicie o czym Piotr chce porozmawiać z Haną?
Czy jak Piotr wszystko wyjaśni to pojawi się szansa, że wrócą do siebie? ;>
kolejna część już wieczorem :)
czytasz - udostępniasz - komentujesz <3
środa, 23 kwietnia 2014
Part 10
Jakiś taki kiepski ten next hm? ;D
przepraszam, ale jutro idę na konkurs historyczny i muszę powtórzyć sobie czasy Mieszka I i Bolesława Chrobrego :C .
kolejna część jutro , bądź w piątek ! ;*
czytasz - komentujesz - udostępniasz ;*!
Delikatnie wyciągnęłam Stasia z uścisku Piotra i przeniosłam go do łóżeczka zostawiając włączoną lampkę nocną oraz uchylone drzwi. Przechodząc z powrotem do salonu, aby obudzić Piotra niechcący zerknęłam na zegarek. Dochodziła już prawie 2 w nocy. Tymbardziej czym prędzej powinnam postawić Piotra na nogi. Usiadłam obok jego osoby na kanapie co jakiś czas zerkając na to jak bądź co bądź smacznie spał. Nie miałam serca go budzić, więc tylko sięgnęłam z szafy koc i poduszkę. Delikatnie podłożyłam mu pod głowę jasiek zmieniając jego pozycje na bardziej leżącą. Wiki wspominała dzisiaj w szpitalu, że Piotr ma jutro jakiś ważny zabieg z Falkowiczem. A wiadomo, że każdy lekarz przed jakimkolwiek ważnym zabiegiem musi być przede wszystkim wypoczęty i skupiony. Okryłam go kocem, poprawiając nogi na kanapie i po prostu poszłam spać. Byłam chyba zmęczona tymi wszystkimi wrażeniami. Położyłam się do łóżka i okrywając sie kołdrą zamknęłam oczy udając się do krainy Morfeusza. Co kilka godzin wstając tylko, aby dać Stasiowi butelkę mleka.
Dochodziła 6, a ja właśnie brałam do odbicia małego chodząc w tą i z powrotem po swojej sypialni. Biłam się z własnymi myślami czy abym nie powinna zrobić chociaż kawy Piotrowi z rana. Swoją drogą równie dobrze albo pewnie już go nie ma, albo sam sobie zrobi. Na przekór temu co podpowiadał mi rozum w końcu i tak wyszłam z pokoju ze Stasiem na rękach i udałam się do kuchni. Piotr najwyraźniej dalej spał, gdyż z kanapy w salonie dochodziło do mnie ciche pochrapywanie. Uśmiechnęłam sie sama do siebie uruchamiając ekspres kawowy. Wyciągnęłam z szafki dwie filiżanki kawy, bo sama miałam ochotę się jej napić. Niestety Darek zabronił mi karmić Stasia z piersi, gdyż po lekach jakie dostawałam w szpitalu mogły by wystąpić kolki, a nawet ostre reakcje alergiczne. Spojrzałam na swojego synka, który spał spokojnie w moich ramionach i postanowiłam pójść już obudzić do salonu Piotra. Szturchnęłam jego ramię delikatnie, aby go nie wystraszyć. Na mój gest Piotr tylko podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał na mnie swoim zaspanym wzrokiem.
- Zasnąłem? Przepraszam.. Lecę do siebie, dzisiaj mam ważny zabieg z Falkowiczem.
- Spokojnie. Najpierw idź do łazienki sie odśwież, a ja zrobię zaraz nam kawy i kanapki. Nie wypuszcze Cie z domu bez śniadania. - odwróciłam się i poszłam do swojej sypialni, aby odłożyć śpiącego Stasia do łóżeczka. Po chwili byłam już w powrotem w kuchni i robiłam kanapki stawiając je na talerz. Następnie wlałam kawę nam do filiżanek dodając cukier i odrobinę mleka. Kiedy Piotr wyszedł spod prysznica, zjedliśmy razem śniadanie w zasadzie nie wymieniając między sobą ani zdania. Kolejno Piotr wyszedł do pracy, a ja zabrałam sie za sprzątanie po śniadaniu . W dalszym ciągu słabo się czułam po zabiegu dlatego kiedy skończyłam już zmywać naczynia poszłam z powrotem położyć się do łóżka, by jakoś zregenerować siły...
.... Od narodzin Stasia minęło już pół roku. Mały urósł jak na drożdżach, nie wspominając o tym, że zaczął ząbkować i czasami ślini się niezmiernie bądź płacze z bólu dziąsełek. Piotr bywał u nas sporadycznie. Nie były to zbytnio długie spotkania, bo zazwyczaj przychodził po to, abym ja mogła wyjść na zakupy czy też za jego namową do fryzjera lub kosmetyczki. Kilka razu była u nas również Tosia, która zafascynowana swoim przyrodnim braciszkiem nie chciała wcale wychodzić z mojego mieszkania. Obiecałam nawet jej, że jak tylko zrobi się cieplej i będzie słonecznie pójdziemy na spacer do parku bądź na plac zabaw i będzie mogła sama prowadzić wózek. Niestety mieliśmy iść w czwórkę.. Z tego powodu byłam już mniej zadowolona, ponieważ udawanie przed ludźmi, że między mną a Piotrem jest wszystko w porząku nie była dla mnie komfortową sytuacją. Dzisiaj akurat postanowiłam, że odwiedzę ze Stasiem stare kąty i pojechać do Leśnej Góry. Od mojego wypadku minęło już sporo czasu nie powiem, a ja jednak miałam pewne obawy co do dłuższej jazdy samochodem. W ostateczności sprawiłam sobie MIsubishi l200 w kolorze grafitu, ale tylko dlatego że potrzebowałam auta z dużym bagażnikiem, aby zmieścić wózek do niego, a w razie dłuższego wyjazdu nawet i torby. Po ubraniu Stasia w granatową kurteczkę, czarne rurki, białą koszulkę jak i białe trampki wyszłam z mieszkania zabierając oczywiście swoją torebkę oraz torbę z akcesoriami dla mojego synka. Dobrze, że fotelik miałam zamontowany już na stałe w aucie i mogłam swobodnie schodzić po schodach jednocześnie co jakiś czas wygłupiając sie z synkiem. Po otwarciu samochodu i zapięciu Stasia w pasy zajęłam miejsce na fotelu kierowcy. Lubiłam to auto, nawet bardzo. Przez nowoczesne wspomaganie kierownicy czy automatyczną skrzynię biegów jeździło się nim dosłownie jak po bułce z masłem. Dodatkowo spodobało mnie się również rozstawienie głośników w aucie czy czterostopniowa klimatyzacja bądź czujnik zapięcia pasów,cofania, a nawet parkowania w ciasnych uliczkach. Takie auto to cudo ! Nawet mojemu synkowi się strasznie podobało. A facet to chyba wie co dobre. Zapięłam pasy i odpaliłam silnik udając się do Leśnej Góry. Po niecałych 30 minutach parkowałam już swój samochód na przy szpitalnym parkingu. Zerknęłam jeszcze na synka, który znużony najwyraźniej długą dla niego drogą zasnął ze smoczkiem w buzi. Mój synek jednak był kochany i słodki jak babeczka z kremem! Ale ja co mówię! Wysiadłam zwinnie z auta wyciągając z bagażnika stelaż od wózka i rozstawiając go na ziemi. Następnie otworzyłam drzwi od strony Stasia i delikatnie wypięłam go z całym fotelikiem z auta wpinając go w stelaż wózka i przewieszając przez rączkę torbę z rzeczami małego. Chwyciłam tylko swoją torebkę zarzucając ją na ramie i ruszyłam z wózkiem w stronę szpitala. Nie sądziłam, że już na izbie przyjęć czeka mnie baaaaaardzo wielkie zaskoczenie...... Idąc spokojnie korytarzem w stronę pokoju lekarskiego dostrzegłam wyjeżdżającą Magdę na wózku inwalidzkim oraz podążającego za nią Piotra. Ale zaraz! Oni wychodzi z gabinetu hematologa, a po Magdzie nie widać śladów ciąży ! Czy ktoś mi wyjaśni co to tu się dzieje ?!
poniedziałek, 21 kwietnia 2014
Part 9
Uff, trochę mi zajęło pisanie tego nexta dla Was ! Ale było warto ! <3
dziękuję, że jesteście !
niestety kolejny next, jeżeli nie pojawi się jutro to zjawi się dopiero w środę albo w czwartek :(
czytasz - komentujesz - udostępniasz dalej ;* !
- Sama wspominałaś, że bardzo podoba się Tobie to imię, a że byłaś w śpiączce a pielęgniarki nalegały na wybór imienia i nazwiska dla dziecka, bo dłużej nie może już być NN to stwierdziłem, że raz się żyje. Ale oczywiście jeżeli Tobie się nie podoba to możesz zmienić, bo i tak musimy razem jechać do urzędu stanu cywilnego wyrobić akt urodzenia. - Piotr spojrzał na mnie tymi swoimi zielonymi oczami nadal wyczekując jakiejkolwiek reakcji z mojej strony.
- Stasiu... Hm.... - westchnęłam cicho zerkając na mojego synka. Ten chyba wyczuł mój dylemat co do odpowiedzi i uśmiechnął się lekko otwierając przy tym swoje zielone oczka. Swój wzrok skierował ku mojej osobie, a kiedy ja dalej milczałam zaczął wiercić się swoimi drobnymi rączkami. Zaśmiałam sie cicho kołysząc malca w dalszym ciągu nie odrywając od niego wzroku. - Chyba mu się również podoba jego imię. Nie mam do Ciebie pretensji Piotr. Gdyby nie odratowali mnie na bloku sam musiałbyś podjąć decyzję jak nazwiesz swojego syna.
- No i pięknie ! Stachu jak tylko podrośniesz to wujek nauczy Cię kopać piłki i podrywać dziewczyny ! - odezwał się klaszcząc w dłonie Przemek .
- Przemek ! Nie żaden Stachu tylko Staś. To nie będzie jakiś Twój kumpel ze szkoły podstawowej czy stary, posiwiały wujaszek. To jest Twój siostrzeniec, więc proszę Cię bez niepotrzebnych zdrobnień jego imienia. A wracając do Twojej wypowiedzi to kopać piłki jak i podrywać dziewczyny będzie uczył się od mistrza, którym jestem ja ! - Piotr spojrzał karcącym wzrokiem na Przemka dumnie wypinając swoją pierś.
Nie mogłam na te słowa inaczej zareagować, tym bardziej że zerkałam na wyraz twarzy Leny, kiedy faceci wymieniali między sobą swoje monologi i wybuchłam donośnym śmiechem na co reszta zareagowała tylko zdziwioną miną , skierowaną ku mojej osobie.
Minął tydzień, kiedy wreszcie usłyszałam od Darka, że mogę już wyjść do domu ze swoim synkiem. Po odebraniu wypisu, wysłuchaniu wszystkich zaleceń oraz po przedstawieniu reszcie lekarzy Stasia mogłam spokojnie wyjść z tego szpitala i wrócić do siebie do domu. Martwił mnie tylko fakt, że nie miałam jeszcze w pełni przygotowanego mieszkania na przybycie nowej osoby do niego i najprawdopodobniej będę musiała zrobić w nim małe przemeblowanie. Po pożegnaniu się ze wszystkimi w pokoju lekarskim zaczęłam ubierać swojego synka w ciepły kombinezonik, ponieważ pogoda przez czas w którym byłam w szpitalu zmieniła się diametralnie. Zamiast grzejącego słońca i temperatury powyżej dwójki z przodu. Wiał wiatr, deszcz spływał strumieniami po szybach okien szpitalnych, a termometr wskazywał jednocyfrową, dodatnią temperaturę. Miałam nadzieję, że taksówka którą zamówiła mi po mojej ówczesnej prośbie Wiktoria, czeka już na mnie przed szpitalem i że nie będę miała stać i denerwować się, gdzie ona się podziała.
- Uf, zdążyłem na czas ! - usłyszałam nad swoją głową zadyszany głos Piotra. Z początku nie wiedziałam z czym mój jeszcze mąż zdążył, ale po zmierzeniu jego postaci mój wzrok zatrzymał się na foteliku dziecięcym, który wcześniej ja kupiłam.
- Z czym zdążyłeś ? - postanowiłam udawać zdezorientowaną w całej tej sytuacji.
- Odwiozę Cię do domu. W końcu odpowiadam za Waszą dwójkę. - odpowiedział spokojnie Piotr czym tylko zirytował mnie.
- I co? Chcesz udawać teraz przed całym personelem przykładną rodzinkę? Chcesz pokazać jakim to jesteś kochającym mężem, bo przyjechałeś po swoją żonę do szpitala? Nie potrzebuję Twojej pomocy Piotr. Wiktoria zamówiła mi taksówkę, która lada chwila powinna tu się zjawić. - owinęłam kocykiem jeszcze mojego synka po czym wzięłam go na ręce chwytając torbę. - A ! I nie odpowiadasz za naszą dwójkę, tylko za swojego syna. Bo nas już nic nie łączy..
Chcąc jak najszybciej uciec od jego osoby, ominęłam go szerokim łukiem i skierowałam się w stronę wyjścia. Ten chwycił mnie delikatnie za ramię, odwracając w swoją stronę i zerkając to na mnie to na Stasia.
- Chcesz tułać się z naszym synem w taksówce? A gdyby nie daj Bóg był wypadek? Zobacz jaka jest pogoda za oknem, jeden nieodpowiedni manewr kierownicą i bum.. Stanie się. Poza tym przed operacją kazałaś mi o niego dbać. Więc pozwól, że to ja Tobie teraz oświadczę, że nie pozwolę aby nasz syn nie jechał w drodze do domu w foteliku. I bardzo Cię proszę zamilcz do cholery i przestań udawać obrażoną. Pogódź się z tym, że teraz będę częstym gościem w Twoim domu i jeżeli tak bardzo tego pragniesz nawet nie będę pytał co u Ciebie tylko będę brał Stasia i będę wychodził. I nie ma od tej pory " mój syn " , " twój syn " . To jest nasz syn i niech to do Ciebie w końcu dotrze.
Nie byłam w stanie dłużej dyskutować z Piotrem tym bardziej, że już niektórzy lekarze czy pielęgniarki obracały się przechodząc obok nas i szeptały coś do siebie. Chciało mi się wtedy płakać, kiedy Piotr w zasadzie przygadał mi po całej linii. Odstawiłam swoją torbę na ziemię, sama siadając z małym na krześle i spuszczając głowę w dół. Nie trwało to długo nim dostrzegłam cień postury przed swoimi oczami, a już po chwili siedział obok mnie mój mąż stawiając fotelik na ziemi i odpinając jego pasy, aby włożyć do środka Stasia. Ucałowałam jedynie synka w główkę i włożyłam do środka chcąc od razu zapiąć pasy.
- Daj ja to zrobię... - odezwał się łagodnie Piotr spoglądając na mnie błagalnym wzrokiem.
W tej chwili poddałam się. Chwyciłam tylko w dłoń swoją torbę i wstałam z krzesła zerkając na Piotra, który właśnie poczynał to samo co wcześniej ja.
- To też daj.. - obszedł moją osobę chwytając za torbę, którą trzymałam w prawej ręce. Oddałam mu ją sama nakładając kaptur od swojej kurtki sobie na głowę. Kiedy wyszliśmy ze szpitala, Piotr włożył moją torbę do bagażnika, a fotelik z naszym synkiem ulokował z tyłu na siedzeniu zapinając go od razu w pasy. Chciałam wsiąść z drugiej strony, obok małego lecz mój mąż zagrodził mi precyzyjnie drogę.
- Tam nie. Do przodu. - uśmiechnął się lekko obchodząc auto dookoła i otwierając mi drzwi od strony pasażera. Przewróciłam tylko oczami wzdychając cicho i zajęłam wskazane miejsce. Po krótkiej chwili Piotr siedział już obok mnie, sięgając coś usilnie z tyłu auta. Zapięłam pas i odwróciłam głowę w stronę szyby. Poczułam jak coś lekkiego zostaje kładzione mi na kolana, a po chwili coś cięższego. Z samej ciekawości postanowiłam spojrzeć co to może być. PIerwszą rzeczą był ogromny bukiet składający się z czerwonych róż, a drugą małe pudełko.
- Co to jest? - zapytałam z ciekawości wskazując palcem na kwadratowe opakowanie.
- Mój pradziadek dał go mojej prababci, kiedy urodziła mojego dziadka. Dziadek z kolei dał go mojej babci, kiedy urodziła mojego ojca, a ojciec dał go matce, gdy pojawiłem się na świecie ja. Moja mama wręczając mi go, prosiła abym podarował go osobie którą będę kochał nad życie, a która da mi pierworodnego. - Piotr kończąc ostatnie słowa odwrócił głowę do tyłu, gdzie znajdował się nasz syn.
- Ale to jest pamiątka rodzinna. A poza tym nie możesz go ofiarować mnie, bo to nie będzie się zgadzało z wolą Twojej mamy. Miałeś go dać osobie, którą będziesz kochał nad życie a która pocznie Tobie syna. A my już się nie kochamy... - otworzyłam pudełko, a moim oczom ukazał się złoty pierścionek z niebieskim oczkiem pośrodku. W tym momencie Piotr odpalił silnik samochodu i wyjechał ze szpitalnego parkingu. Zamknęłam pudełko i nieświadomie przez całą drogę bawiłam się nim w dłoniach. Oprzytomniałam dopiero, kiedy zajechaliśmy na parking pod moim blokiem.
- Dziękuję za kwiaty i za podwiezienie nas do domu. A ten pierścionek musisz niestety dać komuś innemu.. - uśmiechnęłam się lekko czując narastającą w gardle gule i podałam Piotrowi pudełko. Odpięłam pas i wysiadłam z samochodu, otwierając drzwi z tyłu i wypinając fotelik ze Stasiem. Kiedy już poradziłam sobie z fotelikiem jak i wyjęłam swoją torbę z bagażnika auta ruszyłam w kierunku swojej klatki. Otworzyłam kodem drzwi i zaczęłam przemierzać schody prowadzące do mojego mieszkania, znajdującego się na ostatnim, czwartym piętrze. Kiedyś nawet z Piotrem myśleliśmy nad zmianą lokum, ale potem jak wiadomo nasze drogi się rozeszły a ja nie miałam nawet czasu aby znaleźć sobie coś większego jak i znajdującego się na niższym piętrze. W końcu udało mi się pokonać te wszystkie stopnie i stałam właśnie przed drzwiami swojego mieszkania. Odstawiłam fotelik ze Stasiem na wycieraczkę, a sama zajęłam się szukaniem w torbie szpitalnej kluczy od domu. Nagle usłyszałam przekręcający się zamek, a moim oczom ukazał się Przemek z przewieszonym przez ramię ręcznikiem. Nie zdołałam nic powiedzieć, bo mój braciszek jedną ręką chwycił fotelik, a drugą zaciągnął mnie do środka, nogą zamykając za sobą drzwi. Usadowił mnie na kanapie, a sam zajął się wyciąganiem Stasia z fotelika.
- No dalej, rozbieraj sie na co czekasz ! - rzucił ochoczo mój brat przez co nawet posłuchałam jego rozkazu i ściągnęłam z siebie kurtkę odwieszając ją na wieszak znajdujący się w przedpokoju oraz buty.
- A mogę wiedzieć co Ty tutaj robisz o tej porze? Nie miałeś być czasem na dyżurze? - zapytałam wracając do salonu, gdzie mój brat trzymał już na rękach swojego siostrzeńca rozebranego z wierzchnich, ciepłych ubranek.
- Nie pytaj, tylko chodź za nami. - uśmiechnął sie cwaniacko Przemek ruszając w stronę drzwi od mojej sypialni. Gestem głowy oznajmił mi, że mam je otworzyć. W dalszym ciągu zdezorientowana o co mu chodzi wykonałam jego polecenie i aż oniemiałam z wrażenia! Moja sypialnia wyglądała zupełnie inaczej niż tutaj ostatnim razem byłam. Trzy ściany zostały przemalowane na kolor brązowy, a jedna była w jasnym , beżowym kolorze. Były na niej poprzyklejane postacie z wielu bajek Walta Disney'a . Pod ścianą, tuż przy oknie stało biało-brązowe łóżeczko z zamontowaną karuzelą i ułożonymi pluszakami. Obok łóżeczka znajdowała się komoda w kolorze ściany, a na niej przewijak, ułożone w kostkę śpioszki, kosmetyki dziecięce i pieluchy. Byłam wniebowzięta takim widokiem dając znowu upust swoim emocjom. Pojedyncze łzy wzruszenia spływały po moich policzkach, a kąciki ust unosiły się z radości do góry.
- Sam to wszystko zrobiłeś? - zdołałam powiedzieć ocierając łzy i podchodząc do mojego brata przejmując mojego synka.
- Wiesz biorąc pod uwagę fakt, że jestem lekarzem i mam też zobowiązania zawodowe, w trzy tygodnie nie dałbym sam rady tego wszystkiego zrobić. Dlatego w malowaniu, transporcie mebelków jak i w samym skręcaniu ich pomagał mi Piotr. Mam nadzieję, że sie nie gniewasz o to, ale sama rozumiesz... - Przemek najwyraźniej zaczął gubić się w swojej wypowiedzi dlatego skinęłam twierdząco głową, uśmiechając sie serdecznie i wkładając delikatnie Stasia do łóżeczka.
Po chwili wyszliśmy oboje z pokoju udając się do kuchni, gdzie czekał na mnie talerz z kanapkami i ciepła herbata. Po zjedzonym posiłku podziękowałam serdecznie Przemkowi za całą pracę , a kiedy wyszedł dopadło mnie straszne zmęczenie. Stwierdziłam, że najlepszym sposobem na odreagowanie tego wszystkiego będzie po prostu kąpiel w blasku świec, w mojej ukochanej wannie . Lecz teraz nie liczyło się tylko moje szczęście, ale również liczył się Staś, który najwyraźniej przebudził się na mleko. Jak na złość musiał również odezwać się mój telefon, więc sięgnęłam go ze stolika udając się do sypialni. Na wyświetlaczu pokazało mi się, że dzwoni Piotr. Odebrałam telefon włączając połączenie na głośnik, a drugą ręką dając Stasiowi do buzi smoczek.
- Halo?
- Dzwonię...... aaa... żeby no ten.... zapytać czy wszystko u was w porządku. - albo mi się zdawało albo Piotr nie do końca był pewien czy właśnie to miał na myśli i to chciał mi oznajmić.
- Tak tak, dajemy sobie radę. Chciałam Tobie serdecznie podziękować za pomoc Przemkowi w drobnym przerobieniu sypialni. Efekt jest piorunujący. - mimowolnie uśmiechnęłam się do telefonu spoglądając na synka, który uspokoił się słysząc głos Piotra.
- A Stasiu jak tam? Nie dokazuje mamie?
- Nie, nie wszystko w porządku. Właśnie idę go wykąpać, nakarmić i ukołysze go do snu.
- Jak chcesz mogę Tobie pomóc, oczywiście jeżeli nie masz nic przeciwko. - chyba w jego głosie wyczuwałam lekką nutkę nadziei, że moja odpowiedź będzie pozytywna.
- Piotr.. zanim Ty tu dojedziesz teraz. Ja też jestem zmęczona, chciałabym móc położyć się w końcu spać do swojego łóżka.
- Daj mi dwie minuty! - nie zdążyłam nic powiedzieć, bo po drugiej stronie usłyszałam tylko głuche pikanie.
Wzięłam Stasia na ręce, położyłam go na przewijak i zaczęłam go rozbierać, gdy do moich uszu dotarł dzwonek do drzwi. Nie spodziewałam się gości, bynajmniej o tym nie wiedziałam. Nie miałam teraz zbytnio jak otworzyć drzwi, więc postanowiłam udawać że mnie nie ma w domu i wróciłam do przerwanej czynności. Gdy już skończyłam owinęłam Stasia w ręcznik udając sie do łazienki. Z korytarza dobiegł mnie trzask zamykanych drzwi.. W tym momencie serce zaczęło mi szybciej bić, a Stasiu najwyraźniej wystraszony wcześniejszym hukiem zaczął głośno płakać. Teraz liczyło się tylko bezpieczeństwo moje jak i moje syna, miałam już zamknąć drzwi od łazienki na klucz, gdy one otworzyły sie szerzej a ja ujrzałam w nich Piotra.
- Mam nadzieję, że sie nie spóźniłem. Oczywiście możesz mi dać reprymendę, ale to już jak Stasiu będzie wykąpany i najedzony.
Byłam w tej chwili tak wściekła na mojego męża, że najchętniej to wydarłabym się na niego już teraz ale Piotr miał rację. Reprymendę dostanie jak już mały będzie umyty i najedzony.
Kąpiel minęła nam bardzo szybko jak i w bardzo przyjaznym nastroju. Początkowo chciało mi się śmiać z Piotra, który obawiał się umyć ciałko swojego synka, ale później doszłam do wniosku, że radzi sobie o wiele lepiej niż niektórzy tatusiowie w szpitalu na oddziale. Po kąpieli Piotr pomógł mi nasmarować ciałko Stasia oliwką, a następnie ubrać na nie pieluchę , śpioszki oraz czapeczkę. Po długiej wymianie zdań między nami Piotr zaoferował mi, że nakarmi i uśpi Stasia podczas, kiedy ja będę brała kąpiel. Nie byłam zbyt zadowolona z tego faktu, lecz mój mąż chyba nie był nastawiony na porażkę. Ostatecznie uległam i zamknęłam się w łazience, wlewając do wody swój ulubiony płyn o zapachu lawendowym i zapalając wokoło świece. Wyszłam z wanny zupełnie odprężona i naładowana pozytywnymi energiami .Przebrałam sie jeszcze na szybko w luźniejsze rzeczy, włosy spinając w kucyk i wyszłam z łazienki. W mieszkaniu panowała kompletna cisza, co aż mnie trochę zaskoczyło . Moje wszelkie wątpliwości dotyczące tego co się stało rozwiały się, kiedy dostrzegłam śpiącego Piotra w pozycji siedzącej trzymającego równie smacznie śpiącego Stasia. Uśmiechnęłam się szeroko widząc taki obrazek i nie pozostało mi nic innego jak porobić pamiątkowe zdjęcia, przenieść Stasia do łóżeczka i obudzić Piotra....
dziękuję, że jesteście !
niestety kolejny next, jeżeli nie pojawi się jutro to zjawi się dopiero w środę albo w czwartek :(
czytasz - komentujesz - udostępniasz dalej ;* !
- Sama wspominałaś, że bardzo podoba się Tobie to imię, a że byłaś w śpiączce a pielęgniarki nalegały na wybór imienia i nazwiska dla dziecka, bo dłużej nie może już być NN to stwierdziłem, że raz się żyje. Ale oczywiście jeżeli Tobie się nie podoba to możesz zmienić, bo i tak musimy razem jechać do urzędu stanu cywilnego wyrobić akt urodzenia. - Piotr spojrzał na mnie tymi swoimi zielonymi oczami nadal wyczekując jakiejkolwiek reakcji z mojej strony.
- Stasiu... Hm.... - westchnęłam cicho zerkając na mojego synka. Ten chyba wyczuł mój dylemat co do odpowiedzi i uśmiechnął się lekko otwierając przy tym swoje zielone oczka. Swój wzrok skierował ku mojej osobie, a kiedy ja dalej milczałam zaczął wiercić się swoimi drobnymi rączkami. Zaśmiałam sie cicho kołysząc malca w dalszym ciągu nie odrywając od niego wzroku. - Chyba mu się również podoba jego imię. Nie mam do Ciebie pretensji Piotr. Gdyby nie odratowali mnie na bloku sam musiałbyś podjąć decyzję jak nazwiesz swojego syna.
- No i pięknie ! Stachu jak tylko podrośniesz to wujek nauczy Cię kopać piłki i podrywać dziewczyny ! - odezwał się klaszcząc w dłonie Przemek .
- Przemek ! Nie żaden Stachu tylko Staś. To nie będzie jakiś Twój kumpel ze szkoły podstawowej czy stary, posiwiały wujaszek. To jest Twój siostrzeniec, więc proszę Cię bez niepotrzebnych zdrobnień jego imienia. A wracając do Twojej wypowiedzi to kopać piłki jak i podrywać dziewczyny będzie uczył się od mistrza, którym jestem ja ! - Piotr spojrzał karcącym wzrokiem na Przemka dumnie wypinając swoją pierś.
Nie mogłam na te słowa inaczej zareagować, tym bardziej że zerkałam na wyraz twarzy Leny, kiedy faceci wymieniali między sobą swoje monologi i wybuchłam donośnym śmiechem na co reszta zareagowała tylko zdziwioną miną , skierowaną ku mojej osobie.
Minął tydzień, kiedy wreszcie usłyszałam od Darka, że mogę już wyjść do domu ze swoim synkiem. Po odebraniu wypisu, wysłuchaniu wszystkich zaleceń oraz po przedstawieniu reszcie lekarzy Stasia mogłam spokojnie wyjść z tego szpitala i wrócić do siebie do domu. Martwił mnie tylko fakt, że nie miałam jeszcze w pełni przygotowanego mieszkania na przybycie nowej osoby do niego i najprawdopodobniej będę musiała zrobić w nim małe przemeblowanie. Po pożegnaniu się ze wszystkimi w pokoju lekarskim zaczęłam ubierać swojego synka w ciepły kombinezonik, ponieważ pogoda przez czas w którym byłam w szpitalu zmieniła się diametralnie. Zamiast grzejącego słońca i temperatury powyżej dwójki z przodu. Wiał wiatr, deszcz spływał strumieniami po szybach okien szpitalnych, a termometr wskazywał jednocyfrową, dodatnią temperaturę. Miałam nadzieję, że taksówka którą zamówiła mi po mojej ówczesnej prośbie Wiktoria, czeka już na mnie przed szpitalem i że nie będę miała stać i denerwować się, gdzie ona się podziała.
- Uf, zdążyłem na czas ! - usłyszałam nad swoją głową zadyszany głos Piotra. Z początku nie wiedziałam z czym mój jeszcze mąż zdążył, ale po zmierzeniu jego postaci mój wzrok zatrzymał się na foteliku dziecięcym, który wcześniej ja kupiłam.
- Z czym zdążyłeś ? - postanowiłam udawać zdezorientowaną w całej tej sytuacji.
- Odwiozę Cię do domu. W końcu odpowiadam za Waszą dwójkę. - odpowiedział spokojnie Piotr czym tylko zirytował mnie.
- I co? Chcesz udawać teraz przed całym personelem przykładną rodzinkę? Chcesz pokazać jakim to jesteś kochającym mężem, bo przyjechałeś po swoją żonę do szpitala? Nie potrzebuję Twojej pomocy Piotr. Wiktoria zamówiła mi taksówkę, która lada chwila powinna tu się zjawić. - owinęłam kocykiem jeszcze mojego synka po czym wzięłam go na ręce chwytając torbę. - A ! I nie odpowiadasz za naszą dwójkę, tylko za swojego syna. Bo nas już nic nie łączy..
Chcąc jak najszybciej uciec od jego osoby, ominęłam go szerokim łukiem i skierowałam się w stronę wyjścia. Ten chwycił mnie delikatnie za ramię, odwracając w swoją stronę i zerkając to na mnie to na Stasia.
- Chcesz tułać się z naszym synem w taksówce? A gdyby nie daj Bóg był wypadek? Zobacz jaka jest pogoda za oknem, jeden nieodpowiedni manewr kierownicą i bum.. Stanie się. Poza tym przed operacją kazałaś mi o niego dbać. Więc pozwól, że to ja Tobie teraz oświadczę, że nie pozwolę aby nasz syn nie jechał w drodze do domu w foteliku. I bardzo Cię proszę zamilcz do cholery i przestań udawać obrażoną. Pogódź się z tym, że teraz będę częstym gościem w Twoim domu i jeżeli tak bardzo tego pragniesz nawet nie będę pytał co u Ciebie tylko będę brał Stasia i będę wychodził. I nie ma od tej pory " mój syn " , " twój syn " . To jest nasz syn i niech to do Ciebie w końcu dotrze.
Nie byłam w stanie dłużej dyskutować z Piotrem tym bardziej, że już niektórzy lekarze czy pielęgniarki obracały się przechodząc obok nas i szeptały coś do siebie. Chciało mi się wtedy płakać, kiedy Piotr w zasadzie przygadał mi po całej linii. Odstawiłam swoją torbę na ziemię, sama siadając z małym na krześle i spuszczając głowę w dół. Nie trwało to długo nim dostrzegłam cień postury przed swoimi oczami, a już po chwili siedział obok mnie mój mąż stawiając fotelik na ziemi i odpinając jego pasy, aby włożyć do środka Stasia. Ucałowałam jedynie synka w główkę i włożyłam do środka chcąc od razu zapiąć pasy.
- Daj ja to zrobię... - odezwał się łagodnie Piotr spoglądając na mnie błagalnym wzrokiem.
W tej chwili poddałam się. Chwyciłam tylko w dłoń swoją torbę i wstałam z krzesła zerkając na Piotra, który właśnie poczynał to samo co wcześniej ja.
- To też daj.. - obszedł moją osobę chwytając za torbę, którą trzymałam w prawej ręce. Oddałam mu ją sama nakładając kaptur od swojej kurtki sobie na głowę. Kiedy wyszliśmy ze szpitala, Piotr włożył moją torbę do bagażnika, a fotelik z naszym synkiem ulokował z tyłu na siedzeniu zapinając go od razu w pasy. Chciałam wsiąść z drugiej strony, obok małego lecz mój mąż zagrodził mi precyzyjnie drogę.
- Tam nie. Do przodu. - uśmiechnął się lekko obchodząc auto dookoła i otwierając mi drzwi od strony pasażera. Przewróciłam tylko oczami wzdychając cicho i zajęłam wskazane miejsce. Po krótkiej chwili Piotr siedział już obok mnie, sięgając coś usilnie z tyłu auta. Zapięłam pas i odwróciłam głowę w stronę szyby. Poczułam jak coś lekkiego zostaje kładzione mi na kolana, a po chwili coś cięższego. Z samej ciekawości postanowiłam spojrzeć co to może być. PIerwszą rzeczą był ogromny bukiet składający się z czerwonych róż, a drugą małe pudełko.
- Co to jest? - zapytałam z ciekawości wskazując palcem na kwadratowe opakowanie.
- Mój pradziadek dał go mojej prababci, kiedy urodziła mojego dziadka. Dziadek z kolei dał go mojej babci, kiedy urodziła mojego ojca, a ojciec dał go matce, gdy pojawiłem się na świecie ja. Moja mama wręczając mi go, prosiła abym podarował go osobie którą będę kochał nad życie, a która da mi pierworodnego. - Piotr kończąc ostatnie słowa odwrócił głowę do tyłu, gdzie znajdował się nasz syn.
- Ale to jest pamiątka rodzinna. A poza tym nie możesz go ofiarować mnie, bo to nie będzie się zgadzało z wolą Twojej mamy. Miałeś go dać osobie, którą będziesz kochał nad życie a która pocznie Tobie syna. A my już się nie kochamy... - otworzyłam pudełko, a moim oczom ukazał się złoty pierścionek z niebieskim oczkiem pośrodku. W tym momencie Piotr odpalił silnik samochodu i wyjechał ze szpitalnego parkingu. Zamknęłam pudełko i nieświadomie przez całą drogę bawiłam się nim w dłoniach. Oprzytomniałam dopiero, kiedy zajechaliśmy na parking pod moim blokiem.
- Dziękuję za kwiaty i za podwiezienie nas do domu. A ten pierścionek musisz niestety dać komuś innemu.. - uśmiechnęłam się lekko czując narastającą w gardle gule i podałam Piotrowi pudełko. Odpięłam pas i wysiadłam z samochodu, otwierając drzwi z tyłu i wypinając fotelik ze Stasiem. Kiedy już poradziłam sobie z fotelikiem jak i wyjęłam swoją torbę z bagażnika auta ruszyłam w kierunku swojej klatki. Otworzyłam kodem drzwi i zaczęłam przemierzać schody prowadzące do mojego mieszkania, znajdującego się na ostatnim, czwartym piętrze. Kiedyś nawet z Piotrem myśleliśmy nad zmianą lokum, ale potem jak wiadomo nasze drogi się rozeszły a ja nie miałam nawet czasu aby znaleźć sobie coś większego jak i znajdującego się na niższym piętrze. W końcu udało mi się pokonać te wszystkie stopnie i stałam właśnie przed drzwiami swojego mieszkania. Odstawiłam fotelik ze Stasiem na wycieraczkę, a sama zajęłam się szukaniem w torbie szpitalnej kluczy od domu. Nagle usłyszałam przekręcający się zamek, a moim oczom ukazał się Przemek z przewieszonym przez ramię ręcznikiem. Nie zdołałam nic powiedzieć, bo mój braciszek jedną ręką chwycił fotelik, a drugą zaciągnął mnie do środka, nogą zamykając za sobą drzwi. Usadowił mnie na kanapie, a sam zajął się wyciąganiem Stasia z fotelika.
- No dalej, rozbieraj sie na co czekasz ! - rzucił ochoczo mój brat przez co nawet posłuchałam jego rozkazu i ściągnęłam z siebie kurtkę odwieszając ją na wieszak znajdujący się w przedpokoju oraz buty.
- A mogę wiedzieć co Ty tutaj robisz o tej porze? Nie miałeś być czasem na dyżurze? - zapytałam wracając do salonu, gdzie mój brat trzymał już na rękach swojego siostrzeńca rozebranego z wierzchnich, ciepłych ubranek.
- Nie pytaj, tylko chodź za nami. - uśmiechnął sie cwaniacko Przemek ruszając w stronę drzwi od mojej sypialni. Gestem głowy oznajmił mi, że mam je otworzyć. W dalszym ciągu zdezorientowana o co mu chodzi wykonałam jego polecenie i aż oniemiałam z wrażenia! Moja sypialnia wyglądała zupełnie inaczej niż tutaj ostatnim razem byłam. Trzy ściany zostały przemalowane na kolor brązowy, a jedna była w jasnym , beżowym kolorze. Były na niej poprzyklejane postacie z wielu bajek Walta Disney'a . Pod ścianą, tuż przy oknie stało biało-brązowe łóżeczko z zamontowaną karuzelą i ułożonymi pluszakami. Obok łóżeczka znajdowała się komoda w kolorze ściany, a na niej przewijak, ułożone w kostkę śpioszki, kosmetyki dziecięce i pieluchy. Byłam wniebowzięta takim widokiem dając znowu upust swoim emocjom. Pojedyncze łzy wzruszenia spływały po moich policzkach, a kąciki ust unosiły się z radości do góry.
- Sam to wszystko zrobiłeś? - zdołałam powiedzieć ocierając łzy i podchodząc do mojego brata przejmując mojego synka.
- Wiesz biorąc pod uwagę fakt, że jestem lekarzem i mam też zobowiązania zawodowe, w trzy tygodnie nie dałbym sam rady tego wszystkiego zrobić. Dlatego w malowaniu, transporcie mebelków jak i w samym skręcaniu ich pomagał mi Piotr. Mam nadzieję, że sie nie gniewasz o to, ale sama rozumiesz... - Przemek najwyraźniej zaczął gubić się w swojej wypowiedzi dlatego skinęłam twierdząco głową, uśmiechając sie serdecznie i wkładając delikatnie Stasia do łóżeczka.
Po chwili wyszliśmy oboje z pokoju udając się do kuchni, gdzie czekał na mnie talerz z kanapkami i ciepła herbata. Po zjedzonym posiłku podziękowałam serdecznie Przemkowi za całą pracę , a kiedy wyszedł dopadło mnie straszne zmęczenie. Stwierdziłam, że najlepszym sposobem na odreagowanie tego wszystkiego będzie po prostu kąpiel w blasku świec, w mojej ukochanej wannie . Lecz teraz nie liczyło się tylko moje szczęście, ale również liczył się Staś, który najwyraźniej przebudził się na mleko. Jak na złość musiał również odezwać się mój telefon, więc sięgnęłam go ze stolika udając się do sypialni. Na wyświetlaczu pokazało mi się, że dzwoni Piotr. Odebrałam telefon włączając połączenie na głośnik, a drugą ręką dając Stasiowi do buzi smoczek.
- Halo?
- Dzwonię...... aaa... żeby no ten.... zapytać czy wszystko u was w porządku. - albo mi się zdawało albo Piotr nie do końca był pewien czy właśnie to miał na myśli i to chciał mi oznajmić.
- Tak tak, dajemy sobie radę. Chciałam Tobie serdecznie podziękować za pomoc Przemkowi w drobnym przerobieniu sypialni. Efekt jest piorunujący. - mimowolnie uśmiechnęłam się do telefonu spoglądając na synka, który uspokoił się słysząc głos Piotra.
- A Stasiu jak tam? Nie dokazuje mamie?
- Nie, nie wszystko w porządku. Właśnie idę go wykąpać, nakarmić i ukołysze go do snu.
- Jak chcesz mogę Tobie pomóc, oczywiście jeżeli nie masz nic przeciwko. - chyba w jego głosie wyczuwałam lekką nutkę nadziei, że moja odpowiedź będzie pozytywna.
- Piotr.. zanim Ty tu dojedziesz teraz. Ja też jestem zmęczona, chciałabym móc położyć się w końcu spać do swojego łóżka.
- Daj mi dwie minuty! - nie zdążyłam nic powiedzieć, bo po drugiej stronie usłyszałam tylko głuche pikanie.
Wzięłam Stasia na ręce, położyłam go na przewijak i zaczęłam go rozbierać, gdy do moich uszu dotarł dzwonek do drzwi. Nie spodziewałam się gości, bynajmniej o tym nie wiedziałam. Nie miałam teraz zbytnio jak otworzyć drzwi, więc postanowiłam udawać że mnie nie ma w domu i wróciłam do przerwanej czynności. Gdy już skończyłam owinęłam Stasia w ręcznik udając sie do łazienki. Z korytarza dobiegł mnie trzask zamykanych drzwi.. W tym momencie serce zaczęło mi szybciej bić, a Stasiu najwyraźniej wystraszony wcześniejszym hukiem zaczął głośno płakać. Teraz liczyło się tylko bezpieczeństwo moje jak i moje syna, miałam już zamknąć drzwi od łazienki na klucz, gdy one otworzyły sie szerzej a ja ujrzałam w nich Piotra.
- Mam nadzieję, że sie nie spóźniłem. Oczywiście możesz mi dać reprymendę, ale to już jak Stasiu będzie wykąpany i najedzony.
Byłam w tej chwili tak wściekła na mojego męża, że najchętniej to wydarłabym się na niego już teraz ale Piotr miał rację. Reprymendę dostanie jak już mały będzie umyty i najedzony.
Kąpiel minęła nam bardzo szybko jak i w bardzo przyjaznym nastroju. Początkowo chciało mi się śmiać z Piotra, który obawiał się umyć ciałko swojego synka, ale później doszłam do wniosku, że radzi sobie o wiele lepiej niż niektórzy tatusiowie w szpitalu na oddziale. Po kąpieli Piotr pomógł mi nasmarować ciałko Stasia oliwką, a następnie ubrać na nie pieluchę , śpioszki oraz czapeczkę. Po długiej wymianie zdań między nami Piotr zaoferował mi, że nakarmi i uśpi Stasia podczas, kiedy ja będę brała kąpiel. Nie byłam zbyt zadowolona z tego faktu, lecz mój mąż chyba nie był nastawiony na porażkę. Ostatecznie uległam i zamknęłam się w łazience, wlewając do wody swój ulubiony płyn o zapachu lawendowym i zapalając wokoło świece. Wyszłam z wanny zupełnie odprężona i naładowana pozytywnymi energiami .Przebrałam sie jeszcze na szybko w luźniejsze rzeczy, włosy spinając w kucyk i wyszłam z łazienki. W mieszkaniu panowała kompletna cisza, co aż mnie trochę zaskoczyło . Moje wszelkie wątpliwości dotyczące tego co się stało rozwiały się, kiedy dostrzegłam śpiącego Piotra w pozycji siedzącej trzymającego równie smacznie śpiącego Stasia. Uśmiechnęłam się szeroko widząc taki obrazek i nie pozostało mi nic innego jak porobić pamiątkowe zdjęcia, przenieść Stasia do łóżeczka i obudzić Piotra....
niedziela, 20 kwietnia 2014
Part 8
Nie miałam zielonego pojęcia czy to jest jakiś wytwór mojej wyobraźni czy naprawdę w tamtej chwili umierałam. Wszystko widziałam z lotu ptaka. Mogłam dokładnie przyjrzeć się jak Darek krzycząc do mojego ciała robi masaż serca, jak anestezjolog co chwilę podaje mi różne leki dożylnie starając się być opanowanym oraz jak lekarz sprowadzony przez Darka z innej kliniki próbuje zachować zimną krew kończąc szycie rany na moim podbrzuszu. Co jakiś czas czułam jak przez moją duszę przechodzą dość nieprzyjemne strzały prądem, niestety nieskuteczne. W chwili kiedy zobaczyłam już ostre, białe światło spojrzałam na Piotra. Mimo iż moje ciało leżało nieruchomo na stole skąd miałam wcześniej idealny widok na jego osobę mogłam i tak dostrzec jak bije pięściami w szybę dzielącą pomieszczenie w którym stał z salą operacyjną krzycząc coś zrozpaczonym głosem. Było mi go wtedy strasznie szkoda, lecz z drugiej strony rozum podpowiadał mi, że dobrze że cierpi, że w ten sposób może odpłacić mi za moje cierpienie, kiedy od tak zniknął. Czułam sie wtedy jak egoistka. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że kiedykolwiek można będzie porównać cierpienie z powodu śmierci kogoś do cierpienia z powodu odejścia ukochanej osoby. To pierwsze było nie porównywalne z niczym innym.Chciałam w tym momencie krzyczeć, żeby robili wszystko co w ich mocy, abym mogła powrócić do swojego ciała, lecz mój krzyk najwyraźniej nie był słyszalny. O ile był w ogóle realny.. Siła wyższa, która wcześniej wyciągnęła mnie z mojego ciała, coraz mocniej dawała mi rażącym światłem znać, że powinnam wyruszyć w jasną drogę. Ku moim sprzeciwom, które były nieporównywalnie słabsze od mojego przeciwnika ruszyłam mozolnie w stronę światła kątem oka zerkając jeszcze na mojego świeżonarodzonego synka. Był strasznie malutki, leżał bezbronnie w inkubatorze poruszając co jakiś czas nóżkami. Miałam nadzieję, że Piotr da sobie z nim radę w przyszłości. Cieszyłam się, że chociaż z nim zdążyłam się pożegnać. . W tej chwili umierałam....
To wszystko działo się w ułamku sekundy. Światło do którego zmierzałam nagle zgasło, a ja poczułam jak spadam gwałtownie w dół. Jednak nie odczułam na sobie bólu związanego z upadkiem z wysokości. Poczułam gwałtowne ciepło i nic więcej.. Nie do końca byłam znowu pewna co sie ze mną dzieje.. Minęło sporo czasu zanim dotarło do mnie, że prawdopodobnie reanimacja poskutkowała, a ja wróciłam do swojego ciała. W dalszym ciągu jednak nie byłam zdolna do otwarcia oczu bądź wykonania jakiegokolwiek gestu kończynami, lecz czułam jak ktoś co jakiś czas delikatnie głaszcze moją dłoń bądź muska ją rozgrzanymi ustami. Mój organizm nie był najwyraźniej na tyle silny, abym to ja zaczęła nad nim panować, a nie on nade mną.
Pewnego razu przeraziło mnie ostre, krótkie światło dobiegające z zewnątrz. Byłam niedość, że kompletnie zdezorientowana co się dzieje z moim ciałem, to przerażona że poraz kolejny odejdę i tym razem nie uda się lekarzom mnie odratować. Przeszłam długą i ciężką walkę z moim organizmem o to, abym choć na chwilę otworzyła oczy. Gdy już strzeliłam mojego przeciwnikowi gola do bramki zauważyłam, że za szybą sali w której się znajdowałam stał Piotr z Przemkiem. Oboje na mój widok spoglądającej na nich otworzyli szeroko oczy i z malującym się uśmiechem na ich twarzach wszedli oboje do środka. Przemek od razu usiadł na krześle obok mnie, a Piotr stał nieruchomo opierając się o ramę mojego łóżka. Rozglądnęłam się bardziej chcąc zorientować się dokładnie na którym oddziale się znajduję, ale już po ilości aparatur medycznych stojących obok mnie wiedziałam, że jestem na OIOM-ie. Czyli jednak były pewne komplikacje związane z cesarskim cięciem, a cały ten obraz który mogłam oglądać z góry był po prostu momentem mojej śmierci jak i walki Darka z zespołem o to, abym wróciła. Nie miałam jeszcze wystarczająco tyle siły, by móc samej ściągnąć z twarzy maskę od aparatu tlenowego, więc wymownym wzrokiem pokazałam Przemkowi, by ją zdjął z mojej buzi. Kiedy mój kochany braciszek wykonał moją prośbę, uśmiechnęłam się do niego lekko w podzięce.
- Gdzie jest mały? - tylko tyle zdołałam z siebie wydusić.
- Spokojnie, wszystko jest dobrze. Trochę siostrzyczko sobie pospałaś, bo ominęło Ciebie jak wujek przewija swojego siostrzeńca, oraz jak go tata uczy kąpać. No i oczywiście na to jak nie przypadła mu do gustu nowa pielęgniarka i krótko mówiąc wypróżnił na nią swój pęcherz. - nie mogłam powstrzymać się od szerokiego uśmiechu w stronę mojego brata, widząc z jakim uradowaniem relacjonuje mi wszystko co się działo z udziałem mojego syna przez ten czas kiedy byłam w śpiączce.
- Co mówią lekarze? Jak on sie czuje? Wszystko z nim w porządku? Jak wygląda? Urósł trochę od porodu? Przemek błagam Cię mów mi wszystko ! - oczywiście w trosce o zdrowie swojego syna musiałam zadać milion pytań na które oczekiwałam szybkiej odpowiedzi mojego brata bądź Piotra.
- Spójrz Piotr, ledwo sie obudziła, a nadaje tyle samo co zawsze . - mój brat nie mógł sie powstrzymać od swoich zabawnych komentarzy przez co wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, a ja czułam że jest jednak ze mną już coraz lepiej.
- Pomożecie mi się trochę podnieść? Łóżka szpitalne nie są wygodne, dlatego się już nie dziwie że pacjenci chcą jak najszybciej wyjść do domu. - uśmiechnęłam sie serdecznie, czując jednocześnie jak moje policzki oblewają rumieńce. Było mi trochę wstyd, że muszę w takiej prostej czynności prosić kogoś o pomoc, lecz jednak nie miałam innego wyjścia. Na moją prośbę Piotr z Przemkiem podeszli bliżej mojego łóżka. Przemek chwycił pilot od stelaża, i wdusił guzik oparcia podnoszącego się pionowo, a Piotr co jakiś czas poprawiał mi poduszkę którą miałam pod głową.
- Dziękuję. - zdołałam tylko tyle odpowiedzieć, bo do mojej sali weszła Lena, najlepsza przyjaciółka jaką mogłabym spotkać i to jeszcze pracująca u nas w szpitalu z małym zawiniątkiem na rękach. Z początku nie domyślałam się, że zawinięty w kocyku na rękach Leny znajduje się mój syn, dlatego kiedy położyła malutką osóbkę mi na brzuchu zorientowałam się, że właśnie trzymam swój najcenniejszy dotychczas skarb. Mały miał ciemne włoski, nosek mój, a kiedy się uśmiechnął zobaczyłam, że jest to cały Piotr kiedy był mały. Delikatnie opuszkiem palca wskazującego pogłaskałam go po wewnętrznej stronie dłoni, na co on odwdzięczył mi się mocnym ścięnięciem rączki w piąstke razem z moim palcem.. Nie mogłam teraz powstrzymać wzruszenia jakie mnie ogarnęło. Cieszyłam się, że mały mimo tak wczesnego porodu dał z siebie wszystko i przeżył. Musnęłam swoimi wargami jego maleńkie czułko, na co ten zareagował lekkim grymasem pojawiającym się na twarzy.
- No syneczkiem mamusi to widać, że już nie bedzie. - rzuciła nagle Lena, która przez cały czas robiła mi i małemu zdjęcia. Uśmiechnęłam sie tylko do niej serdecznie, a następnie poraz kolejny spojrzałam na malucha. Moją uwagę przykuła granatowa bransoletka, którą mały miał założoną na lewym przedramieniu.
- Stanisław Goldberg-Gawryło? - przeczytałam je na głos jednocześnie patrząc Piotrowi głęboko w oczy i oczekując od niego jakiejkolwiek reakcji. Ten uśmiechnął sie do mnie cwaniacko jak zawsze...
Jak sądzicie jaka będzie odpowiedź Piotra? Jak zareaguje na to imię i nazwisko Hana ?
Piszcie swoje propozycje w komentarzach , a może uda mi się gdzieś wcisnąć Wasze pomysły do kolejnej części !! :)
next następny, jak pokażecie że jest Was więcej tutaj ! ;*
czytasz - komentujesz <3
To wszystko działo się w ułamku sekundy. Światło do którego zmierzałam nagle zgasło, a ja poczułam jak spadam gwałtownie w dół. Jednak nie odczułam na sobie bólu związanego z upadkiem z wysokości. Poczułam gwałtowne ciepło i nic więcej.. Nie do końca byłam znowu pewna co sie ze mną dzieje.. Minęło sporo czasu zanim dotarło do mnie, że prawdopodobnie reanimacja poskutkowała, a ja wróciłam do swojego ciała. W dalszym ciągu jednak nie byłam zdolna do otwarcia oczu bądź wykonania jakiegokolwiek gestu kończynami, lecz czułam jak ktoś co jakiś czas delikatnie głaszcze moją dłoń bądź muska ją rozgrzanymi ustami. Mój organizm nie był najwyraźniej na tyle silny, abym to ja zaczęła nad nim panować, a nie on nade mną.
Pewnego razu przeraziło mnie ostre, krótkie światło dobiegające z zewnątrz. Byłam niedość, że kompletnie zdezorientowana co się dzieje z moim ciałem, to przerażona że poraz kolejny odejdę i tym razem nie uda się lekarzom mnie odratować. Przeszłam długą i ciężką walkę z moim organizmem o to, abym choć na chwilę otworzyła oczy. Gdy już strzeliłam mojego przeciwnikowi gola do bramki zauważyłam, że za szybą sali w której się znajdowałam stał Piotr z Przemkiem. Oboje na mój widok spoglądającej na nich otworzyli szeroko oczy i z malującym się uśmiechem na ich twarzach wszedli oboje do środka. Przemek od razu usiadł na krześle obok mnie, a Piotr stał nieruchomo opierając się o ramę mojego łóżka. Rozglądnęłam się bardziej chcąc zorientować się dokładnie na którym oddziale się znajduję, ale już po ilości aparatur medycznych stojących obok mnie wiedziałam, że jestem na OIOM-ie. Czyli jednak były pewne komplikacje związane z cesarskim cięciem, a cały ten obraz który mogłam oglądać z góry był po prostu momentem mojej śmierci jak i walki Darka z zespołem o to, abym wróciła. Nie miałam jeszcze wystarczająco tyle siły, by móc samej ściągnąć z twarzy maskę od aparatu tlenowego, więc wymownym wzrokiem pokazałam Przemkowi, by ją zdjął z mojej buzi. Kiedy mój kochany braciszek wykonał moją prośbę, uśmiechnęłam się do niego lekko w podzięce.
- Gdzie jest mały? - tylko tyle zdołałam z siebie wydusić.
- Spokojnie, wszystko jest dobrze. Trochę siostrzyczko sobie pospałaś, bo ominęło Ciebie jak wujek przewija swojego siostrzeńca, oraz jak go tata uczy kąpać. No i oczywiście na to jak nie przypadła mu do gustu nowa pielęgniarka i krótko mówiąc wypróżnił na nią swój pęcherz. - nie mogłam powstrzymać się od szerokiego uśmiechu w stronę mojego brata, widząc z jakim uradowaniem relacjonuje mi wszystko co się działo z udziałem mojego syna przez ten czas kiedy byłam w śpiączce.
- Co mówią lekarze? Jak on sie czuje? Wszystko z nim w porządku? Jak wygląda? Urósł trochę od porodu? Przemek błagam Cię mów mi wszystko ! - oczywiście w trosce o zdrowie swojego syna musiałam zadać milion pytań na które oczekiwałam szybkiej odpowiedzi mojego brata bądź Piotra.
- Spójrz Piotr, ledwo sie obudziła, a nadaje tyle samo co zawsze . - mój brat nie mógł sie powstrzymać od swoich zabawnych komentarzy przez co wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, a ja czułam że jest jednak ze mną już coraz lepiej.
- Pomożecie mi się trochę podnieść? Łóżka szpitalne nie są wygodne, dlatego się już nie dziwie że pacjenci chcą jak najszybciej wyjść do domu. - uśmiechnęłam sie serdecznie, czując jednocześnie jak moje policzki oblewają rumieńce. Było mi trochę wstyd, że muszę w takiej prostej czynności prosić kogoś o pomoc, lecz jednak nie miałam innego wyjścia. Na moją prośbę Piotr z Przemkiem podeszli bliżej mojego łóżka. Przemek chwycił pilot od stelaża, i wdusił guzik oparcia podnoszącego się pionowo, a Piotr co jakiś czas poprawiał mi poduszkę którą miałam pod głową.
- Dziękuję. - zdołałam tylko tyle odpowiedzieć, bo do mojej sali weszła Lena, najlepsza przyjaciółka jaką mogłabym spotkać i to jeszcze pracująca u nas w szpitalu z małym zawiniątkiem na rękach. Z początku nie domyślałam się, że zawinięty w kocyku na rękach Leny znajduje się mój syn, dlatego kiedy położyła malutką osóbkę mi na brzuchu zorientowałam się, że właśnie trzymam swój najcenniejszy dotychczas skarb. Mały miał ciemne włoski, nosek mój, a kiedy się uśmiechnął zobaczyłam, że jest to cały Piotr kiedy był mały. Delikatnie opuszkiem palca wskazującego pogłaskałam go po wewnętrznej stronie dłoni, na co on odwdzięczył mi się mocnym ścięnięciem rączki w piąstke razem z moim palcem.. Nie mogłam teraz powstrzymać wzruszenia jakie mnie ogarnęło. Cieszyłam się, że mały mimo tak wczesnego porodu dał z siebie wszystko i przeżył. Musnęłam swoimi wargami jego maleńkie czułko, na co ten zareagował lekkim grymasem pojawiającym się na twarzy.
- No syneczkiem mamusi to widać, że już nie bedzie. - rzuciła nagle Lena, która przez cały czas robiła mi i małemu zdjęcia. Uśmiechnęłam sie tylko do niej serdecznie, a następnie poraz kolejny spojrzałam na malucha. Moją uwagę przykuła granatowa bransoletka, którą mały miał założoną na lewym przedramieniu.
- Stanisław Goldberg-Gawryło? - przeczytałam je na głos jednocześnie patrząc Piotrowi głęboko w oczy i oczekując od niego jakiejkolwiek reakcji. Ten uśmiechnął sie do mnie cwaniacko jak zawsze...
Jak sądzicie jaka będzie odpowiedź Piotra? Jak zareaguje na to imię i nazwisko Hana ?
Piszcie swoje propozycje w komentarzach , a może uda mi się gdzieś wcisnąć Wasze pomysły do kolejnej części !! :)
next następny, jak pokażecie że jest Was więcej tutaj ! ;*
czytasz - komentujesz <3
Part 7
Piotr chyba nie do końca zdawał sobę sprawę co się dzieje, bo odwzajemnił mój pocałunek pogłębiając go jeszcze bardziej. Jednak dla mnie miał być to pożegnalny pocałunek, a nie rozpoczynający nowy rozdział w naszym wspólnym życiu. Odepchnęłam delikatnie go od siebie i spojrzałam na niego tymi swoimi błękitnymi oczami. Dostrzegłam w jego wzroku iskierki nadziei na nowy początek. Mimo tego wszystkiego w dalszym ciągu widziałam w jego oczach tą miłość... Ale nie po tym wszystkim...
Piotr najwyraźniej chciał coś jeszcze powiedzieć, lecz przeszkodziły mu wchodzące pielęgniarki. Najwyraźniej przyszła już ta pora bym pojechała na zabieg. Uśmiechnęłam się niepewnie głaszcząc swój brzuszek delikatnie. Chciałam, żeby było już po wszystkim.
Nie minęło nawet dużo czasu, kiedy leżałam już na stole operacyjnym nerwowo pstrykając palcami. Obok mnie Darek właśnie zakładał fartuch, a stojący obok niego lekarz przyglądał się łóżeczku z inkubatorem wyczekującym na swojego pacjenta znajdującego się jeszcze aktualnie u mnie w brzuchu. Odwróciłam głowę w drugą stronę, nie mogąc patrzeć na to co się będzie dziać w trakcie zabiegu. Za szybą sali dostrzegłam stojącą postać w zielonym, szpitalnym fartuchu. Głowę trzymał spuszczoną w dół, a dłońmi opierał się o kant umywalek lekarskich. Zrobiło mi się go trochę żal. Po tym wszystkim co się stało stał przybity i można było to odczuć jakby martwił się nie tylko o zdrowie naszego syna, ale i o moje. W głowie dalej miałam poranną rozmowę Piotra z Darkiem w sali. Nie rozumiałam do końca w czym mój mąż mnie okłamał, lecz teraz to już chyba nie miało większego znaczenia. Miałam tylko nadzieję, że nie okłamał mnie z przyszłością dotyczącą naszego dziecka, i że nie odda go do adopcji. Myślałam, że chociaż tyle serca Magda może okazać w stosunku do mnie jak i do ojca swoich dzieci.
- Gotowa? - z rozmyślań wyrwał mnie głos Darka, który chyba tak samo jak ja denerwował się takim przebiegiem mojej ciąży. Byłam tak zestresowana, że tylko pokiwałam lekko głową wyrażając brak sprzeciwu i ponownie wbiłam swój wzrok w Piotra...
Całość zabiegu przeszła bez komplikacji. Darek właśnie wyciągał z macicy naszego syna, który jak na wcześniaka miał bardzo bardzo donośny swój pierwszy odzew. W tym momencie napłynęły mi łzy do oczu ze szczęścia, ale zarówno jak i ze smutku, że prawdopodobnie przez mój własny błąd, nie pozwoliłam mojemu synkowi przyjść na świat w terminie. Czułam się szczęśliwa, ale jednocześnie zaczęło robić mi się słabo i strasznie duszno. Do moich uszu zaczęły dobiegać jakieś krzyki Darka do pielęgniarki oraz stojącego nad moją głową anestezjologa. Odwróciłam głowę w stronę przewijaka umiejscowionego pod ścianą i spojrzałam na naszego synka. Okiem lekarza mogłam stwierdzić, że jak na 6 miesiąc ciąży rozwijał się prawidłowo, czyli mierzył około 40 centymetrów i pewnie ważył z kilogram. Ostatecznie przeniosłam swój wzrok jeszcze na Piotra do którego uśmiechnęłam się lekko i zamknęłam oczy. Czując jak jakaś siła próbuje wyrwać mi serce i ciągnąć je ku górze.. Całkowicie poddając się temu odczuciu zdążyłam jeszcze usłyszeć, że monitor pracy mojego serca wydał przeraźliwy pisk, ukazując poziomą kreskę..
Tylko nie wyzywajcie mnie za końcówkę ! :)
Mam nadzieję, że śniadanko wielkanocne wszystkim Wam smakowało, a i zajączek o Was nie zapomniał !! :)
Kolejna część może znaleźć się już dziś wieczorem i na pewno będzie dłuuuższa od tej , więc zaglądajcie i promujcie mojego bloga ! :)
czytasz? komentujesz ! ;*
Piotr najwyraźniej chciał coś jeszcze powiedzieć, lecz przeszkodziły mu wchodzące pielęgniarki. Najwyraźniej przyszła już ta pora bym pojechała na zabieg. Uśmiechnęłam się niepewnie głaszcząc swój brzuszek delikatnie. Chciałam, żeby było już po wszystkim.
Nie minęło nawet dużo czasu, kiedy leżałam już na stole operacyjnym nerwowo pstrykając palcami. Obok mnie Darek właśnie zakładał fartuch, a stojący obok niego lekarz przyglądał się łóżeczku z inkubatorem wyczekującym na swojego pacjenta znajdującego się jeszcze aktualnie u mnie w brzuchu. Odwróciłam głowę w drugą stronę, nie mogąc patrzeć na to co się będzie dziać w trakcie zabiegu. Za szybą sali dostrzegłam stojącą postać w zielonym, szpitalnym fartuchu. Głowę trzymał spuszczoną w dół, a dłońmi opierał się o kant umywalek lekarskich. Zrobiło mi się go trochę żal. Po tym wszystkim co się stało stał przybity i można było to odczuć jakby martwił się nie tylko o zdrowie naszego syna, ale i o moje. W głowie dalej miałam poranną rozmowę Piotra z Darkiem w sali. Nie rozumiałam do końca w czym mój mąż mnie okłamał, lecz teraz to już chyba nie miało większego znaczenia. Miałam tylko nadzieję, że nie okłamał mnie z przyszłością dotyczącą naszego dziecka, i że nie odda go do adopcji. Myślałam, że chociaż tyle serca Magda może okazać w stosunku do mnie jak i do ojca swoich dzieci.
- Gotowa? - z rozmyślań wyrwał mnie głos Darka, który chyba tak samo jak ja denerwował się takim przebiegiem mojej ciąży. Byłam tak zestresowana, że tylko pokiwałam lekko głową wyrażając brak sprzeciwu i ponownie wbiłam swój wzrok w Piotra...
Całość zabiegu przeszła bez komplikacji. Darek właśnie wyciągał z macicy naszego syna, który jak na wcześniaka miał bardzo bardzo donośny swój pierwszy odzew. W tym momencie napłynęły mi łzy do oczu ze szczęścia, ale zarówno jak i ze smutku, że prawdopodobnie przez mój własny błąd, nie pozwoliłam mojemu synkowi przyjść na świat w terminie. Czułam się szczęśliwa, ale jednocześnie zaczęło robić mi się słabo i strasznie duszno. Do moich uszu zaczęły dobiegać jakieś krzyki Darka do pielęgniarki oraz stojącego nad moją głową anestezjologa. Odwróciłam głowę w stronę przewijaka umiejscowionego pod ścianą i spojrzałam na naszego synka. Okiem lekarza mogłam stwierdzić, że jak na 6 miesiąc ciąży rozwijał się prawidłowo, czyli mierzył około 40 centymetrów i pewnie ważył z kilogram. Ostatecznie przeniosłam swój wzrok jeszcze na Piotra do którego uśmiechnęłam się lekko i zamknęłam oczy. Czując jak jakaś siła próbuje wyrwać mi serce i ciągnąć je ku górze.. Całkowicie poddając się temu odczuciu zdążyłam jeszcze usłyszeć, że monitor pracy mojego serca wydał przeraźliwy pisk, ukazując poziomą kreskę..
Tylko nie wyzywajcie mnie za końcówkę ! :)
Mam nadzieję, że śniadanko wielkanocne wszystkim Wam smakowało, a i zajączek o Was nie zapomniał !! :)
Kolejna część może znaleźć się już dziś wieczorem i na pewno będzie dłuuuższa od tej , więc zaglądajcie i promujcie mojego bloga ! :)
czytasz? komentujesz ! ;*
sobota, 19 kwietnia 2014
Part 6
Jechałam na wózku prowadzącym przez pielęgniarkę czując na sobie wzrok innych ludzi przemierzających w przeciwną stronę do mojej korytarz. Po chwili drzwi się otworzyły, a ja wjechałam do gabinetu zabiegowego. Po tylu latach pracy w swoim fachu sądziłam, że widok krwi jest dla mnie czymś normalnym, lecz kiedy tylko pielęgniarka wbiła się igłą w moje lewe przedramię, by móc pobrać krew do niezbędnych badań odwróciłam twarz w drugą stronę. Chyba burza hormonów dała o sobie znać. Poczułam, że robi mi się słabo i mdli mnie strasznie. Prosiłam tylko siebie w myślach, żebym dała radę jeszcze chwilę i już będzie po wszystkim. Nim dokończyłam swoją myśl było już po wszystkim, a nawet miałam założony wenflon na lewej dłoni, a pielęgniarka kończyła podłączanie kroplówki do niego. Spojrzałam za okno, gdzie ujrzałam tylko poszarzałe już niebo i lecące z niego strugi deszczu. Zaczęłam rozglądać się dookoła sali w poszukiwaniu jakiegoś zegara, który powiedziałby mi która już jest godzina. Znalazłam go po chwili i jakie było moje zdziwienie, kiedy zorientowałam się, że jest już po 19 . Zaledwie kilkanaście chwil temu miałam jeszcze cichą nadzieję, że po przebadaniu mnie przez Darka wyjdę jeszcze może dzisiaj do domu, ówcześniej obiecując stosowanie się do zaleceń pana doktora. Teraz miałam już tą pewność, że niestety to są tylko moje marzenia. Kiedy pielęgniarka skończyła mi pobierać już krew i zdezynfekowała już moją rankę, zawiozła mnie do sali chorych. W drodze do niej poraz kolejny jużdzisiaj modliłam się, abym nie dzieliła sali z którąś ze swoich pacjentek wcześniejszych. W głębi serca nie chciałam w ogóle, żeby ktokolwiek obcy wiedział o tym, że znajduję się w szpitalu i to jeszcze u siebie na oddziale. Zajechałam pod drzwi z numerem 9 i na moment zamknęłam oczy. PIelęgniarka otworzyła mi drzwi, a moim oczom ukazał się skromny pokoik, z jednym łóżkiem . Odetchnęłam z ulgą. Jednak życie lekarza trafiającego do szpitala w którym pracuje może być przyjemne. Cieszyłam się jak małe dziecko, że Darek załatwił mi tą w pewnym stopniu izolatkę. Musiałam mu się odwdzięczyć, jakąś kawą. Ale to jak już urodzę, albo wezmę za niego jakiś dyżur dodatkowy, oo ! Szybko przebrałam się w piżamę, bo domyślałam się po upływie czasu, że zaraz odbędzie się wieczorny obchód. Usiadłam na łóżku i bezczynnie zaczęłam patrzeć na sufit. Jednak chwila takiej samotności jest dobra dla osób takich jak ja. Mogłam wtedy spokojnie przeanalizować ostatnie wydarzenia, które miały miejsce z moim udziałem. Z początku analizowałam przebieg swoijej ciąży, krok po kroku zastanawiając się, czy gdzieś nie popełniłam jakiegoś błędu, przed który właśnie teraz tutaj leżę. Z rozmyślania wyrwał mnie głos Darka, który właśnie wszedł do mnie do sali. Usadowił się wygodnie na krześle, ściągając z nosa swoje okulary. Spojrzałam na niego lekko się uśmiechając. Ten jednak chyba nie podzielał mojego dobrego humoru.. Podał mi do ręki plik kartek, które nerwowo trzymał w swoich dłoniach. Już po nagłówku mogłam się domyślić, że są to moje wyniki badań. Stopniowo analizowałam wers po wersie.
- Czyli to nieuniknione tak? - zapytałam oddając Darkowi kartki i ocierając spływające po policzkach łzy.
- Możemy jeszcze poczekać, podać leki, sama doskonale wiesz. - odpowiedział Darek, a ja wyczułam w jego głosie troskę jak i zdenerwowanie, pewnie tą całą sytuacją. Chyba do końca ni wierzył w to co mi mówił .
- Darek, jesteśmy lekarzami. Oboje wiemy jak może zakończyć się takie czekanie. Dziecko może urodzić się z wadą wzroku i słuchu, z chorobą, a co gorsza nawet martwe.
- Wiesz jakie to może nieść za sobą konsekwencje co do Twojego stanu zdrowia. Może wystąpić krwotok, macica może się nie obkurczać, bądź co gorsza Twoje serce może nie wytrzymać takiego obciążenia.
- Nie pozwolę swojemu dziecku umrzeć, rozumiesz? Jeżeli miałabym wybierać, czy on czy ja to nie pytaj kogo bym wybrała, bo doskonale odpowiedź znasz. Chcę zostawić po sobie jakąś cząstkę w tym świecie.
- Dobrze, to jutro wykonamy cesarskie cięcie. Póki co podamy dziecku sterydy przyspieszające rozwój pęcherzyków płucnych i wezwę na jutro neonatologa z kliniki na Polnej. Powiadomić kogoś z rodziny o tej sytuacji prócz Przemka? - na te słowa Darek spojrzał na mnie wymownie, a ja już wiedziałam o co mu chodzi.
- Tak, Piotra... - do końca nie była przekonana co do tej decyzji, ale w końcu był on ojcem naszego dziecka i ma prawo wiedzieć o nim wszystko.
- Dobrze. Zajrzę do Ciebie rano, a teraz połóż się spać. Musisz być wypoczęta przed jutrzejszymi emocjami. - Darek wstał uśmiechając się serdecznie i wyszedł z sali pozostawiając mnie z milionem wątpliwości dotyczących samego zabiegu jak i dalszego życia..
Obudziłam się rano słysząc głos Darka rozmawiającego z nikim innym jak z Piotrem koło okna w mojej sali. Postanowiłam podsłuchać o czym panowie tak zawzięcie dyskutują, ale ich szepty były mało zrozumiałe. Udało mi się usłyszeć tylko, że Darek zrobi wszystko abym wyszła cała i zdrowa razem z dzieckiem, że Piotr nie ma okazywać przy mnie tego jak bardzo sie boi o stan mój i naszego syna jak i wyzywanie Piotra o, że nie powinien mnie okłamywać.
Zaraz , zaraz... okłamywać ?! o co im chodziło w tym momencie?
Przetarłam lekko swoje oczy, udając że dopiero co się obudziłam i uśmiechnęłam się szeroko do obu panów. Ci tylko odwzajemnili się tym samym, jakby zapomnieli o czym przed chwilą zawzięcie dyskutowali.
- Dam Wam chwile na rozmowę, i zaraz jedziemy Hana na blok, dobrze? - w tym momencie mina Darka zrzedła, a kątem oka dostrzegłam, że zerka on na Piotra, który nerwowo pukał opuszkami palców w parapet.
- Yhym . - wydusiłam jedynie to z siebie, czując że poziom adrenaliny w moim organiźmie ulega znacznej zmianie.
Odprowadziłam Darka wzrokiem do wyjścia, a sama przesunęłam się trochę na łóżku robiąc jednocześnie miejsce Piotrowi, żeby usiadł obok mnie. Ten zupełnie zdezorientowany moim zachowaniem, stał jak słup soli przez co nawet zachciało mi się śmiać w tamtej chwili. Gestem ręki pokazałam mu, że ma usiąść obok mnie. Jak mu kazałam tak zrobił, dalej chyba nie wierząc w to co ma miejsce. Postanowiłam ja zacząć, żeby potem nie mieć do siebie żalu na bloku operacyjnym, że czegoś nie powiedziałam Piotrowi.
- Posłuchaj mnie teraz uważnie. Jeżeli cokolwiek by mi się stało .. - widząc jego otwierające się szeroko oczy i usta postanowiłam dokończyć szybko - i nie , nie przerywaj mi. Gdyby cokolwiek mi się stało masz o niego dbać rozumiesz?Masz wziąć wszystkie rzeczy, które ja nakupowałam do siebie i po prostu o niego dbać. Masz jemu opowiadać codziennie o mnie . Jak podrośnie pod żadnym pozorem nie rozpieszczaj go. Ma dostawać kary za złe zachowanie bądź spóźnienie, a także kieszonkowe na swoje wydatki. Masz pokazać mu jak będzie już rozumiał wszystko moje zdjęcie. Niech je ma zawsze u siebie w pokoju. Niech przychodzi mnie odwiedzać na cmentarzu z tęsknoty, a nie obowiązku. Jak sie zakocha tak na zabój, jak kiedyś w sobie my, daj mu całą moją biżuterię, która leży w szafce nocnej u mnie w sypialni.. A Ty.. obiecaj, że nigdy nie zapomnisz o mnie, że zawsze będę dla Ciebie tą upierdliwą kobietą, pragnącą mieć dziecko i wyzywającą Ciebie, że wchodzisz do salonu w butach, a do obiadu zasiadasz z brudnymi rękoma. A ! Bym zapomniała... Magda nie ma prawa wtrącać się w Twoje wychowanie naszego syna. Pod żadnym pozorem ! - starałam się robić dobrą minę do złej gry. Nie chciałam żegnać się jeszcze z tym światem, ale komplikacje podczas tak wczesnego wykonania cesarskiego cięcia, są różne. W tej chwili marzyłam tylko o tym, żeby dziecko przeżyło. Na swojej dłoni poczułam jakieś dziwne uczucie spadającym kropli.. Dopiero teraz zorientowałam się, że Piotr patrzy mi głęboko w oczy i płacze. Mogłam odczytać zarówno strach, jak i miłość, troskę i żal...
Chyba sama nie dowierzałam co się w tym momencie ze mną zaczęło dziać. Delikatnie dotknęłam dłoni mojego męża, muskając ostrożnie jego dolną wargę..
Prawdopodobnie oszalałam....
Dziękuję, za zwiększającą się oglądalność !! :)
Z okazji świąt Wielkanocnych życzę Wam smacznego jajeczka, bogatego zająca, baaaaardzo mokrego dyngusa, a przede wszystkim świąt spędzonych w gronie najbliższych !! :)
Postaram się jeszcze dzisiaj dodać jakiegoś neta, ale nic nie obiecuję :C .
- Czyli to nieuniknione tak? - zapytałam oddając Darkowi kartki i ocierając spływające po policzkach łzy.
- Możemy jeszcze poczekać, podać leki, sama doskonale wiesz. - odpowiedział Darek, a ja wyczułam w jego głosie troskę jak i zdenerwowanie, pewnie tą całą sytuacją. Chyba do końca ni wierzył w to co mi mówił .
- Darek, jesteśmy lekarzami. Oboje wiemy jak może zakończyć się takie czekanie. Dziecko może urodzić się z wadą wzroku i słuchu, z chorobą, a co gorsza nawet martwe.
- Wiesz jakie to może nieść za sobą konsekwencje co do Twojego stanu zdrowia. Może wystąpić krwotok, macica może się nie obkurczać, bądź co gorsza Twoje serce może nie wytrzymać takiego obciążenia.
- Nie pozwolę swojemu dziecku umrzeć, rozumiesz? Jeżeli miałabym wybierać, czy on czy ja to nie pytaj kogo bym wybrała, bo doskonale odpowiedź znasz. Chcę zostawić po sobie jakąś cząstkę w tym świecie.
- Dobrze, to jutro wykonamy cesarskie cięcie. Póki co podamy dziecku sterydy przyspieszające rozwój pęcherzyków płucnych i wezwę na jutro neonatologa z kliniki na Polnej. Powiadomić kogoś z rodziny o tej sytuacji prócz Przemka? - na te słowa Darek spojrzał na mnie wymownie, a ja już wiedziałam o co mu chodzi.
- Tak, Piotra... - do końca nie była przekonana co do tej decyzji, ale w końcu był on ojcem naszego dziecka i ma prawo wiedzieć o nim wszystko.
- Dobrze. Zajrzę do Ciebie rano, a teraz połóż się spać. Musisz być wypoczęta przed jutrzejszymi emocjami. - Darek wstał uśmiechając się serdecznie i wyszedł z sali pozostawiając mnie z milionem wątpliwości dotyczących samego zabiegu jak i dalszego życia..
Obudziłam się rano słysząc głos Darka rozmawiającego z nikim innym jak z Piotrem koło okna w mojej sali. Postanowiłam podsłuchać o czym panowie tak zawzięcie dyskutują, ale ich szepty były mało zrozumiałe. Udało mi się usłyszeć tylko, że Darek zrobi wszystko abym wyszła cała i zdrowa razem z dzieckiem, że Piotr nie ma okazywać przy mnie tego jak bardzo sie boi o stan mój i naszego syna jak i wyzywanie Piotra o, że nie powinien mnie okłamywać.
Zaraz , zaraz... okłamywać ?! o co im chodziło w tym momencie?
Przetarłam lekko swoje oczy, udając że dopiero co się obudziłam i uśmiechnęłam się szeroko do obu panów. Ci tylko odwzajemnili się tym samym, jakby zapomnieli o czym przed chwilą zawzięcie dyskutowali.
- Dam Wam chwile na rozmowę, i zaraz jedziemy Hana na blok, dobrze? - w tym momencie mina Darka zrzedła, a kątem oka dostrzegłam, że zerka on na Piotra, który nerwowo pukał opuszkami palców w parapet.
- Yhym . - wydusiłam jedynie to z siebie, czując że poziom adrenaliny w moim organiźmie ulega znacznej zmianie.
Odprowadziłam Darka wzrokiem do wyjścia, a sama przesunęłam się trochę na łóżku robiąc jednocześnie miejsce Piotrowi, żeby usiadł obok mnie. Ten zupełnie zdezorientowany moim zachowaniem, stał jak słup soli przez co nawet zachciało mi się śmiać w tamtej chwili. Gestem ręki pokazałam mu, że ma usiąść obok mnie. Jak mu kazałam tak zrobił, dalej chyba nie wierząc w to co ma miejsce. Postanowiłam ja zacząć, żeby potem nie mieć do siebie żalu na bloku operacyjnym, że czegoś nie powiedziałam Piotrowi.
- Posłuchaj mnie teraz uważnie. Jeżeli cokolwiek by mi się stało .. - widząc jego otwierające się szeroko oczy i usta postanowiłam dokończyć szybko - i nie , nie przerywaj mi. Gdyby cokolwiek mi się stało masz o niego dbać rozumiesz?Masz wziąć wszystkie rzeczy, które ja nakupowałam do siebie i po prostu o niego dbać. Masz jemu opowiadać codziennie o mnie . Jak podrośnie pod żadnym pozorem nie rozpieszczaj go. Ma dostawać kary za złe zachowanie bądź spóźnienie, a także kieszonkowe na swoje wydatki. Masz pokazać mu jak będzie już rozumiał wszystko moje zdjęcie. Niech je ma zawsze u siebie w pokoju. Niech przychodzi mnie odwiedzać na cmentarzu z tęsknoty, a nie obowiązku. Jak sie zakocha tak na zabój, jak kiedyś w sobie my, daj mu całą moją biżuterię, która leży w szafce nocnej u mnie w sypialni.. A Ty.. obiecaj, że nigdy nie zapomnisz o mnie, że zawsze będę dla Ciebie tą upierdliwą kobietą, pragnącą mieć dziecko i wyzywającą Ciebie, że wchodzisz do salonu w butach, a do obiadu zasiadasz z brudnymi rękoma. A ! Bym zapomniała... Magda nie ma prawa wtrącać się w Twoje wychowanie naszego syna. Pod żadnym pozorem ! - starałam się robić dobrą minę do złej gry. Nie chciałam żegnać się jeszcze z tym światem, ale komplikacje podczas tak wczesnego wykonania cesarskiego cięcia, są różne. W tej chwili marzyłam tylko o tym, żeby dziecko przeżyło. Na swojej dłoni poczułam jakieś dziwne uczucie spadającym kropli.. Dopiero teraz zorientowałam się, że Piotr patrzy mi głęboko w oczy i płacze. Mogłam odczytać zarówno strach, jak i miłość, troskę i żal...
Chyba sama nie dowierzałam co się w tym momencie ze mną zaczęło dziać. Delikatnie dotknęłam dłoni mojego męża, muskając ostrożnie jego dolną wargę..
Prawdopodobnie oszalałam....
Dziękuję, za zwiększającą się oglądalność !! :)
Z okazji świąt Wielkanocnych życzę Wam smacznego jajeczka, bogatego zająca, baaaaardzo mokrego dyngusa, a przede wszystkim świąt spędzonych w gronie najbliższych !! :)
Postaram się jeszcze dzisiaj dodać jakiegoś neta, ale nic nie obiecuję :C .
piątek, 18 kwietnia 2014
Part 5
Gdy otrząsnęłam się już z pierwszego szoku i zdałam sobie sprawę z faktu, że dalej jestem w ramionach Piotra niechętnie odepchnęłam go delikatnie od siebie, wycierając dłonią mokre policzki. Wtem nasze spojrzenia się spotkały. Jego wzrok był pusty, jakby nieobecny bądź co gorsza przerażony. Myślałam, że tylko ja panikuje z takiego obrotu spraw, ale najwidoczniej i Piotr podzielał moje odczucia.
- Hana.. Ja chciałbym .. - oczywiście jak zawsze moja osoba musiała go uprzedzić od dokończenia jego wypowiedzi.
- Nic nie musisz. Naprawdę proszę Cię jedź już do domu. Jestem w szpitalu, mam w razie co Darka, który kiedy tylko poproszę od razu do mnie przyjdzie. Nasze spotkanie to był przypadek. Nigdy nie powinno się to wydarzyć. Nie po tym wszystkim Piotr.. Wracaj tam, skąd przyjechałeś do galerii. Nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego już. Oczywiście jak urodzę nie utrudnię Tobie kontaktu z dzieckiem. Dogadamy się prawnie, kiedy będziesz mógł go odwiedzać, bądź zabierać na wakacje. A przy okazji dam Tobie to, o czym marzyłeś... Wolność. - to ostatnie słowo wypowiedziałam z ogromnym bólem przeszywającym moje serce. Nie chciałam, żeby nasze małżeństwo zakończyło się w ten sposób oraz nie chciałam, aby nasz syn wychowywał się w niepełnej rodzinie. Ale cóż, takie jest życie.
- Ty nic nie rozumiesz! Nie chcę Cię tracić, nie chcę tracić naszego syna. Doskonale mnie znasz i wiesz, że staram się nie krzywdzić swoich najbliższych. Więc błagam Cię, daj mi chociaż 10 minut na wyjaśnienia. Potem już sięnie spotkamy, prócz rozpraw rozwodowych.
Wtem do sali weszła pielęniarka, prowadząca przed sobą wózek inwalidzki.
- Pani doktor musimy jechać na badania, które zlecił doktor Wójcik.
- proszę dać mi 5 minut dobrze? Muszę jeszcze chwilę porozmawiać... z mężem . - starałam się wypowiadać te słowa naturalnie, głosem pełnym optymizmu i przepełnionym miłością, jak zawsze. Jednak chyba nie za bardzo mi się to udało, gdyż pielęgniarka spojrzała na mnie zdezorientowanym wzrokiem i wyszła. Chyba każdy w szpitalu wiedział o tym, że moje małżeństwo jest już tylko i wyłącznie fikcją, a ja dalej miałam gdzieś wgłębi serca nadzieję, że to tylko zły sen z którego już niebawem się obudzę. Spojrzałam wymownie na Piotra oczekując, że może zacznie mi to wszystko wyjaśniać i może wtedy znajdę moment w naszym życiu w którym którejś z nas popełniło jakiś błąd. Ten jednak tylko przyglądał mi się z delikatnie drgającymi kącikami warg, starając się nie uśmiechać. Chyba to ostatnie zdanie które powiedziałam do pielęgniarki dało mu jakieś nadzieje na odbudowanie wszystkiego na nowo.
- Czas Ci ucieka. Właśnie zostały Tobie 4 minuty.
- Kiedy byliśmy świeżo po ślubie, otrzymałem telefon, że Magda z Tosią miały wypadek samochodowy. Tosia praktycznie wyszła bez szwanku, lecz Magda nie miała niestety tyle szczęścia. Miała liczne złamania kończyn oraz przerwany rdzeń kręgowy.. Co jakiś czas po dyżurze jechałem do niej, pomóc jej w rehabilitacji czy chociaż podnieść na duchu. Kiedy wyszła ze szpitala, zawiozłem ją do domu. Poprosiła mnie o to, abym został z nią na noc, ponieważ miewa koszmary. Chciałem zadzwonić do Ciebie, wszystko Tobie wyjaśnić, ale bateria mi się rozładowała. Pomogłem Magdzie zrobić kolację i wyszykować Tosię do szkoły na następny dzień. Jak już Mała zasnęła i chciałem , naprawdę chciałem wrócić do domu Magda otworzyła wino i poczęstowała mnie lampką. Nie wiem czy coś mi dosypała, czy byłem aż tak zmęczony, że znurzyło mnie po niej. Obudziłem się na kanapie, w samych bokserkach, a na mnie leżała naga Magda. A w dzień naszej rocznicy ślubu zadzwoniła do mnie i powiedziała, że mam jak najszybciej przyjechać do niej do mieszkania. Wtedy powiedziała mi, że jest ze mną w ciąży... - nie mogłam dłużej słuchać tłumaczeń Piotra. W momencie, kiedy tylko usłyszałam, że Magda otworzyła wino walczyłam sama ze sobą, by nie wyobrażać sobie tego w głowie. Lecz moja wyobraźnia spłatała mi figla. Podniosłam się na łóżku jeszcze bardziej, by móc usiąść. Piotr już nawet nie patrzył w moją stronę, tylko w szafkę z akcesoriami medycznymi. Z całej siły wzięłam zamach i wymierzyłam mojemu mężowi siarczysty policzek. Ten tylko spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, a ja nie czekając ani dłużej ściągnęłam z palca prawej dłoni obrączkę, wsuwając mu ją w dłoń.
- Wam się teraz z pewnością bardziej przyda. Dwoje dzieci do czegoś zobowiązuje przecież. - starałam się nie okazać bólu i rozpaczy, które mną teraz kołatały, ale w końcu poddałam się i pozwoliłam łzom po raz kolejny dać upust.
- Hana, ale to nie tak... Ja jeszcze nie dokończyłem ! - Piotr starał się być opanowany, choć dosyć ciężko mu się to udawało.
- Wyjdź stąd, nie mogę już tego słuchać! Daj mi święty spokój! Nie chcę Cię znać.. - odwróciłam głowę w drugą stronę, mając nadzieję, że chociaż teraz mój mąż wykona to, o co go proszę.
Z całej sytuacji uratowała mnie wchodząca po raz kolejny do sali pielęgniarka. Nie pozostało mi nic innego, jak przejść ze szpitalnego łóżka na wózek i pojechać na badania. Miałam tylko nadzieję, że Darek tym razem zaskoczy mnie bardziej optymistycznymi wynikami, niż wcześniej....I że nie zobaczę już więcej w swoim życiu Piotra....
Kochani dziękuję bardzo, że jesteście i że czytacie moje wypociny tutaj ! :)
Możecie już wszyscy komentować moje posty, nawet anonimowo ! ;)
Dlatego byłabym wdzięczna, kiedy zostawicie choć małą namiastkę swojej opinii tutaj.
- Hana.. Ja chciałbym .. - oczywiście jak zawsze moja osoba musiała go uprzedzić od dokończenia jego wypowiedzi.
- Nic nie musisz. Naprawdę proszę Cię jedź już do domu. Jestem w szpitalu, mam w razie co Darka, który kiedy tylko poproszę od razu do mnie przyjdzie. Nasze spotkanie to był przypadek. Nigdy nie powinno się to wydarzyć. Nie po tym wszystkim Piotr.. Wracaj tam, skąd przyjechałeś do galerii. Nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego już. Oczywiście jak urodzę nie utrudnię Tobie kontaktu z dzieckiem. Dogadamy się prawnie, kiedy będziesz mógł go odwiedzać, bądź zabierać na wakacje. A przy okazji dam Tobie to, o czym marzyłeś... Wolność. - to ostatnie słowo wypowiedziałam z ogromnym bólem przeszywającym moje serce. Nie chciałam, żeby nasze małżeństwo zakończyło się w ten sposób oraz nie chciałam, aby nasz syn wychowywał się w niepełnej rodzinie. Ale cóż, takie jest życie.
- Ty nic nie rozumiesz! Nie chcę Cię tracić, nie chcę tracić naszego syna. Doskonale mnie znasz i wiesz, że staram się nie krzywdzić swoich najbliższych. Więc błagam Cię, daj mi chociaż 10 minut na wyjaśnienia. Potem już sięnie spotkamy, prócz rozpraw rozwodowych.
Wtem do sali weszła pielęniarka, prowadząca przed sobą wózek inwalidzki.
- Pani doktor musimy jechać na badania, które zlecił doktor Wójcik.
- proszę dać mi 5 minut dobrze? Muszę jeszcze chwilę porozmawiać... z mężem . - starałam się wypowiadać te słowa naturalnie, głosem pełnym optymizmu i przepełnionym miłością, jak zawsze. Jednak chyba nie za bardzo mi się to udało, gdyż pielęgniarka spojrzała na mnie zdezorientowanym wzrokiem i wyszła. Chyba każdy w szpitalu wiedział o tym, że moje małżeństwo jest już tylko i wyłącznie fikcją, a ja dalej miałam gdzieś wgłębi serca nadzieję, że to tylko zły sen z którego już niebawem się obudzę. Spojrzałam wymownie na Piotra oczekując, że może zacznie mi to wszystko wyjaśniać i może wtedy znajdę moment w naszym życiu w którym którejś z nas popełniło jakiś błąd. Ten jednak tylko przyglądał mi się z delikatnie drgającymi kącikami warg, starając się nie uśmiechać. Chyba to ostatnie zdanie które powiedziałam do pielęgniarki dało mu jakieś nadzieje na odbudowanie wszystkiego na nowo.
- Czas Ci ucieka. Właśnie zostały Tobie 4 minuty.
- Kiedy byliśmy świeżo po ślubie, otrzymałem telefon, że Magda z Tosią miały wypadek samochodowy. Tosia praktycznie wyszła bez szwanku, lecz Magda nie miała niestety tyle szczęścia. Miała liczne złamania kończyn oraz przerwany rdzeń kręgowy.. Co jakiś czas po dyżurze jechałem do niej, pomóc jej w rehabilitacji czy chociaż podnieść na duchu. Kiedy wyszła ze szpitala, zawiozłem ją do domu. Poprosiła mnie o to, abym został z nią na noc, ponieważ miewa koszmary. Chciałem zadzwonić do Ciebie, wszystko Tobie wyjaśnić, ale bateria mi się rozładowała. Pomogłem Magdzie zrobić kolację i wyszykować Tosię do szkoły na następny dzień. Jak już Mała zasnęła i chciałem , naprawdę chciałem wrócić do domu Magda otworzyła wino i poczęstowała mnie lampką. Nie wiem czy coś mi dosypała, czy byłem aż tak zmęczony, że znurzyło mnie po niej. Obudziłem się na kanapie, w samych bokserkach, a na mnie leżała naga Magda. A w dzień naszej rocznicy ślubu zadzwoniła do mnie i powiedziała, że mam jak najszybciej przyjechać do niej do mieszkania. Wtedy powiedziała mi, że jest ze mną w ciąży... - nie mogłam dłużej słuchać tłumaczeń Piotra. W momencie, kiedy tylko usłyszałam, że Magda otworzyła wino walczyłam sama ze sobą, by nie wyobrażać sobie tego w głowie. Lecz moja wyobraźnia spłatała mi figla. Podniosłam się na łóżku jeszcze bardziej, by móc usiąść. Piotr już nawet nie patrzył w moją stronę, tylko w szafkę z akcesoriami medycznymi. Z całej siły wzięłam zamach i wymierzyłam mojemu mężowi siarczysty policzek. Ten tylko spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, a ja nie czekając ani dłużej ściągnęłam z palca prawej dłoni obrączkę, wsuwając mu ją w dłoń.
- Wam się teraz z pewnością bardziej przyda. Dwoje dzieci do czegoś zobowiązuje przecież. - starałam się nie okazać bólu i rozpaczy, które mną teraz kołatały, ale w końcu poddałam się i pozwoliłam łzom po raz kolejny dać upust.
- Hana, ale to nie tak... Ja jeszcze nie dokończyłem ! - Piotr starał się być opanowany, choć dosyć ciężko mu się to udawało.
- Wyjdź stąd, nie mogę już tego słuchać! Daj mi święty spokój! Nie chcę Cię znać.. - odwróciłam głowę w drugą stronę, mając nadzieję, że chociaż teraz mój mąż wykona to, o co go proszę.
Z całej sytuacji uratowała mnie wchodząca po raz kolejny do sali pielęgniarka. Nie pozostało mi nic innego, jak przejść ze szpitalnego łóżka na wózek i pojechać na badania. Miałam tylko nadzieję, że Darek tym razem zaskoczy mnie bardziej optymistycznymi wynikami, niż wcześniej....I że nie zobaczę już więcej w swoim życiu Piotra....
Kochani dziękuję bardzo, że jesteście i że czytacie moje wypociny tutaj ! :)
Możecie już wszyscy komentować moje posty, nawet anonimowo ! ;)
Dlatego byłabym wdzięczna, kiedy zostawicie choć małą namiastkę swojej opinii tutaj.
środa, 16 kwietnia 2014
Part 4
Dopiero ocknęłam się na siedzeniu pasażera w swoim aucie. Z początku obraz w oczach miałam strasznie zamazany, lecz po kilku mrugnięciach dostrzegłam, że wjeżdżam właśnie na parking przed szpitalem w Leśnej Górze. Odwróciłam głowę delikatnie w lewo i ujrzałam nikogo innego jak Piotra . Z wyrazu jego twarzy można było dostrzec mieszający się smutek, przerażenie jak i zdenerwowanie.
- Po co mnie tu przywiozłeś? - zapytałam od tak, nieudolnie usiłując sie podnieść chociaż minimalnie na fotelu.
- Muszą Cię zbadać. Raczej w ciąży takie bóle nie są normalne. Poza tym nie mogłem Cię ocucić, więc dla świętego spokoju wolałem odwieźć Ciebie do szpitala, gdzie każdy może Tobie w razie czego pomóc, niżeli do Twojego mieszkania, gdzie będziesz zdana sama na siebie.
- Mogłeś zadzwonić po pogotowie - odpowiedziałam, sycząc z ponownie pojawiającego się bólu.
- Mogłem, ale karetka mogłaby przyjechać za późno. - na widok mojego grymasu na twarzy, Piotr w ułamku sekundy wysiadł z auta i podchodząc od strony pasażera otworzył drzwi i wziął mnie na ręce. Czułam się w tym momencie jak wtedy, kiedy byliśmy świeżo upieczonym małżeństwem, a Piotr przenosił mnie przez próg naszego mieszkania . Przymknęłam lekko oczy, unosząc nieznacznie kąciki ust do góry. Było mi wtedy tak dobrze, że nie wiedziałam nawet kiedy zostałam położona na kozetce na izbie przyjęć.
- Powiadomcie doktora Wójcika, że jest przypadek na izbie przyjęć, na cito ! - sama się przeraziłam jego donośnego i poważnego głosu, albo przynajmniej go nie poznałam nigdy.
Spojrzałam na niego jak zawsze tym swoim łagodnym spojrzeniem na co Piotr usiadł obok mnie na kozetce chwytając mnie za dłoń i patrząc mi głęboko w oczy.
- Boli Cię jeszcze ?
- Nie musisz już się o mnie martwić. Jestem w szpitalu, więc mam zapewnioną dobrą i fachową opiekę. Możesz wracać do domu już. Dzięki. - delikatnie wysunęłam powoli swoją dłoń z uścisku i położyłam ją delikatnie na brzuchu, masując miejsce w którym jeszcze przed chwilą strasznie mnie bolało.
W tym samym momencie do sali wszedł Darek i na widok mnie leżącej na kozetce, aż na chwilę przystanął. - Co się stało ? - podszedł od tak, jakby nie zauważył Piotra zakładając rękawiczki.
- Była na zakupach w galerii, i tyle rzeczy nakupowała, że w windzie dostała ostrych bólów brzucha i straciła przytomność. - odpowiedział mój mąż nim ja zdążyłam otworzyć usta.
- No dobra, to założymy wenflon, podamy leki przeciwbólowe, ale najpierw sprawdzimy co tam u Waszego maluszka sie dzieje.
- Waszego ?! - na to słowo Piotr aż wstał z miejsca przeczesując jak zawsze swoje włosy. Po chwili spojrzał na mnie wzrokiem pełnym złości. - To dziecko jest moje ?! Miałaś mi zamiar w ogóle o tym powiedzieć?! Skoro jestem ojcem tego dziecka to mam też do niego prawa ! - jego krzyk roznosił się po całej sali, a mnie aż łzy napłynęły do oczu z tego wszystkiego. Nie wiedziałam, że Piotr aż tak zareaguje. Oczywiście chciałam mu powiedzieć o tym, że będzie ojcem, ale on akurat wtedy ode mnie odszedł.
- Gdybyś został ze mną, a nie odszedł ode mnie rujnując nasze małżeństwo i to jeszcze w pierwszą rocznicę ślubu, to wiedziałbyś już od dawna, że zostaniesz ojcem ! - z tego wszystkiego i ja podniosłam ton głosu, nie zważając na to, że w moim stanie to wręcz niewskazane.
- Przestańcie ! Będziecie mieli jeszcze czas wszystko sobie wyjaśnić, a teraz dajcie mi pracować. - powiedział Darek, jak zawsze tym swoim spokojnym głosem, chwytając głowicę ultrasonografu i nakładając na nią żel do badania.
Kiedy poczułam na swoim brzuchu, nieprzyjemne odczucie zimna, a głowę przekręciłam w stronę monitora kompletnie zapomniałam, że przecież obok mnie dalej stoi Piotr. Nie miałam już siły prosić go o wyjście, a poza tym miał prawo zobaczyć swoje dziecko w końcu.
Po chwili po sali rozległo się szybkie bicie serduszka, na co aż uśmiechnęłam sie sama do siebie, wycierając samotną łzę spływającą po moim policzku. Ze swojego doświadczenia zawodowego wiedziałam już, że serduszko pracuje prawidłowo u maluszka, co było już bardzo ważnym atutem. Jednak już po kilku sekundach puls dziecka strasznie wzrósł, a ja przeczuwałam że może to być coś poważnego.
- Darek co sie dzieje?- usłyszałam zdenerwowany głos Piotra, który z przerażenia aż chwycił mnie za rękę.
- Nie mam zbyt dobrych wiadomości. Są jakieś komplikacje w macicy. Prawdopodobnie będziemy wywoływać poród albo zrobimy cesarkę. Prawdopodobnie są złe przepływy wód płodowych i wasz syn nie rośnie prawidłowo jak na trzeci trymestr ciąży. Wszystko będzie dobrze, spokojnie. - Darek wstał, podszedł do pielęgniarki , chwilę porozmawiał z nią i wyszedł zostawiając Nas samych.
Strasznie się bałam takiego przebiegu zdarzeń, bałam się, że dziecko nie było do końca rozwinięte żeby móc przeżyć w inkubatorze. Z tej całej bezsilności rozpłakałam się jak małe dziecko wtulając się w ramię Piotra.
- Po co mnie tu przywiozłeś? - zapytałam od tak, nieudolnie usiłując sie podnieść chociaż minimalnie na fotelu.
- Muszą Cię zbadać. Raczej w ciąży takie bóle nie są normalne. Poza tym nie mogłem Cię ocucić, więc dla świętego spokoju wolałem odwieźć Ciebie do szpitala, gdzie każdy może Tobie w razie czego pomóc, niżeli do Twojego mieszkania, gdzie będziesz zdana sama na siebie.
- Mogłeś zadzwonić po pogotowie - odpowiedziałam, sycząc z ponownie pojawiającego się bólu.
- Mogłem, ale karetka mogłaby przyjechać za późno. - na widok mojego grymasu na twarzy, Piotr w ułamku sekundy wysiadł z auta i podchodząc od strony pasażera otworzył drzwi i wziął mnie na ręce. Czułam się w tym momencie jak wtedy, kiedy byliśmy świeżo upieczonym małżeństwem, a Piotr przenosił mnie przez próg naszego mieszkania . Przymknęłam lekko oczy, unosząc nieznacznie kąciki ust do góry. Było mi wtedy tak dobrze, że nie wiedziałam nawet kiedy zostałam położona na kozetce na izbie przyjęć.
- Powiadomcie doktora Wójcika, że jest przypadek na izbie przyjęć, na cito ! - sama się przeraziłam jego donośnego i poważnego głosu, albo przynajmniej go nie poznałam nigdy.
Spojrzałam na niego jak zawsze tym swoim łagodnym spojrzeniem na co Piotr usiadł obok mnie na kozetce chwytając mnie za dłoń i patrząc mi głęboko w oczy.
- Boli Cię jeszcze ?
- Nie musisz już się o mnie martwić. Jestem w szpitalu, więc mam zapewnioną dobrą i fachową opiekę. Możesz wracać do domu już. Dzięki. - delikatnie wysunęłam powoli swoją dłoń z uścisku i położyłam ją delikatnie na brzuchu, masując miejsce w którym jeszcze przed chwilą strasznie mnie bolało.
W tym samym momencie do sali wszedł Darek i na widok mnie leżącej na kozetce, aż na chwilę przystanął. - Co się stało ? - podszedł od tak, jakby nie zauważył Piotra zakładając rękawiczki.
- Była na zakupach w galerii, i tyle rzeczy nakupowała, że w windzie dostała ostrych bólów brzucha i straciła przytomność. - odpowiedział mój mąż nim ja zdążyłam otworzyć usta.
- No dobra, to założymy wenflon, podamy leki przeciwbólowe, ale najpierw sprawdzimy co tam u Waszego maluszka sie dzieje.
- Waszego ?! - na to słowo Piotr aż wstał z miejsca przeczesując jak zawsze swoje włosy. Po chwili spojrzał na mnie wzrokiem pełnym złości. - To dziecko jest moje ?! Miałaś mi zamiar w ogóle o tym powiedzieć?! Skoro jestem ojcem tego dziecka to mam też do niego prawa ! - jego krzyk roznosił się po całej sali, a mnie aż łzy napłynęły do oczu z tego wszystkiego. Nie wiedziałam, że Piotr aż tak zareaguje. Oczywiście chciałam mu powiedzieć o tym, że będzie ojcem, ale on akurat wtedy ode mnie odszedł.
- Gdybyś został ze mną, a nie odszedł ode mnie rujnując nasze małżeństwo i to jeszcze w pierwszą rocznicę ślubu, to wiedziałbyś już od dawna, że zostaniesz ojcem ! - z tego wszystkiego i ja podniosłam ton głosu, nie zważając na to, że w moim stanie to wręcz niewskazane.
- Przestańcie ! Będziecie mieli jeszcze czas wszystko sobie wyjaśnić, a teraz dajcie mi pracować. - powiedział Darek, jak zawsze tym swoim spokojnym głosem, chwytając głowicę ultrasonografu i nakładając na nią żel do badania.
Kiedy poczułam na swoim brzuchu, nieprzyjemne odczucie zimna, a głowę przekręciłam w stronę monitora kompletnie zapomniałam, że przecież obok mnie dalej stoi Piotr. Nie miałam już siły prosić go o wyjście, a poza tym miał prawo zobaczyć swoje dziecko w końcu.
Po chwili po sali rozległo się szybkie bicie serduszka, na co aż uśmiechnęłam sie sama do siebie, wycierając samotną łzę spływającą po moim policzku. Ze swojego doświadczenia zawodowego wiedziałam już, że serduszko pracuje prawidłowo u maluszka, co było już bardzo ważnym atutem. Jednak już po kilku sekundach puls dziecka strasznie wzrósł, a ja przeczuwałam że może to być coś poważnego.
- Darek co sie dzieje?- usłyszałam zdenerwowany głos Piotra, który z przerażenia aż chwycił mnie za rękę.
- Nie mam zbyt dobrych wiadomości. Są jakieś komplikacje w macicy. Prawdopodobnie będziemy wywoływać poród albo zrobimy cesarkę. Prawdopodobnie są złe przepływy wód płodowych i wasz syn nie rośnie prawidłowo jak na trzeci trymestr ciąży. Wszystko będzie dobrze, spokojnie. - Darek wstał, podszedł do pielęgniarki , chwilę porozmawiał z nią i wyszedł zostawiając Nas samych.
Strasznie się bałam takiego przebiegu zdarzeń, bałam się, że dziecko nie było do końca rozwinięte żeby móc przeżyć w inkubatorze. Z tej całej bezsilności rozpłakałam się jak małe dziecko wtulając się w ramię Piotra.
piątek, 11 kwietnia 2014
Part 3
Słysząc tak znajomy mi głos postanowiłam stanąć twarzą w twarz ze strachem jaki mnie w tym momencie obleciał i odwrócić się do Piotra . Byłam zirytowana całą tą sytuacją, zwłaszcza że nie dawał znaku życia, mój adwokat nie mógł się z nim skontaktować w sprawie pozwu rozwodowego, który w końcu ja złożyłam, a teraz kiedy pogodziłam się z tym że będę samotną matką oraz mężatką w sumie bez męża, nie wiadomo skąd zjawia się On i jeszcze zamiast ukryć się przed moim wzrokiem, woła mnie mając chyba nadzieje na rozmowę. Odwróciłam się i ujrzałam od razu jak jego wzrok zjeżdża stopniowo na mój ciążowy brzuszek, a jego usta ze zdziwienia się otwierają .
- Czego chcesz? - nie sądziłam, że mój głos pod wpływem emocji stanie sie aż tak oschły. W dodatku w stosunku do Piotra.
- Jesteś w ciąży? - mój mąż chyba dalej nie dowierzał w ten widok.
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie, a że kultura osobista najwyraźniej u Ciebie jest na bardzo niskim stopniu, sądząc po tym w jaki sposób się rozstaliśmy to pozwolę, że ustąpię Tobie. Tak jak widać jestem w ciąży. - na te słowa znowu mimowolnie położyłam dłoń na brzuchu,unosząc nieznacznie kąciki moich ust ku górze. - Ale cieszę się, że przynajmniej wzrok u Ciebie jeszcze wzorowo pracuje.
- Który to miesiąc?
- Nie interesuj się tym, nie Twoja sprawa. Do porodu jeszcze mam trochę czasu, a teraz pozwolisz, że pójdę włożyć zakupy dla MOJEGO dziecka do auta i wracam z powrotem do galerii. Żegnaj. - wyczuwałam, że już łzy cisną mi się do oczu, dlatego szybko weszłam do windy z zakupami modląc się, żeby więcej Piotra już tutaj nie spotkać . Kiedy już udało mi się zapakować wszystko do mojego Mitsubishi ruszyłam tym razem do sklepów, aby przede wszystkim sobie sprawić jakieś nowe ubrania i zrobić lekkie zakupy do domu. Już po trzech godzinach spędzonych w dobrych kilkunastu sklepach mogłam z czystym sumieniem wyjść z galerii. Kupiłam sobie bardzo dużo nowych rzeczy, nowe pary butów, nową torebkę i kilka kosmetyków. Ledwo co doszłam do drzwi windy z tymi siatkami. Czułam, że zmęczenie bierze górę i obiecałam sobie, że jak tylko wrócę do domu i wszystko zaniosę do siebie do mieszkania to wezmę relaksacyjną kąpiel , zjem jakieś kanapki i położę się spać. Kiedy już wsiadłam do windy poczułam dziwne ukłucie w brzuchu, które po chwili stopniowo się nasilało. Odstawiłam torby z zakupami na ziemię, ostatnimi siłami wduszając guzik wskazujący na piętro, gdzie zaparkowałam dzisiaj rano. Ból w dalszym ciągu się nasilał, a ja marzyłam tylko o tym, żeby to nie było nic poważnego i żebym bezpiecznie dojechała do domu. Jak na złość winda musiała zatrzymać się na parterze. Po chwili wsiadł do niej Piotr i na widok mnie, zgiętej w pół w kącie windy, aż chwycił się za głowę.
- Boże, Hana co się stało ?! - krzyknął, kiedy winda ruszyła w dalszą drogę.
- Nie wiem.. Strasznie boli. - tylko tyle zdołałam powiedzieć, kiedy poczułam że grunt osuwa mi się pod nogami, a przed oczami nastała ciemność...
Subskrybuj:
Posty (Atom)