Łączna liczba wyświetleń

piątek, 14 listopada 2014

Part 37

HALO, HALO JEST TU KTOŚ ?! :) 
Z GÓRY PRZEPRASZAM ZA NIEOBECNOŚĆ, ALE OBOWIĄZKI SZKOLNE NIESTETY WYGRYWAJĄ. ;C 
NEXT POSTARAM SIĘ DAĆ W CIĄGU TYGODNIA, JEŻELI TYLKO ZNAJDĘ CHWILĘ :* 
MAM NADZIEJĘ, ŻE DALEJ TUTAJ KTOŚ ZAGLĄDA ;)

CZYTASZ - KOMENTUJESZ - UDOSTĘPNIASZ ! :)



A I ZAPOMNIAŁABYM SIĘ POCHWALIĆ :) ZDAŁAM PRAWKO ! :)


Szybko narzuciłam na siebie swoje ciuchy  i wyszłam z sypialni kierując się w stronę korytarza. Moim oczom ukazała się kobieta o kasztanowych włosach z grzywką na całym czole, dużych, jasnych oczach i jakże dłuuuugich nogach. Co zresztą wyeksponowała swoimi opiętymi, skórzanymi szortami, które najprawdopodobniej zakrywały tylko kolor i krój jej majtek.  Stanęłam obok Piotra nawet nie witając się z nieznajomą. Od razu można było dostrzec, że jej wizyta jakoś nie jest mi na rękę, a z pewnością nie w takim stroju. 
- Hana to jest Karolina. Nasza nowa sąsiadka z naprzeciwka. - nawet nie powiedział do mnie kochanie jak to zawsze było w zwyczaju, kiedy na przykład ja rozmawiałam z jakimś mężczyzną.
Kobieta rzuciła mi głupi uśmieszek. Tymbardziej już miałam ochotę rzucić się na nią z pięściami. Mimo, że w sumie nic mi złego nie zrobiła!
- Dzień dobry, Hana Goldberg-Gawryło. Przepraszam, że zapytam prosto z mostu, ale nie uważa pani, że nie wypada chodzić po sąsiadach tak z samego rana i w dodatku w niedzielę! - miałam nadzieję, że kobieta domyśli się iż pierwsza część ' apelu ' nawiązuje do jej stroju. Niestety myliłam się...
- Najmocniej przepraszam, ale Piotr powiedział, że mogę o każdej porze dnia i nocy na niego liczyć. Nieraz już przychodził wieczorem, żeby naprawić mój prysznic albo okno w sypialni.
Nie wiem czy ta super Karolinka powiedziała to z czystej głupoty czy żeby mnie jeszcze bardziej zdenerwować.  Odwróciłam się  na pięcie wracając do mieszkania, by spiąc włosy w koka i wziąć do ręki swoją torebkę. W momencie, w którym ubierałam już swoje buty, Piotr stanął naprzeciw mnie zagradzając mi tym samym drogę do wyjścia.
- Co Ty robisz? - zapytał od tak. Jakby wcale ta cała wywłoka nie zasugerowała mi, że bywał u niej w nocy w czymś jej pomóc.
- Idę do Leny odebrać Stasia. - odpowiedziałam krótko mówiąc oschle. Nie miałam ochoty na większe dyskusje z nim teraz.
- Zaczekaj, zjemy śniadanie i pojedziemy razem po małego.
- Wiesz co... jakoś przeszła mi ochota na wspólny posiłek z Tobą. Idę.
- Hana poczkaj to ja się ubiorę i już idziemy.
- Czy Ty człowieku nie rozumiesz?! Ta wywłoka już Ci w głowie zawróciła?! Idę po Stasia, SAMA. - ostatnie słowo podkreśliłam baardzo dosadnie. Nie czekałam już na odpowiedź Piotra tylko wyszłam z mieszkania. Zeszłam na sam dół i po pokonaniu tych wszystkich drzwi, alejek, bram opuściłam całkowicie to osiedle. Ruszyłam spokojnym krokiem w stronę domu przyjaciółki.  Nie chciałam płakać. Lena od razu by zauważyła. Rozmyślając tak nie spostrzegłam, że już doszłam do celu. Pokonałam furtkę i zapukałam do drzwi domu. Kobieta chyba była zdziwiona moim tak wczesnym przybiciem, ale wiedziałam że na opowieść tego co się stało będzie jeszcze czas. 
- Jak tam Stasiu? Nie narozrabiał za bardzo? Widzę, że dom stoi nienaruszony to chyba grzeczni z Felkiem byli. - uśmiechnęłam się lekko wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi. Mój syn nawet chyba nie zauważył, że przyszła jego mama, ponieważ uśmiechnął się szeroko w moją stronę i wrócił do zabawy ze swoim kolegą.
- Chodź Hana do kuchni, zrobię nam kawę. Latoszka i tak nie ma, bo wezwali go pilnie do szpitala. Stasiu nawet nie wiesz jaki grzeczny był. Wieczorem nie było problemu z jego zaśnięciem, pewnie dlatego, że Witek wziął ich do ogrodu i grali w piłkę. - zaśmiała się przyjaciółka serdecznie pociągając mnie do kuchni.
Ja zasiadłam na jednym z krzeseł chowając twarz w dłoniach. Lena postawiła przede mną kubek z napojem i nawet nie poruszała tego tematu. Czekała, aż ja zacznę. 
- Piotr kupił mieszkanie u Was na końcu ulicy. Wszystko fajnie, ładnie... Dzisiaj ' ochrzciliśmy ' sypialnię. Było cudownie... Ale oczywiście z rana zapukała jakże uprzejma sąsiadeczka.... Wypindrzona jak do jakiegoś świerszczyka i swoim piskliwym głosikiem zapytała czy może Piotruś nie pomoże jej skręcić łóżka w sypialni....

Lena analizowała moje słowa i dobierała swoje do wypowiedzi. Upiła nawet łyk kawy.
- Hana co ja mam Ci powiedzieć ? Wiem, że jesteś zazdrosna o Piotra nawet z wzajemnością, ale odpuść. Piotr jest chyba na tyle rozsądny, że wie o tym że jak zgrzeszy to mu nigdy tego nie wybaczysz.

Akurat w tej kwestii miała Lena rację. Skoro Piotr prosił mnie wcześniej o danie jeszcze jednej szansy, to mało prawdopodobne, że zmarnowałby ją. Po chwili jeszcze rozmowy usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Obie domyśliłyśmy się, kto może za nimi stać. Pospiesznie podziękowałam przyjaciółce za gościnę, za opiekę nad Stasiem i po przygotowaniu Stasia do wyjścia i chwyceniu jego torby z rzeczami i mnóstwem zabawek opuściliśmy dom Latoszków. Jednak nie myliłam się co do osoby stojącej na zewnątrz. Bez jakiegokolwiek słowa skierowałam się powolnym krokiem z synkiem ku furtce. Po przejściu kilku kroków poczułam silny ból w podbrzuszu. 
- Hana, co się dzieje? - z głosu męża można było wyczuć zarówno zdenerwowanie jak i zdziwienie zainstniałą sytuacją.
- Nie wiem... Dziecko... - wyszeptałam cicho uwalniając kilka łez, które zaczęły spływać po moich policzkach.
- Dzwonię po karetkę! - nawet sily nie miałam w sobie by się sprzeciwić. Piotr oczywiście zadzwonił najpierw do Darka, który niemal rzucił obiecne zajęcie w szpitalu obiecując, że zjawi się z załogą ambulansu. Następnie wrócił ze Stasiem do Leny, która była jeszcze bardziej zdziwiona od naszej dwójki, ponieważ nie wiedziała o moim odmiennym stanie.
Po raptem paru chwilach na miejsce dotarli fachowcy. Pamiętam tylko uczucie ukłucia od wenflonu i jak przekładali mnie na nosze. Darek na szybko oznajmił Piotrowi, że zabiera mnie do Leśnej Góry. Ja w międzyczasie musiałam dostać jakieś leki nasenne, ponieważ ocknęłam się leżąc sama w sali.  Byłam sama.. Co mogło zwiastować, że albo Piotr jeszcze nie dojechał, albo stało się coś złego. Przetarłam swoje oczy podnosząc się lekko na łóżku. Z nudów zaczęłam liczyć ile kropek znajduje się na płytkach podłogowych. Doliczyłam do 264, kiedy do mojej sali wszedł Piotr, a tuż za nim Darek.
- Co z dzieckiem ? - nie ukrywam, że po ich minach nie wiedziałam co wnioskować...
- Przykro mi .... - wyszeptał Darek siadając na skraju mojego łóżka.

W tamtej chwili świat mi się zawalił....

niedziela, 28 września 2014

Part 36

MAŁO, BO MAŁO ALE COŚ TAM NAPISAŁAM..
ZASTANAWIAM SIĘ NAD ZAWIESZENIEM BLOGA. PRZYZNAM SZCZERZE, ŻE DUŻĄ INSPIRACJĘ CZERPAŁAM Z NDiNZ, ALE TO CO WYMYŚLAJĄ SCENARZYŚCI W WĄTKU HaPi NAZYWAM PO PROSTU PRZEGIĘCIEM. DO TEGO DOCHODZI TA SPRAWA Z BUKO I MARYCHĄ.... ŻENADA POLSKICH PORTALI PLOTKARSKICH ITP :)
JEDNAK DZIĘKUJĘ ZA PONAD 11 TYS WEJŚĆ TUTAJ ! *.*

CZYTASZ - KOMENTUJESZ - UDOSTĘPNIASZ
NEXT NIEBAWEM ALBO JAK BĘDZIE DUŻO KOMENTARZY Z WASZEJ STRONY, OO! :)- Zobaczyłem w gazecie ogłoszenie dewelopera, że są apartamenty na sprzedaż. Ucieszyłem się jak dziecko, że akurat na tej samej ulicy co mieszka Lena. Wiem, że zależy wam na jak najmniejszej odległości od siebie, to przyznam szczerze kupiłem je w ciemno. Sami rozmawialiśmy już kilka razy, że potrzeba nam mieszkania większego ze względu na Stasia, Tosie i nasze maleństwo. Nawet pozwoliłem architektom wnętrz urządzić salon i kuchnię. Potrzebowałem rady fachowca, bo bałem się, że sam jakimś dodatkiem zepsuję cały urok naszego mieszkanka, a wiem, że Ty byś nigdy czegoś takiego nie zrobiła. Sypialnie, pokój dla Stasia i Tosi już wymyślałem sam, a realizować pomógł mi Przemek, Michał i Rafał. Przyznam się jeszcze, że dodatki wybierała Lena w międzyczasie jak nie plotkowałyście przez telefon.

Zaśmiałam się będąc w jeszcze większym szoku niż chwilę wcześniej. Wzruszyło mnie to, co powiedział Piotr. Nie chciał popsuć uroku mieszkania i zatrudnił architektów...  To było... strasznie słodkie?kochane?urocze? Nie umiałam teraz dobrać słów, by to określić. Mimo, że byliśmy w tym mieszkaniu zaledwie krótką chwilę to wiedziałam, że to jest już nasze miejsce na ziemi. Że to właśnie tu chcę budzić się i zasypiać, chcę robić śniadanie dla całej naszej rodziny i pić z Piotrem poranną kawę. No teraz już będę piła herbatę, wiadomo ! :)
- Błagam Cię Hana powiedz w końcu coś.. - mruknął coraz bardziej zdenerwowany Piotr przestępując już z nogi na nogę.
- Gdzie jest Stasiu? - zapytałam od tak chcąc tylko poczuć się pewniej na gruncie.
- U Leny. Chcesz, to możemy jechać już po niego... - mina mojego męża wyrażała już zawiedzienie, a sam odwrócił się do mnie plecami.
- Zwariowałeś? Jesteśmy tutaj sami, bez dziecka, mamy nowe łóżko w sypialni, a Ty chcesz teraz tak nagle wyjść ? - uśmiechnęłam się łobuzersko przycięgając Piotra do siebie.  Nie czekając już na jakikolwiek ruch z jego strony wbiłam się wręcz w jego usta subtelnie obdarzając je pocałunkami. Chwilę póżniej byliśmy już w naszej nowej sypialni zdzierając z siebie ubrania.Moje koronkowe figi wyglądowały gdzieś prawdopodobnie na korytarzu, a bokserki Piotra zaraz obok nich. Po chwilach pieszczot swoich ciał poczułam jak łączymy się w jedność.  Niemalże od razu znaleźliśmy wspólny rytm. Nie za szybki, ale też nie za wolny. Nasze jęki rozkoszy roznosiły się chyba po całym naszym mieszkaniu. Zresztą... po co mieliśmy je tłumić w sobie ?! :) W końcu poczułam jak rozdrabniam się na milion drobnych kawałeczków, a Piotr na chwilę nade mną sztywnieje. Ciepło rozlało mnie od środka, a ja już marzyłam o powtórce! Pozwoliłam ukochanemu choć złapać chociaż oddech i z całych sił przewróciłam go na plecy sama siadając na nim okrakiem. Ta noc należała do dłuuuuuugich, ale i przyjemnych ! :)

Ostatecznie poddaliśmy się zmęczeniu około 3 nad ranem. Opadliśmy oboje na łóżko łapiąc w płuca każdą cząsteczkę powietrza. Uśmiechnęłam się szeroko kładąc swoją głowę na tors Piotra.
- Dobrze, że uprzedziłem Lenę o możliwości przedłużenia się naszego oglądania mieszkania. - zaśmiał się wesoło na co ja zareagowałam tak samo.
- Mamy tutaj chociaż coś w lodówce, żebyśmy mogli tutaj zostać do rana? - oparłam swoją twarz na dłoni przykrywając nas kołdrą.
- O to też zadbałem, spokojnie. Lodówka pełna, szafki też uzupełnione naczyniami. A teraz śpij skarbie mój, nie powinnaś tak późno chodzić spać w tym stanie, ale dzisiaj wybaczam, bo oboje zaszaleliśmy. - ucałował mnie czule w usta, a następnie w czoło. W takich momentach było mi przykro innych kobiet, bo to ja zostałam tą szczęściarą, a nie one :D

Chwilę później spaliśmy już w swoich objęciach zmęczeni wieczornymi figlami, ale też szczęśliwi z posiadania siebie.

Z samego rana obudził mnie dzwonek do drzwi. Ktoś był na tyle bezczelny, że cały czas trzymał chyba wciśnięty klawisz do dołu. Przetarłam jeszcze swoje zaspane oczy i od razu nie umknęło mi uwadze, że obok nie leżał Piotr.  Pomyślałam, że pewnie poszedł wziąć prysznic. Zresztą... mnie też by się przydał. Jednak zaskoczył mnie dźwięk przekręcanego zamka w drzwiach,a  po chwili jakieś piskliwe, kobiece: PIOTRUŚ, POMOŻESZ MI SKRĘCIĆ ŁÓŻKO DO SYPIALNI?! Kto to do cholery jest?!

niedziela, 14 września 2014

Part 35

Dziękuję, za prawie 10 000 wejść ! *.* 
nie spodziewałam się tego !!!!!!!!!!!!! <3
w zamian zmieniłam tą część na krótko mówiąc CUKIER *.* DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ ! 


Szybko odgnoiłam od siebie myśl, że ta kobieta może być spokrewniona z Magdą. Zresztą ona nie żyje, a mnie nic nie łączy z tą rodziną poza oczywiście Tosią, dla której jestem machochą, a raczej jak to dziewczynka słodko określa ' lepszą wersją prawdziwej mamy ' :)
Weszłam uśmiechnięta do gabinetu, wcześniej witając się szybkim dzień dobry z dzisiejszymi pacjentkami. Po uruchomieniu komputera jak i ultrasonografu zaprosiłam do siebie pierwszą pacjentkę. Niby była zwykłą kobietą ciężarną, ale prawdę o koszmarze który przeszła niecały rok temu znałam tylko ja, jako już wtedy jej lekarz prowadzący. Ciąża rozwijająca się prawidłowo, koniec 38 tygodnia. Dziecko miało niedowagę, ale nie zapowiadało to żadnej tragedii. Akurat wtedy byłam na jedynym swoim nocnym dyżurze w szpitalu. Nie byłam do tego przekonana, ze względu na to, iż sama byłam już wtedy w ciąży ze Stasiem. Darek nie mógł go wziąć, ponieważ jego żona nienajlepiej się wtedy czuła. W środku nocy otrzymałam telefon od pielęgniarki z izby przyjęć o przywiezieniu kobiety w ciąży i prawdopodobnym obumarciem dziecka.  Chwilę póżniej byłam już na izbie i wykonywałam ktg. Niestety diagnoza się potwierdziła. Dziecko zmarło w łonie matki. Później przekazanie tej tragicznej wiadomości i poród.. - oczywiście siłami natury. Przez długi czas śnił mi się on po nocach. Ta rozpacz pacjentki, to blade, nie dające znaku życia ciałko i szok jaki wtedy panował na porodówce. Oczywiście próba reanimacji maluszka została podjęta. Zmieniałyśmy się z położną przez 2 godziny. Dalej gdzieś w środku miałyśmy nadzieję, że prace życiowe powrócą. Niestety nadzieja matką głupich.....

A teraz siedziała naprzeciwko mnie będąc w końcówce 6 miesiąca ciąży. Tak jak wtedy, na świat ma przyjść chłopiec. Dziecko ładnie przybierało na wadze, serduszko pracowało prawidłowo, a sama moja pacjentka była nieco jeszcze zszokowana, że w tak szybkim czasie po porodzie udało jej się zajść w ciążę. Po przepisaniu leków i ustaleniu następnej kontroli na przyszły miesiąc ( niestety już u Darka, nie u mnie ) pożegnałyśmy się i kobieta wyszła. 

Pacjentki wchodziły i wychodziły, ale żadna nie miała na nazwisko Soszyńska. Może zrezygnowała?  Z tą myślą pożegnałam się jedną z ostatnich pacjentek i czekałam na kolejną. Po usłyszeniu cichego pukania skierowałam swój wzrok na wejście od gabinetu w którym stała wysoka, krótkowłosa szantynka z dość mocnym makijażem i w wyzywającym stroju. Zresztą, jestem tutaj od leczenia, a nie oceniania.
- Dzień dobry. - powiedziała cicho siadając naprzeciwko mnie.
- Dzień dobry, Hana Goldberg. Pani naziwsko?
- Soszyńska.. Marzena Soszyńska. 
- Rozumiem. Jest pani moją nową pacjentką, więc nic o Pani wcześniejszym stanie zdrowia nie wiem. Kto był Pani lekarzem, zanim Pani do mnie trafiła? - mimo, iż była moją pacjentką od może 5 minut wydawała się jakaś dziwna. Spokojna,ale jednocześnie zdenerwowana. 
- To jest moja pierwsza wizyta ginekologiczna.. - ta kobieta mówiła tak cicho, że gdyby nie to, że na korytarzu był spokój to nie usłyszałabym jej wcale.
- Trochę późno jak na pierwszą wizytę ginekologiczną wykonaną dopiero w 28 roku życia. Proszę usiąść na fotel i przygotować się do badania.
Kobieta zmieszała się moimi słowami, ale posłusznie pozbyła się swojej dolnej części garderoby i zajęła wyznaczone przeze mnie miejsce. Ja tylko umyłam ręce, założyłam rękawiczki i po przygotowaniu dopochwowego ultrasonografu rozpoczęłam badanie. Ewidentnie można było gołym okiem zauważyć, że jest uszkodzona szyjka macicy.  Jajniki kobiety również nie były w świetnym stanie. Postanowiłam póki co, nie wspominać o tym.
- Płód rozwija się prawidłowo, na moje oko jest to 5 tydzień. Gratuluję. - uśmiechnęłam się lekko kończąc badanie.
- Przepraszam bardzo jaki płód? O czym Pani do mnie mówi? - pacjentka chyba była nieźle zszokowana, że jest w ciąży.
- Mówię o tym, że nie udało się Pani wykonać prawidłowo aborcji i jest Pani w ciąży. Dziecko rozwija się prawidłowo, a moim zadaniem teraz jest powiadomienie o tym odpowiedniego organu. - widząc zmieniający się wyraz twarzy pacjentki, zaczęłam się bać o samą siebie. Nie wiadomo co mogło się teraz wydarzyć.
- Powiadom o tym policję, a obiecuję, że jeszcze przed świętami, zamiast lepić pierogi i piec makowiec, będziesz musiała zorganizować pogrzeb dla Twojego ukochanego Piotrusia, zdziro!
Tak szybko jak mi zagroziła, tak szybko opuściła mój gabinet. Nie ukrywam, że byłam w niemałym szoku! Bałam się już teraz nie na żarty. Co jeżeli ona będzie chciała naprawdę zrobić coś Piotrowi? A co gorsza jemu i Stasiowi? Cieszyłam się, że ten dyżur dobiega już końca. Marzyłam tylko i wyłącznie o bezpiecznym powrocie do moich facetów. Standardowo poszłam do lekarskiego się przebrać i po złapaniu jeszcze do ręki swojej torebki opuściłam szpital.
Byłam cholernie zaskoczona, że mój pilot od centralnego zamka w aucie nie chce zadziałać. Same najgorsze myśli zaczęły krążyć po mojej głowie. Dopiero w momencie, kiedy wysiadł z niego rozradowany Piotr odetchnęłam z ulgą.
- Co Ty tu robisz? - nie kryłam zaskoczenia całą tą sytuacją.
- Też się ciesze kochanie, że Ciebie widzę. - jak zawsze ironia to Piotra drugie imię.  - przyjechałem po Ciebie z naszym synem i zabieramy Ciebie na wycieczkę w pewne miejsce. No chyba, że nie chcesz to wracamy do domu.
- Piotr, wiesz, że nie lubię niespodzianek... - wymamrotałam tylko wsiadając do samochodu od strony pasażera.
Mój mąż uczynił to samo zajmując miejsce kierowcy i po zapięciu pasów ruszyliśmy w drogę. Z początku kierowaliśmy się jak zawsze w stronę naszego mieszkania, później Piotr skręcił w stronę centrum, a po kolejnym skręcie nie wiedziałam już gdzie jestem. Jechaliśmy jakąś uliczką oświetloną latarniami, co kilka metrów mijaliśmy jakieś domy jednorodzinne. Nawet wydawało mi się, że minęliśmy dom Leny. Uradowana faktem, że jedziemy do mojej przyjaciółki odpięłam pas chcąc już otworzyć drzwi.
- Chcesz wysiąść w trakcie jazdy? I w ogóle, gdzie Ty się wybierasz? - zapytał zdezorientowany Piotr zatrzymując samochód.
- No jak to gdzie, do Leny! Jesteś kochany, że nas tu przywiozłeś! Miałam i tak z nią się umówić na kawę! - ucałowałam męża w policzek ciągnąc już za klamkę.
- Ale my nie jedziemy do Leny.. - Piotr cicho wyszeptał pomagając mi zamknąć z powrotem drzwi.
Postanowiłam już sie nie odzywać. Byłam i tak dzisiaj wystarczająco wykończona tym dniem. Najpierw ta pacjentka, a teraz jakaś wycieczka po ulicy, na której mieszka Lena. Po kilku sekundach dojechaliśmy na koniec drogi, gdzie stał nowo wybudowany apartamentowiec. W niektórych oknach paliły już się światła, co oznaczało, że nie jest to pustostan. 
- Po co tutaj Nas przywiozłeś? - upss... ciekawość zaczęła mnie zżerać. 
- Chodź za mną, a się przekonasz. - rzucił mój mąż uśmiechając się cwaniacko, po czym wysiadł z samochodu, wziął naszego synka na ręce, który przez całą drogę zainteresowany był guziczkami przy swojej kurteczce i ruszył w stronę bloku. Nie mogłam oczywiście być gorsza. Szybko wyrównałam do Piotra i szłam długim korytarzem, a następnie jechałam razem z moimi chłopakami windą dalej nie mając pojęcia o co chodzi. W końcu zatrzymaliśmy się na 5 - przedostatnim piętrze apartamentowca, a konkretniej przed drzwiami z numerem 77.
- Po co tutaj stoimy Piotr? - świetne! mój mąż nawet zignorował moje pytanie, tylko wyciągnął ze swojej kieszeni kurtki pęczek kluczy po czym otworzył drzwi do tego mieszkania. Gestem dłoni pokazał tylko, że jak na dżentelmena przystało mam wejść jako pierwsza. Posłusznie uczyniłam to, o co prosił mnie mój mąż. W mieszkaniu było ciemno, jedynie latarnie dawały jakieś światło do środka. O dziwo w mieszkaniu było ciepło.. Jakby było tutaj włączone ogrzewanie, albo rozpalony kominek! Po chwili Piotr zapalił światło, a moim oczom ukazał się przedpokój wymalowany na biało z eleganckimi czarnymi akcentami. 
- Możesz mi powiedzieć co my tutaj robimy? - zapytałam nieco dalej zdezorientowana tym wydarzeniem. Mój mąż dalej nic sobie nie robił z moich słów tylko pociągnął mnie do dużego rozmiaru salonu, gdzie w rogu znajdował się kominek, a na jednej ze ścian był powieszony telewizor plazmowy, potem do kuchni, która była urządzona bardzo nowoczesnie, do łazienki z dużą wanną i prysznicem znajdującym się za oszklonymi drzwiami. A na sam koniec  zwiedziliśmy cztery znajdujące się na piętrze tego mieszkania pokoje. Jeden był w kolorze brązu, z łazienką, dużym łóżkiem i ogromną garderobą. Zawsze marzyłam o takiej sypialni.. tylko dla mnie i dla Piotra.. ach ! Kolejne pomieszczenia były mniejsze od tego pierwszego, i miały tylko pomalowane ściany. Jeden na niebieski z dodatkiem beżowych elementów, drugi na różowo z namalowanymi na biało księżniczkami, a trzeci miał puste, białe ściany. 
- Dowiem się w końcu co tutaj robimy Piotr?! - cierpliwość moja już się kończyła! Byłam naprawdę zmęczona już po pracy jak i całym tym zwiedzaniem tego mieszkania, choć nie ukrywam - BYŁO PIĘKNE !
- Od teraz tutaj mieszkamy kochanie. - jedno zdanie, które kompletnie wyprowadziło mnie z równowagi jak i racjonalnego myślenia. Stałam w bezruchu opierając się tylko o drzwi do jednego z pokoi i przyglądałam się uważnie Piotrowi.
- Coś Ty powiedział... - wymamrotałam cicho nie odrywając od mojego męża choć na chwilę swojego wzroku.

CZYTASZ - KOMENTUJESZ - UDOSTĘPNIASZ.

wtorek, 9 września 2014

Part 34

Ocknęłam się po chwili będąc w ramionach Piotra i siedząc na krześle w jednym ze szpitalnych korytarzy.
- Gdzie jest Stasiu? - podniosłam głowę do góry jak zawsze zgarniając niesforny kosmyk moich włosów za ucho.
- Zabrali go na dodatkowe badania. Mów lepiej co Darek powiedział. Jak dziecko?
- Chyba dzieci chciałeś powiedzieć... - uśmiechnęłam się nieznacznie na chwilę choć zapominając o tym koszmarze, który teraz trwał.
- Dzieci? Chcesz powiedzieć, że będzie ich więcej? Bliźniaki?
Przytuliłam się do Piotra w dalszym ciągu będąc myślami obok naszego synka.
- Kochanie tak się cieszę. Nawet nie wiesz jaki jestem szczęśliwy. - z Piotra wręcz kipiała radość na wieść o powiększeniu naszej rodziny.
- Chodźmy do Stasia. Nie chcę, żeby był teraz sam.
Wstałam z krzesła lekko się chwiejąc i przewieszając swoją torebkę na ramieniu. Powolnym krokiem, ze względu na moje kiepskie samopoczucie ruszyliśmy w stronę oddziału pediatrycznego na którym na chwilę obecną leżał nasz synek.
Po przekroczeniu drzwi prowadzących na oddział podeszłam do znajomego pediatry w celu dowiedzenia się, w której sali leży Stasiu. Ten tylko powiedział, że leży w sali numer 8 i odszedł. Nawet nie zdążyłam o nic więcej zapytać...
Szybkim krokiem minęłam wcześniejsze numery sal i nie zwracając uwagi na zdanie Piotra weszłam do środka. Moim oczom ukazał się od razu nasz synek, który leżał w łóżeczku podłączony do kroplówki łkając co jakiś czas. Mnie samej na ten widok zaszkliły się oczy. Przecież która matka jest odporna na taki obrazek? Podeszłam do łóżeczka i uważając na kabel z płynącą do tego małego organizmu ciecz wzięłam synka na ręce. Przytuliłam go do siebie całując czule w mniej rozpalone już czółko. Mały czując matczyne ciepło przestał od razu płakać wtulając się we mnie jeszcze bardziej. 
- Kochanie, nie powinnaś tutaj być, wiesz o tym doskonale.
- Sugerujesz, że zarażę się chorobą wewnętrzną, która nie jest zaraźliwa?
- Ech, ale uważajcie na siebie..
- Idź lepiej Piotr dowiedz się co ze Stasiem. Przecież nie można na wyniki czekać całe życie.
Piotr tak jak wszedł na chwilę, tak zaraz wyszedł z sali. Staś powoli zaczął zasypiać, a ja kołysząc go delikatnie zastanawiałam się jak to teraz będzie. Dwójka dzieci w drodze, jedno w szpitalu ciężko chore, w międzyczasie praca i domowe obowiązki. Każdy na świecie wie, że białaczki nie da się zwalczyć do końca, a największa umieralność na tą chorobę jest u dzieci, które nie mają jeszcze na tyle siły w sobie by walczyć z tym świństwem. Czy Stasiu zdąży poznać swoje rodzeństwo? A może to tylko zła diagnoza? Po chwili przyszedł do sali z powrotem Piotr kompletnie nic nie mówiąc. Zabrał ode mnie śpiącego Stasia i odłożył go do łóżeczka. Chcąc samej pójść dowiedzieć się czegoś o stanie zdrowia naszego synka wstałam z krzesła czując spływając z moich wewnętrznych stron ud ciepłą ciecz... 



Przebudziłam się w środku nocy zalana cała potem. Piotr który najwyrażniej sam się obudził spojrzał na mnie aż nadto zaspanym wzrokiem.
- Co się dzieje kochanie? - uśmiechnął się jak zawsze zalotnie całując mnie w policzek.
- Gdzie jest Staś? Wszystko z nim w porządku? Nie ma gorączki? Nie płacze? Boże Piotr... - wtuliłam się mocno w klatke piersiową mojego męża łkając cicho w jego koszulkę.
- Skarbie, Stasiu smacznie śpi w łóżeczku. Niedawno nakarmiłem go mlekiem, bo nie chciałem Ciebie budzić. Hana, kochanie co się dzieje? Dlaczego płaczesz? Żle się czujesz? Boże, Hana co się stało?
- Nic... Chodźmy dalej spać. Tylko przytul mnie mocno, proszę. - wyszeptałam cicho chcąc jeszcze bardziej poczuć Piotra ciepło. 
- Tylko pamiętaj proszę, żebyś jutro zajrzała z rana do Darka, dobrze? Musi potwierdzić oficjalnie, że niebawem Stasiu będzie miał rodzeństwo.
Ale jak to? To to nie był tylko zły sen? Spojrzałam jeszcze tylko na zegarek który wskazówki miał ustawione idealnie wskazując godzinę 5:20. Wiedziałam, że sen już mnie nie odwiedzi więc grzecznie leżałam w ramionach Piotra, który już cicho pochrapywał.Dobrze, że za niecałe 4 godziny zaczynałam  dyżur w szpitalu i czas mojego bezsensownego leżenia nie będzie aż taki długi. W głębi siebie walczyłam, by nie powrócić myślami do tego koszmaru. Całe szczęście, że Stasiu jest zdrowy i smacznie śpi w łóżeczku. Gdyby tylko ten sen miał odzwierciedlenie w rzeczywistości.... NIE! Koniec myślenia o tym. Zwykły koszmar nocny. Uff... 

Z łóżka wstałam chwilę po 6 mimo, że normalnie jeszcze o tej porze śpię. Postanowiłam wziąć jeszcze prysznic przed pójściem do pracy, Piotrowi wyprasować koszule, zrobić śniadanie, w spokoju wypić herbatę, uszykować ubranka dla Stasia i samej przeszukać szafę w poszukiwaniu czegoś, w czym mogę się dzisiaj pokazać. Postawiłam na szare rurki, błękitną koszulę w kratę i jak zawsze szpilki. Na dzisiejszy i tak krótki dyżur uważałam, że jest okej. Szybko ogarnęłam się, zrobiłam kanapki i sobie herbatę i zaczęłam poranne prasowanie. Kiedy już skończyłam wiedziałam, że Piotr zrobi awanturę jeżeli nie zjem chociaż jednej kanapeczki na śniadanie, dlatego z talerzem i z ciepłą jeszcze herbatą usiadłam na kanapie przed telewizorem oglądając jakiś serial medyczny. Jedna z bohaterek właśnie przechodziła operację usuwania guza w dystalnej części jajowodu, jakiś lekarz - mogłam się domyśleć, że może jej mąż obawiał się czy będzie ona mogła mieć dzieci. Chyba sam był chirurgiem i chciał bardzo asystować przy tym zabiegu jednak ze względu na późniejsze komplikację został z bloku operacyjnego wyrzucony. Niby banał, zwykłe wymysły scenarzystów, jednak przyznaję, wciągnęłam się w to. Nie słyszałam nawet, kiedy moi faceci dołączyli do mnie siadając obok.Dopiero dostrzegłam ich, gdy mój synek zaczął bawić się moimi włosami. Zaśmiałam się wesoło całując ich obu na powitanie. Z tym większym panem troszkę powitanie się przedłużyło, ale w odpowiednim momencie odsunęłam się od Piotra.
- Nie powinnaś zaraz zbierać się do pracy? Dochodzi 8:15, a wiesz, że będą korki.. - Widziałam, że entuzjazm Piotra automatycznie zmalał, kiedy wspomniał o tym, że muszę wychodzić już do pracy. Sam zaczynał dyżur na 12, więc i on za dobre 3 godziny będzie musiał wyjść z domu. Pożegnałam się na szybko z chłopakami dając im szybkie całusy w policzek i po założeniu jeszcze czarne, skórzanej kurtki, spakowaniu do torebki wszystkich potrzebnych mi  ' pierdół ' wyszłam z mieszkania wcześniej przypominając Piotrowi, żeby zrobił Stasiowi na śniadanko kaszkę. Zwinnie jak zawsze pokonałam wszystkie schody dzielące mnie od wyjścia z klatki i po zamknięciu głównych drzwi do bloku ruszyłam w stronę samochodu. Chwilę po tym jak do niego wsiadłam wyjechałam z parkingu kierując się w stronę Leśnej Góry. 

Droga jak zawsze przeciągała się ze względu na liczne uliczne korki. Kiedy udało już mi się dojechać przed szpital, zaparkowałam samochód na pierwszym, wolnym miejscu i ile sił w nogach gnałam na ginekologię, a konkretniej do Darka, by sprawdził czy aby test nie był wadliwy. Jedno piętro, drugie piętro, jeden korytarz, drugi korytarz, gabinet pierwszy, drugi, aż w końcu stałam już przed tym odpowiednim! Zapukałam cicho i słysząc pozwolenie do wejścia dobiegające zza ściany weszłam z promiennym uśmiechem do środka.
- Tylko mi nie mów, że dwie krechy na teście ciążowym! - zaśmiał się wesoło Darek widząc moją uradowaną twarz.
- Dwie kreski na teście ciążowym. - odpowiedziałam tym samym koledze rozbierając się i siadając na fotel.
- A kto Tobie powiedział, że Ciebie zbadam? 
- Zawsze mogę sama zrobić usg  na podbrzuszu, więc chcesz być pierwszym który się o tym oficjalnie dowie czy nie?
Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Znaliśmy nasze poczucie humoru na wylot. Darek już tylko bez słowa założył na nos okulary i po chwili, kiedy podciągnęłam koszulkę do góry nałożył na mój brzuch chłodny żel, a następnie rozpoczął badanie.
- No i mamy. Około 5,6 tydzień. Maluszek zdrowy widać, wielkość prawidłowa, więc na razie nie masz się czym przejmować kochana.
- Darek, na pewno jeden? - zapytałam niepewnie czując jak poziom adrenaliny w mojej krwi się podnosi.
- A ile chciałabyś mieć zarodków? Widać jeden, to mówię, że jeden. Nie wierzysz w moje zdolności do czytania obrazu usg? - dobrze, że Darek nic nie przeczuwał o co mogło mi chodzić. Uśmiechnął się tylko szeroko podając mi papier do wytarcia podbrzusza, a sam zasiadł z powrotem za biurkiem.
Dostałam skierowanie na badanie poziomu HCG, receptę z zaleceniami i zwolnienie lekarskie od przyszłego tygodnia do końca 1 trymestru ciąży. Będąc w ciąży ze Stasiem też dostałam zwolnienie z uzasadnieniem, że lepiej by 1 trymestr ciąży mieć pewny, bez komplikacji, gdyż może zdarzyć się wszystko. Podziękowałam Darkowi za badanie i wyszłam z jego gabinetu chowając wyniki do torebki i ruszając w stronę przychodzi, gdzie za kilka minut zaczynałam dyżur. Jak to zawsze musiał mnie dopaść pech, ponieważ po przejrzeniu kart pacjentek jedno nazwisko utknęło mi w głowie.. SOSZYŃSKA. Czy to jednak mogło być możliwe?

niedziela, 31 sierpnia 2014

Part 33

Tadam ! :) nie zabijcie mnie, błagam za końcówkę ! :*

w związku z rozpoczynającym się rokiem szkolnym, a co za tym idzie moje rozpoczęcie 3 klasy technikum od razu informuję, że może być czas iż nexty będą pojawiać się tylko w weekendy. Pod koniec 1 semestru mam pierwszą kwalifikację [ egzamin zawodowy ] do którego jednak muszę się mocno przyłożyć, jak i do całej nauki :*

czytajcie - komentujcie - udostępniajcie

<3

- Myślisz, że powiększy nam się rodzinka? To by było wspaniałe! Zobacz między Stasiem, a maleństwem nie będzie duża różnica wiekowa, wózek, łóżeczko i inne przybory dla noworodka jeszcze mamy. Musimy udać się jak najszybciej do Darka! Kochanie to cudownie! - w głosie Piotra wyczuwałam radość i podniecenie całą tą sytuacją.
- Darek mnie chyba zabije, że znowu zostawię go samego na oddziale. - zaśmiałam się wesoło podnosząc się na łokciu i zerkając na Piotra. - Ale jest jeden warunek.
- Zapomnij Hana.. 
- Dlaczego? Piotr przecież ciąża to nie jest choroba. Nie muszę leżeć godzinami do góry brzuchem i nic nie robić. Poza tym weź też pod uwagę, że nie możemy pozbawić pani Helenki pracy. Tak się nie robi..
- To co proponujesz?
- Chcę poprosić Darka o ograniczenie mi dyżurów i pracować przynajmniej do połowy ósmego miesiąca. Oczywiście w obowiązki mojej pracy będą wchodzić konsultacje, dyżury na izbie i w przychodni.
- Nad tym jeszcze pomyślimy po konsultacji wcześniejszej z Darkiem. Robiłaś już test?
Uśmiechnęłam się szeroko kątem oka zerkając na szafkę nocną Piotra. Ten chyba złapał mój wzrok, bo od razu niemalże uchylił szufladę w szafce wyciągając długi,wąski, dwukolorowy kawałek plastiku. Widniały na nim dwie, czerwone kreski.  Od razu złapał mnie w swoje ramiona całując czule w usta. Dopiero, gdy zaczął schodzić z pocałunkami coraz niżej przypomniałam sobie o jego wcześniejszym głodzie, zrobionych kanapkach i herbacie czekających na mojego męża w salonie.
- Wspominałeś wcześniej, że byłeś strasznie głodny. Zrobiłam nawet stos Twoich ulubionych kanapek i ciepłą herbatę.
- A nie możemy zjeść tego w sypialni? - jak zawsze Piotruś i jego ' ambitne ' plany.
- A znowu mam Ci powtórzyć, że nie je się w łóżku? Chcesz spać w okruchach od kanapek czy na prześcieradle?
- Widzę, że z Tobą nigdy nie wygram...
Uśmiechnęłam się szeroko kręcąc głową. Po chwili Piotr wyszedł z sypialni, a mnie dopadły mdłości. W mgnieniu oka znalazłam się w łazience. Gdy było już po wszystkim usiadłam na podłodze opierając się głową o zimne kafelki. Po kilku seriach takich wariacji w końcu wykończona tym wszystkim poszłam pod prysznic, a stamtąd wprost do łóżka. Czułam się kiepsko, dlatego po otuleniu się kołdrą niemalże zasnęłam.
Przebudził mnie nad ranem płacz Stasia. Nie dobiegał on z jego łóżeczka, a z innego pomieszczenia znajdującego się w naszym mieszkaniu. Z początku bałam się, że coś się dzieje, lecz kiedy zobaczyłam, że Piotra też nie ma obok podniosłam się do góry i wyszłam z sypialni. Na kanapie w salonie siedział Piotr ze Stasiem. Mały bardzo głośno płakał i był cały zalany potem.
- Co się dzieje? Nowe ząbki mu wychodzą? - zapytałam z troską siadając obok moich mężczyzn.
- Nie mam pojęcia. Zmierzyłem mu temperaturę, ma ponad 38 stopni, podałem mu już leki i zadzwoniłem po Wiki. Zaraz przyjedzie tutaj z Tomaszem.
- Pani Helenka wspominała coś kilka dni temu, że mały zrobił się marudny. Nie chciał jeść, ani pić. Myślałam, że to przez nowe ząbki.
Byłam w głębi siebie załamana. Byłam matką, która nie zauważyła pierwszych objawów choroby swojego dziecka. Ktoś mógłby pomyśleć, że co ze mnie za rodzicielka, jednak ja na prawdę byłam przekonania, że to za sprawą ząbkowania. Nie raz było już tak u Stasia, jednak objawy przechodziły w chwili, kiedy ząbek zdążył się już wybić.
- Hana kochanie, nie denerwuj się, nie możesz. Może faktycznie, to nowe ząbki dają o sobie znać. Idź się połóż do łóżka, a ja zaczekam tutaj ze Stasiem na Tomka dobrze?
- Piotr proszę Cię. I tak nie zasnę już. Dałeś mu mleko chociaż? 
- Tak. Wypił 120 ml od razu. Dodałem troszkę kleiku ryżowego nawet.
- Pójdę się ubrać w jakieś dresy i zaraz się wymienimy. Chyba nie chcesz otworzyć drzwi w samych bokserkach. - uśmiechnęłam się wracając do sypialni. Na szybko znalazłam jakieś szare spodnie dresowe i białą bokserkę. Włosy spięłam w kucyk i wróciłam do salonu siadając z powrotem na moim poprzednim miejscu.
- Daj mi go, a Ty idź się ubierz.
- Nie możesz. A jeżeli mały jest chory? Jesteś w ciąży, i sama wiesz czym to może skutkować w przyszłości.
- Jasne to odłóż go do wózka, niech głośniej płacze w chwili, kiedy najbardziej potrzebuje on ciepła rodziców.. - hormony dawały już o sobie znać. Nigdy pewnie nie odezwałabym się do Piotra z taką złością w głosie jak teraz.

- Ale wracam za mniej niż 5 minut.. - po tych słowach dostałam Stasia do siebie na ręce. Mały był już naprawdę mocno spocony, więc tylko krzyknęłam do Piotra, by przyniósł dla Stasia świeżą pieluszkę i piżamkę. Sama wycierałam w tym czasie bużkę i szyję synka małym ręcznikiem. Mały tylko uśmiechał się co jakiś czas w moją stronę, płacząc już coraz mniej. Kiedy wrócił do pokoju Piotrek rozległ się akurat również dzwonek do drzwi naszego mieszkania. Po ich otwarciu do środka weszła Wiktoria, a zaraz  za nią Tomasz.
- Połóż go na kanapie i rozbierz do pieluszki, a ja się nim zajmę. - głos Tomka był bardzo miły przez co nawet na moment zapomniałam, po co o tej porze mamy gości. Posłusznie wykonałam polecenie kolegi i  po rozebraniu Stasia wstałam z kanapy wtulając się w silne ramię Piotra. 

- Lekkie przeziębienie. Leki na zbicie gorączki i wtaminy pomogą. No i nie wychodźcie z nim na razie na spacery, bo pogoda za oknem tylko ułatwia namnożenie się bakterii w organiżmie. Ewentualnie możecie uchylać okna na moment, żeby dostało się świeże powietrze. - odezwał się po kilku minutach Tomasz odkładając swój stetoskop obok Stasia. Nasze dziecko chyba czuło już się lepiej, gdyż od razu zainteresował się nowym ' gadżetem ' głośno do niego gaworząc. 
- A czy może się tak zdarzyć, że mały będzie zarażał? Mamy zatrudnioną opiekunkę i nie chcemy, żeby i ona przed świętami się rozchorowała.
- Nie. To nie jest jakiś wirus. Możecie być spokojni. Lecz na wszelki wypadek jedźcie z nim do lekarza, albo do szpitala. Sami wiecie, że jestem chirurgiem dziecięcym, a nie pediatrą.
- Zabierzemy go najwyżej jutro ze sobą do pracy rano. Ja mam i tak na później, a Hana od rana musi kilka spraw pozałatwiać.
Przysłuchiwałam się rozmowie mężczyzn analizując objawy u mojego syna. Mimo, że ja byłam tylko ginekologiem znałam się trochę też na pediatrii. Po głowie chodziły mi różne choroby, ale od razu je odpędziłam mówiąc do siebie w duchu, że jestem przewrażliwiona. 
- Może napijecie się czegoś? Herbaty, kawy? - odezwałam się w końcu nie mogąc dłużej wytrzymać swojej ciszy.
- Niee, jest już po 3. Ja mam z rana dwie operacje i chcę jeszcze trochę się wyspać. Trzymajcie się! - rzekła Wiktoria, która tak jak ja przez cały czas nie odezwała się ani słowem. Czasami odnosiłam nawet wrażenie, że jest ona z tym Tomaszem ze wględu na doskwierającą jej samotność. Nie widziałam jej nigdy szczęśliwej przy jego boku. Podziękowaliśmy tylko z Piorem naszym przyjaciołom za tak szybki przyjazd, a po opuszczeniu przez nich naszego mieszkanka wróciliśmy do sypialni ze Stasiem kładąc się dalej spać. Malemu na szczęście gorączka trochę się zbiła przez co sam zasnął ze zmęczenia.

Z samego rana napisałam do pani Helenki wiadomość, że dzisiaj może przyjść troszkę później, ponieważ Stasiu w nocy dostał gorączki i po konsultacji ze znajomym lekarzem Piotr stwierdził, że woli aby zrobić mu komplet badań. Po ogarnięciu się już i zjedzeniu przez całą naszą trójkę śniadania wyszliśmy z mieszkania, kierując swoje kroki do samochodu a potem w stronę Leśnej Góry. Kiedy już dojechaliśmy na miejsce chciałam wziąc synka na ręce, ale oczywiście mój mąż tłumacząc się moim obecnym, jeszcze nie potwierdzonym stanem odebrał mi go samemu wchodząc z nim na rękach do szpitala. Ustaliliśmy, że ja pójdę do Darka, aby sprawdził czy na pewno jestem w ciąży, a Piotr ze Stasiem udadzą się na izbę przyjęć. Po przemierzeniu tylch wszystkich korytarzy i dojechaniu windą na 1 piętro, gdzie znajdował się oddział ginekologiczno - położniczy zapukałam cicho do drzwi jego gabinetu i po usłuszeniu ' proszę ' weszłam do środka. 
- Cześć kochana, a Ty nie miałaś być przypadkiem na 12? Jest dopiero 8 rano. - jak zawsze powitał mnie entuzjastycznie kolega po fachu.
- Miałam miałam, ale potrzebuję dobrego lekarza, który mnie zbada. - uśmiechnęłam się wesoło siadając po drugiej stornie biurka przy którym siedział Darek.
- Czyżby test ciążowy pokazał dwie, czerwone krechy? - oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Akurat w tych sprawach rozumieliśmy się bardzo dobrze. - Siadaj na fotel,zaraz sprawdzimy czy nie był test wadliwy.
Przez te żarty Darka wybuchłam jeszcze głośnym śmiechem i po przygotowaniu się do badania zajęłam wcześniej wskazane przez niego miejsce. Podwinęłam koszulkę ku górze, a po chwili poczułam na swoim brzuchu zimny żel i głowicę ultrasonografu. 
- No rzeczywiście mamy tutaj zapłodnione jajeczko. - na te słowa odetchnęłam z ulgą po raz kolejny szeroko się uśmiechając. - Nie chwileczkę! My tutaj mamy dwa jajeczka! 
- Bliżniaki?! - krzyknęłam chyba tak głośno, że ludzie na korytarzu mogli to usłyszeć.
- Na to wygląda. Gratulacje. Bierzesz od razu zwolnienie czy jakoś udobruchasz Piotra i pomożesz mi w małym stopniu ogarnąć ten bajzel? - odezwał się Darek podając mi do rąk ręcznik papierowy w celu wytarcia podbrzusza.
- Akurat tutaj Cię zaskoczę. Mój mąż już jest udobruchany i zgodził się na to, abym minimum do połowy ósmego miesiąca trochę pracowała. - zaśmiałam się cicho widząc wielkie zdziwienie malujące się na twarzy ginekologa. Po wyrzuceniu mokrego ręcznika do śmietnika i po założeniu karty ciąży opuściłam gabinet, a po chwili oddział. Udałam się na izbę, gdzie od razu moim oczom ukazał się Piotr, a przed nim Stasiu jadący w łóżeczku szpitalnym prowadzonym przez pielęgniarki.
- Co się dzieje?! - serce mało nie wyskoczyło mi z piersi, kiedy ujrzałam Stasia, którzy płakał w niebogłosy.
- Podejrzewają białaczkę... - Piotr powiedział to tak cicho, że gdyby nie fakt, iż stałam obok to nie usłyszałabym jego słów.

- Co podejrzewają? Białaczkę.... - wymamrotałam pod nosem widząc już przed swoimi oczami ciemność i czując jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa..

piątek, 29 sierpnia 2014

part 32

Przepraszam, że tak późno, lecz miałam problemy z dodaniem tego tutaj ;x . Trochę mało wiem, lecz postanawiam poprawę ! :)

Kolejny next jak będzie jeszcze więcej komentarzy niż pod poprzednim partem.

Dacie może radę do niedzieli?! ^^

czytasz - komentujesz - udostępniasz


Stwierdziłam, że nie ma sensu zaczynać awantury, tylko postanowiłam spokojnie porozmawiać o tym z Piotrem. Może była jakaś tam znajoma lekarka, która przez przypadek ubrudziła Piotrowi ten kołnierzyk? Takie ślady nie zawsze przecież muszą potwierdzać zdradę. Upuściłam resztę ubrań do prania na ziemię sama udając się z tym ' dowodem ' na kanapę. Nie musiałam długo czekać na mojego męża. Wyszedł z łazienki chwilę po tym jak zdążyłam się usadowić wygodnie z ręcznikiem przewiązanym w pasie co tylko pozwoliło mi na dokładne podziwianie jego może nie dobrze zbudowanego ciała, ale każdych zarysów mięśni. Z jego czarnej czupryny z domieszką kilku siwiejących już włosów spływały jeszcze krople wody. Widząc moją nie tęgą minę Piotr usiadł obok mnie przyglądając mi się uważnie.
- Stało się coś kochanie? - zapytał od tak, unosząc lekko ku górze kąciki swoich ust.
- Może Ty mi to wytłumaczysz?! - jednym, szybkim ruchem pozbyłam się ze swoich rąk tej koszuli rzucając ją w kierunku Piotra i wstając z miejsca. - Myślałam, że jednak coś nas łączy, że nie jesteśmy ze sobą tylko ze względu na Stasia. Obiecywałeś, że się zmienisz, że mnie kochasz nad życie, a tymczasem chcąc wrzucić Twoje rzeczy do pralki znajduję ślady szminki i to jeszcze na Twojej ulubionej koszuli! Możesz mi to jakoś logicznie wytłumaczyć czy chcesz od razu spakować swoje rzeczy i wyjść stąd?
Fakt. Może przesadziłam, ale musiałam wyrzucić z siebie to co leżało mi na sercu. Widziałam, że Piotr był nie tyle zaskoczony co rozżalony moimi słowami. Rozum podpowiadał mi, że zaraz mogę zacząć żałować swoich słów...


- Wiesz co Hana zrozumiałbym wszystko.. Hormony, napięcie przedmiesiączkowe, zmęczenie, okres.. Ale żeby posądzać mnie o zdradę nie dając nawet dojść mi do głosu? Będąc na bankiecie po sympozium rozmawiałem ze swoim starym znajomym, Konradem. Nie zdążyłem nawet dobrze zareagować, kiedy jakaś zupełnie obca mi kobieta potknęła się o wykładzinę, którą była wyłożona sala i wpadła twarzą wprost na mój bark i szyję. Lecz oczywiście Ty nie możesz mi bezgranicznie zaufać i wolisz od razu posądzać o zdradę. Sądzisz, że po tym wszystkim mógłbym Nam coś takiego zrobić? odpowiedz...

Teraz było mi strasznie głupio i przede wszystkim przykro, że mój mąż pomyślał, że nie wierzę jemu. Z każdą chwilą, gdy spoglądałam Piotrowi prosto w oczy coraz więcej łez zbierało mi się pod powiekami. Rzuciłam tylko krótkie ' przepraszam ' i wybiegłam z salonu wprost do sypialni. Rzuciłam się na łóżku  zaczęłam cicho szlochać w swoją poduszkę. Nie miałam nawet siły powstrzymać tych łez. Było mi cholernie przykro, że dałam się ponieść emocjom i rzuciłam słowa na wiatr. Nie słysząc nawet najmniejszego szmeru znalazłam się po chwili w ramionach Piotra. Ten wiedział, że nie potrzeba zbytnich słów w danej sytuacji, czekał cierpliwie aż się uspokoję. W końcu ostatecznie otarłam wierzchem dłoni ostatnie krople łez i wtuliłam się jeszcze bardziej w silne ramiona ukochanego.
- Obiecaj mi, że takie problemy będziemy rozwiązywać na spokojnie, wyjaśniając sobie wszystko, a nie kłócąc się, dobrze?
- Yhym - uśmiechnęłam się lekko składając na ustach Piotra delikatny pocałunek. Po chwili znów leżałam obok niego, gładząc jego dalej nagi tors.
- Jest jeszcze jeden problem... - zaśmiałam się w duchu przypominając moje ostatnie analizowania.
- Jaki? - Piotr nie krył zdziwienia,  i nawet lekko się ode mnie odsunął.

- Od trzech tygodni spóżnia mi się miesiączka... - uśmiechnęłam się serdecznie odwracając głowę w drugą stronę i wyczekując reakcji mojego męża.

piątek, 15 sierpnia 2014

part 31

Jeszcze trochę i kończą się wakacje :c !

czytasz - komentujesz - udostępniasz :)

next jak pokażecie na co Was stać z komentarzami <3

Czas leciał w naszym życiu nieubłaganie. Zdążyłam przyzwyczaić się do powrotu do pracy, Piotr starał się brać swoje dyżury tak, aby spędzać z nami w domu jak najwięcej czasu, a Stasiem zajmowała się pani Helena. Opiekunka, którą zresztą poleciła nam Lena. Miała około pięćdziesięciu paru lat i wspaniałe podejście do dzieci. Już po jednym dniu próbnym nie żałowaliśmy, że poprosiliśmy ją o spotkanie. W sumie Lena jednak miała rację, że pani Helena wprowadza ze sobą spokój i miłość do każdego domu. Nie była ani wybuchowa, ani zbyt konsekwentna względem zachowania dzieci. Widziała, że dzieci muszą rozrabiać i że wszystko ma swoje granice. Pozwoliliśmy nawet Stasiowi mówić do niej " babciu " . Przecież i tak nic w tym dziwnego. Jedna babcia mieszka w Izraelu, a druga..... właśnie nigdy nie dowiedziałam się co sie dzieje z Piotra rodzicami.. Do codziennych obowiązków naszej niani dochodziło jeszcze co drugi piątek bądź w tygodniu odbieranie Tosi ze szkoły. Piotr ustalił, że będzie ona mieszkać z matką Magdy, ze względu na odległość naszego mieszkania od szkoły dziewczynki, ale co drugi weekend i każde ferie zimowe czy wakacje spędza z nami. Plus święta. Nie podobało mi się to ze względu na fakt, iż wychodzę z założenia, że takie wyniosłe uroczystości spędza się w gronie rodzinnym. Za pozytywnie nastawiona do byłej teściowej mojego męża też nie byłam, lecz kiedy posuwałam się do refleksji, że ona tam u siebie w domu siedzi przy stole zupełnie sama, robiło mi się przykro..
Zbliżały się święta. Śnieg padał za oknami, kilkustopniowy mróz czerwienił nosy i policzki przechodniów. Piotr akurat wyjechał kilka dni wcześniej na jakąś delegację i miał dzisiaj planowo wrócić do domu. Ja kończyłam właśnie dyżur i po przekazaniu pacjentek Darkowi spokojnie opuściłam oddział ruszając do lekarskiego w celu przebrania się. Po drodze jeszcze porozmawiałam z Przemkiem, który akurat przyszedł na nocny dyżur. Kilka wymienionych między sobą zdań, zaproszenie na pierwszy dzień świąt do nas i już postać mojego brata zniknęła gdzieś za rogiem. Kiedy weszłam już do środka ściągając pospiesznie kitel dostrzegłam stojącą na biurku małych rozmiarów choinkę. Była przystrojona w kolorowe światełka, malutkie bombki i srebrzysty łańcuch. Stojąc i podziwiając malutkie drzewko myślami wróciłam do swojego rodzinnego domu. Mimo, że jestem pół żydówką rodzice nigdy nie robili problemu z nadchodzących świąt. Co roku były one obchodzone po ' bożemu ', a na stole prócz typowych polskich potraw były również te izraelskie, jak na przykład babaganusz, kibbe czy hummus i pita. U nas święta zaczynały się już od uroczystego śniadania, a nie tylko wieczerzy. Prezenty wręczaliśmy sobie tak jak w Polsce po kolacji, jednak ze względu na klimat w jakim żyliśmy nie mieliśmy nigdy ani przystrojonej, żywej, zielonej choinki ani górek śniegu.
- A co Ty tutaj jeszcze robisz? Przecież dyżur skończyłaś kochana ponad godzinę temu. - z zamyślenia wyrwał mnie wesoły głos Leny, która akurat weszła do lekarskiego z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Co takiego?! Pani Helenka mnie udusi, obiecałam być punktualnie! 
Czym sił w nogach ubrałam na siebie swój płaszcz w kolorze pudrowego różu i chwytając w pośpiechu torebkę wybiegłam niemalże ze szpitala.
Na szybko jeszcze zeskrobałam śnieg z bocznych i przedniej szyby  auta i już wyjeżdżałam z  przyszpitalnego parkingu. Byłam nawet zła na samą siebie o to, że w dzień powrotu Piotra z delegacji, ja nie wyszłam punktualnie z pracy i teraz przez to mogę nie zdążyć ze zrobieniem kolacji. 

Przez całą drogę w radiu leciały tylko i wyłącznie świąteczne piosenki. Nawet i mi udzielił sie już  ten klimat. Z uśmiechem malującym się na twarzy przekroczyłam próg mieszkania odkładając torebkę na pobliski stolik. Przeprosiłam serdecznie panią Halinkę i nim zaparzyłam sobie herbaty jej już nie było. Dobrze, że nie była aż tak zła jak przypuszczałam. Przynajmniej mam nauczkę na przyszłość żeby wracać punktualnie do domu.

Stasiu był już wykąpany i grzecznie spał w swoim łóżeczku przez co w mieszkaniu panowała kompletna cisza. Mogłam w końcu usiąść wygodnie na kanapie i napić się ciepłego napoju. Monotonny serial w telewizji sprawił, że poszłam do kuchni przygotowywać jakąś kolację. Kilka kanapek w zupełności wystarczyło żebym zapełnila talerz po brzegi. Z tego wszystkiego zapomniałam nawet, że w każdej chwili do domu mógł wrócić Piotr. Wróciłam z powrotem na kanapę i zaczęłam konsumować posiłek. Nie wiedząc nawet kiedy zasnęłam na kanapie.

Przebudził mnie huk tłuczonego szkła dobiegającego z pomieszczenia obok. Otworzyłam oczy podnosząc się do pozycji pionowej i analizując wcześniejsze wydarzenie. Dostrzegłam Piotra, który na kolanach zbierał resztki potłuczonego szkła w kuchni. Podeszłam cicho przyglądając się poczynaniom mojego męża. Ten widząc tylko moją osobę uśmiechnął się nieśmiało i wyrzucił resztki okruchów do śmietnika.
- Przepraszam. Chciałem się napić wody i mi szklanka wyleciała z dłoni. Nie chciałem Cię budzić. 
- Miłe powitanie. Nie było Cię kilka dni, a jak już wracasz to witasz sie tłumaczeniem dlaczego zbiłeś szklankę. Tak kochanie, ja też się stęskniłam, u nas wszystko w porządku i tak dalej... - udając obrażoną ( co nawet zawsze wychodziło mi bardzo dobrze ;p ) odwróciłam się plecami do swojego męża i z zamiarem powrotu na kanapę w salonie ruszyłam powolnym krokiem w tym kierunku. Piotr jednak był troszkę szybszy ode mnie, bo złapał mnie w łokciu przyglądając maksymalnie blisko do siebie i składając na moich ustach namiętny pocałunek. Ten jednak był inny od wszystkich... Był przepełniony tęsknotą, miłością i pragnieniem. Z niechęcią oderwaliśmy się od siebie, ponieważ brakowało nam już tchu. Uśmiechnęłam się wesoło wtulając w tors ukochanego. To było to, co uwielbiałam robić najbardziej. Czułam się wtedy taka bezpieczna i przede wszystkim spokojna. 
- Jesteś głodny? Zrobię coś na szybko, bo pewnie podróż Ciebie wymęczyła.
- Dzięki, ale póki co to marzę tylko o prysznicu. Pójdę się ogarnąć i przyjdę dobrze? 
- No dobrze to idź, a ja zrobię Tobie chociaż jakieś kanapki i zaparzę herbaty. 

Z zadowoleniem malującym się na mojej twarzy poszłam do kuchni zrobić coś do jedzenia. Szybko udało mi się zasypać talerz ulubionymi kanapkami Piotra. Zaparzyłam jeszcze jego ulubioną herbatę i słysząc dochodzący z łazienki szum wody postanowiłam rozpakować jego walizkę. W końcu im szybciej wrzucę do pralki jego rzeczy, tym szybciej wyschną i je wyprasuje, a co za tym idzie szybciej i Piotr je założy. Po wyciągnięciu wszystkich rzeczy z torby wstałam powoli trzymając całą górę brudów i z zamiarem wrzucenia ich do pralki ruszyłam w stronę łazienki. Pech chciał, że z tego całego stosu wyleciała ulubiona koszula Piotra, a kiedy już ją podniosłam dostrzegłam ślady czerwonej szminki na kołnierzyku...



Czy to początek dopiero problemów?

piątek, 1 sierpnia 2014

Part 30

Jest środek nocy, a ja właśnie siedzę przy stole z moim ukochanym konsumując przygotowane kilka godzin wcześniej przez niego danie.  Analizując wcześniejszą wypowiedź Piotra dalej nie potrafię w to uwierzyć..Piotr i Radwan rodziną? Niby dwa zupełnie nie psujące do siebie elementy, a jednak układają się w całość. Z tego wszystkiego nawet jeść mi się odechciało, co chyba nie uszło uwadze mojego męża.
- Stało się coś? Nie smakuje? Może powinienem jednak bardziej doprawić... - jego głos jest pełen troski, a ja będąc jak w jakimś transie kiwam głową wydając swój sprzeciw i zanurzając usta w szklance z wodą. Niemalże od razu wypijam całą duszkiem wracając później do jedzenia.
- Hana co się dzieje? Wszystko w porządku?
- Yhym... - udaje mi się tylko tyle powiedzieć, a w zasadzie przemruczeć.
- Wiesz, że się martwię o Ciebie. Mów wprost co jest nie tak.
- Nic skarbie, po prostu dalej jestem w lekkim szoku, że Ty i Radwan to rodzina... Nie przejmuj się mną, powiedz mi lepiej jak Stasiu dzisiaj? Dawałeś sobie radę? - chciałam za wszelką cenę zmienić temat i przestać myśleć o tajemnicy mojego męża.
- No pewnie że tak. W końcu co dwóch facetów w domu to nie jeden. Oglądaliśmy ze Stasiem po obiadku film i nawet starczyło czasu na małą drzemkę.
- Śmiem twierdzić, że tatuś szybciej zasnął od swojego synka. - zaśmiałam się wesoło odkładając pusty talerz do zlewu. Zmęczenie dawało się we znaki, bowiem zdarzyło się mnie ziewnąć kilka razy.
- Idziemy spać kochanie. Idziesz jutro do pracy już normalnie?
No właśnie... Przez to zamieszanie całkowicie zapomniałam zajrzeć do Stefana. Było już późno i nie wypadało by teraz dzwonić do dyrektora.
- Przez ten wybuch nie miałam nawet chwili aby zajrzeć w celu ustalenia swojego grafiku na ten miesiąc. Z rana pojadę do szpitala i porozmawiam ze Stefanem. Chodźmy do łóżka, bo ledwo stoję już na nogach.
- No dobrze.
Nie zdołałam nawet zrobić kroku w kierunku naszej sypialni, ponieważ Piotr wziął mnie na ręce i zaniósł wprost do łóżka. Podobało mi się do strasznie, więc pozwoliłam po położeniu mnie na łoże, okryciu kołdrą i wtuleniu się w moje plecy mojego męża odpłynęłam do krainy Morfeusza.

niedziela, 27 lipca 2014

Part 29

Nieplanowane wyjazdy na weekend nie są w moim typie... PRZEPRASZAM !
Dziękuję za prawie 6 0 0 0 wejść ;* może to mało w ciągu tak długiego już czasu istnienia bloga ( głównie moja wina ), lecz cieszy mnie to, że jednak są tacy, którzy tutaj wchodzą ^^ . 


Po przekroczeniu mieszkania i ściągnięciu swoich szpilek usiadłam wygodnie na kanapie obok swojego męża. Ten widząc tylko moją osobę siedzącą obok niego z poważną mimiką wyłączył telewizor, gdzie wcześniej leciał jakiś film i odwrócił swoją twarz w moją stronę.
- Co tak długo Ciebie nie było? Miałaś jechać na chwilę do Stefana tylko, a wróciłaś prawie po 12 godzinach. - z głosu ukochanego można wyczuć było troskę z czego niezmiernie się cieszyłam jak zawsze.
- Był wybuch w szkole rodzenia i potrzebowali każdych rąk do pracy. W międzyczasie poznałam swojego nowego ordynatora.. - na wspomnienie tego ' spotkania ' aż ciśnienie zaczęło mi się podnosić.
- Coś widzę, że zbytnio zadowolona nie jesteś ze swojego nowego przełożonego. Powiedz mi jak się nazywa, a obiecuję że sam się z nim rozprawię w szpitalu.
- Radwan.. hm.... chyba Krzysztof, jeżeli dobrze pamiętam.
- Kto ?! - chyba i poziom adrenaliny podniósł się i Piotrowi, który na samo nazwisko nowego ordynatora ginekologii wstał z miejsca i zaczął krążyć po pokoju.
- To chyba bardziej ja powinnam o to zapytać. Znasz go prawda? On tak samo zareagował na moje nazwisko, kiedy się przedstawiłam.
- Nie ważne.. nie interesuj się tym...
To doprowadziło mnie do szału. Gdyby nie to, że w pokoju obok spał pewnie smacznie Staś to wykrzyczałabym Piotrowi co sądzę akurat o tego typu wypowiedziach. Tak musiałam opanować się i spokojnie porozmawiać z mężem.
- Nie interesuj się? A jak Ty to sobie wyobrażasz? Nie zrobisz ze mnie idiotki Piotr. Oboje negatywnie zareagowaliście na swoje nazwiska, a Ty mówisz że nie mam się tym interesować? Mieliśmy być wobec siebie szczerzy, bez żadnych tajemnic a Ty robisz z tego wielką tajemnicę. Więc albo dowiem się prawdy albo odchodzę Piotr. Taka była umowa między nami. Ostatnia szansa, nie ma więcej.. - wstyd było mi szantażować mojego męża, lecz taka była prawda. 
- Radwan.... - Piotr głośno westchnął podchodząc do okna i wyglądając za nie. - Krzysztof to mój kuzyn... Nie utrzymujemy ze sobą kontaktu od prawie 13 lat. Zresztą nigdy on nie był idealny. Odkąd Teresa - matka Krzyśka, a moja ciotka zachorowała na raka trzustki wszystko się wtedy skomplikowało. Robiłem wtedy specjalizację z chirurgii i onkologii jednocześnie. Krzysiek wierzył, że przez moje ' kontakty ' uda mi się jakoś wyleczyć ciotkę. Sądził, że jeżeli powiem, że to rodzina to podadzą inną chemioterapię, inne leki i zmienią leczenie na skuteczniejsze. Niestety nic bardziej mylnego. Ciotka zmarła w szpitalu w nocy, kiedy to ja miałem dyżur. Nie mogłem się wtedy otrząsnąć, że ktoś mi bliski zmarł w zasadzie przy mnie. W dniu pogrzebu Krzysztof zrobił karczemną awanturę na cmentarzu, że to niby przeze mnie ciotka nie żyje. Że to niby ja doprowadziłem do jej śmierci, ale przecież jej szanse na wyleczenie były minimalne, miała przerzuty już do płuc i wątroby.... - głos mojego męża łamał się stopniowo, a ja nie mogłam powstrzymać spływających po policzkach łez. Było  mi strasznie szkoda Piotra, zwłaszcza, że to podwójnie nie było dla niego łatwe.. Nie byłam w stanie nic innego zrobić jak po prostu podejść i wtulić się w mojego męża. Wiedziałam, że dla nas obogu będzie to jedyne, najsensowniejsze rozwiązanie.Po paru chwilach odsunęliśmy się od siebie patrząc sobie głęboko w oczy. 
- Jesteś głodna? Zrobiłem Twoje ulubione spaghetti. - odwezwał się po chwili Piotr uśmiechając się lekko. 
- Może póżniej, na razie chcę iść wziąć jakiś prysznic, żeby mnie postawił na nogi.
- Stasiu śpi, więc jak chcesz to z przyjemnością Tobie pomogę. - zaśmiałam się wesoło  widząc cwaniacki uśmiech Piotra. 
- Innym razem, dzisiaj na pewno sobie sama pomogę . - uśmiechnęłam się dając Piotrowi małego pstryczka w nos i zniknęłam za drzwiami łazienki.

Po szybkim, zimnym prysznicu, który ukoił moje spięte ciało wyszłam z powrotem do salonu owijając się tylko krótkim ręcznikiem w kolorze ecru. Piotr akurat postawił na stole w salonie talerz z ciepłym daniem, lecz widząc moją osobę uśmiechnął się szeroko nie kryjąc zdziwienia. Podszedł do mnie jak zawsze obejmując mnie w talii i przywierając do siebie moje nie do końca suche ciało.
- Ej, pomoczę Tobie koszule. - zaśmiałam się cicho obejmując szyję ukochanego.
- Ej, pomoczysz mi koszulę i zaraz spadnie ręcznik z Ciebie. - nim zdążyłam przenieść wzrok na swoje ciało stałam już naga w ramionach Piotra.
- No i co zrobiłeś łobuzie? - rzekłam cicho udając obrażoną całym tym jego zachowaniem.
- Robię to, co powinienem, czyli korzystam z okazji, że moja żona stoi przede mną całkowicie bezbronna i do tego naga.
- A spaghetti? Pomyślałeś o tym może, że jestem strasznie głodna?
- Jeden numerek i Twój żołądek się chyba nie obrazi hm?
- Jeden? Obiecujesz? 
- Nie wiem czy w trakcie jednego numerku okiełznam swoje pożądanie wzgledem Twojej osoby. Bynajmniej się postaram.
- Jesteś niemożliwy Piotr!
- Przecież właśnie za to mnie kochasz.
Nie zdążyłam już nic powiedzieć, gdyż mój mąż usadowił moją osobę na swoich biodrach i zaniósł na kanapę do salonu wpijając się w rozgrzane aż nadto moje wargi.

poniedziałek, 21 lipca 2014

part 28

Chyba przez to wszystko tracę wenę na to opowiadanie... ;c

tak jak pisałam w komentarzach pod wcześniejszym partem nexty będą dodawane krótsze, ale NAPEWNO CZĘŚCIEJ. 

chyba już nie umiem pisać takich dłuugich dłuugich :C.

A! i bym zapomniała Wam się pochwalić :)
08.08 zdaję na prawo jazdy także TRZYMAĆ KCIUKI !! rozsyłajcie link na bloga dalej ;)


Jak mogłam domyśleć się z rozmów pielęgniarek jak i lekarzy z różnych specjalizacji w pobliskiej szkole rodzenia ktoś podłożył własnoręcznie zmontowaną bombę w skutek czego wiele ciężarnych będących pod koniec trzeciego trymestru ciąży zaczęły rodzić przedwcześnie swoje dzieci. Czułam, że będę teraz tutaj potrzebna bardziej, niż kiedykolwiek. Nie zważając na umówioną wizytę z dyrektorem szpitala pognałam ile sił w nogach do lekarskiego by móc ubrać na siebie swój ukochany kitel. Trzeba przyznać, że dawno w nim nie chodziłam po placówce jak lekarz. Miałam nadzieję, że przez rok mojego urlopu macierzyńskiego nie zapomniałam jak leczy się pacjentki i jak postępować w nieplanowanych sytuacjach. Tak więc w przeciągu kilku godzin odebrałam siedem porodów i dwa cesarskie cięcia. Wielką ulgę sprawił mi fakt, że wszystkie mamy jak i ich maleństwa czuły się dobrze i powoli dochodzili do siebie po wcześniejszym wydarzeniu. Zmęczenie brało już u mnie górę i chwilami strasznie tęskniłam za domowym zaciszem. Ostatkiem sił opadłam na czerwoną kanapę w lekarskim przymykając oczy. Byłam nawet trochę zdziwiona, że do tej pory nie udało mnie się poznać tego nowego ordynatora ginekologii. Niestety długo niedane było mi odsapnąć po całym zakręconym dniu, ponieważ do środka wszedł jakiś mężczyzna, który od przekroczenia tylko progu pomieszczenia mówił dość głośno, wręcz krzyczał.
- Nie interesuje mnie to kim pani jest, ale nie życzę sobie aby jakaś osoba trzecia podejmowała decyzję w sprawie pacjentów przywiezionych z wypadku bez konsultacji z lekarzem! Kim pani w ogóle jest i dlaczego pani tutaj siedzi? Mam wezwać ochronę i policję? Odpowie pani za naruszenie zdrowia pacjentek i ich dzieci.
Podnosząc swoje i tak już ociężałe powieki ujrzałam przed sobą wysokiego, ciemnowłosego mężczyznę. Na oko miał może trochę więcej niż 30 lat. Ubrany był w granatowy fartuch przez co na pierwszy rzut oka wydawał się chirurgiem. Dopiero jego plakietka uświadomiła mi, że to jest on. Nowy dyrektor oddziału ginekologiczno-położniczego w Leśnej Górze. Wyprostowałam swoje nogi stając twarzą w twarz ze swoim przełożonym. Mimo swoich obcasów lekarz dalej był ode mnie wyższy o dobre kilka centymetrów.
- Dobry wieczór. My chyba nie mieliśmy okazji się wcześniej poznać ze względu na mój urlop macierzyński. Hana Goldberg-Gawryło i pracuję tutaj jako ginekolog.

Nie łudziłam się na zbytnie podlizywanie się swojemu szefowi już pierwszego dnia pracy, lecz nie spodziewałam się takiego początku naszej znajomości. Mężczyzna, gdy tylko usłyszał drugi człon mojego nazwiska otworzył szerzej oczy, nie kryjąc zdumienia.
- Przepraszam, mogłaby pani powtórzyć swoje nazwisko?
- Goldberg-Gawryło. Coś nie tak?
- Nie nic, w porządku. Proszę wybaczyć moje wcześniejsze zachowanie. Krzysztof Radwan, ordynator ginekologii. Proszę wracać już do domu. Jutro ma pani dyżur w poradni od godziny 10 do 17. Tylko proszę się nie spóźniać.

Z początku osoba mojego szefa nie zainteresowała mnie zbytnio. Do czasu, gdy spojrzałam mu głęboko w oczy. Czułam, że gdzieś podobne tęczówki jak i delikatne zmarszczki wokół oczu już widziałam.
- Dobrze, rozumiem. - nie pozostało mi nic innego jak tylko uśmiechnąć się lekko w stronę swojego przełożonego i z powrotem zatopić się w analizowaniu skąd mogłam znać ten wyraz oczu.

Radwan widząc chyba jak dogłębnie mu się przyglądam odwrócił się tylko na pięcie pozostawiając mnie samą. Ja za to zmęczona psychicznie jak i fizycznie takim startem po dłuższej nieobecnośći odwiesiłam swój kitel na wieszak i chwytając torebkę opuściłam pomieszczenie, a następnie placówkę. Wsiadłam do samochodu marząc o tym, by jak najszybciej znaleźć się w ramionach Piotra i spędzić z nim resztę wieczora.



Jednak myliłam się i ten wieczór nie będzie należał do najprzyjemniejszych....

czwartek, 10 lipca 2014

Part 27

Po upojnej nocy spędzonej z Piotrem w końcu położyliśmy się spać, kiedy na dworze już świtało. Długo nie pospaliśmy, ponieważ  Stasiu przebudził się. Podniosłam się leniwie na łóżku spoglądając na łóżeczko. Mimowolnie uśmiechnęłam się sama do siebie na wspomnienie ostatniej nocy. Trzeba przyznać, że trochę zaszaleliśmy z Piotrem co można było odczuć w moich niektórych miejscach, ale warto było. Wstałam z łóżka i wzięłam synka na ręce. Nie chciałam budzić Piotra, chociażby ze względu na to, że jego organizm nie był jeszcze zregenerowany po wypadku. Położyłam Stasia na naszym łóżku, a sama udałam się do kuchni by zrobić małemu kaszkę na śniadanie.  Wracając już z pełną posiłku miseczką jak i łyżeczką do karmienia do moich uszu doszły wesołe śmiechy dochodzące z sypialni. Najwyraźniej synek obudził swojego tatusia i nie pozwolił mu dłużej leniuchować. Mimo, że ten dzień dopiero się zaczął ja, miałam już plany dla naszej rodziny nawet na cały tydzień.


******

Dzisiaj odbył się właśnie chrzest jak i pierwsze urodziny naszego synka. Cieszyłam się niezmiernie z faktu, że już Stasiu jest taki duży, a ja mogę wrócić do pracy. Jak to przystało na naszą szpitalną ' familię ' byli prawie wszyscy ze znanych nam lekarzy z Leśnej Góry. Wiktoria z Adamem, Agata z Markiem ( w końcu przestali ukrywać się ze swoim uczuciem ), Przemek z Olą i już nie taką małą Franią, Darek, Borys, Stefan Tretter oraz Rafał Konica z Klaudią. Honorowym gościem była tutaj Tosia, która właśnie wróciła z obozu tanecznego. Przez ten cały czas dziewczynka mieszkała z nami z czego bardzo się cieszyłam. Bardzo lubiła mi pomagać w opiece nad Stasiem, w przygotowywaniu obiadu, sprzątaniu, itp.

 Zgodnie z Piotrem stwierdziliśmy, że rodzicami chrzestnymi naszego szkraba powinni zostać Przemek z Wiktorią. Nawet na krótko przed uroczystością w kościele zażartowaliśmy, że mamy nadzieję że Stasiu nie wda się do wujka, lecz za to będzie opanowany jak jego matka chrzestna. Po uroczystej mszy świętej udaliśmy się do restauracji, by tam w dalszym ciągu celebrować święto naszego dziecka. A tam oczywiście odbył się obiad, a następnie do sali wjechał wielki tort w kształcie Kubusia Puchatka. Na chwilę przed zdmuchnięciem swojej pierwszej, urodzinowej świeczki Stasiek musiał wybrać między banknotem, biblią a kieliszkiem. Wszyscy odechtnęliśmy z ulgą, kiedy ostatecznie synek podniósł do góry papierek ze znakiem wodnym. Potem już tylko była zabawa do późna :)

Po uregulowaniu rachunku w restauracji i zapakowaniu do samochodu wszystkich prezentów oraz kwiatów ruszyliśmy w stronę naszego mieszkania. Staszkowi chyba droga samochodem była na rękę, ponieważ zasnął zaraz po tym jak ruszyliśmy. Gdy już zaparkowaliśmy pod blokiem poprosiłam Piotra, aby zaniósł Stasia do mieszkania, a ja musiałam jeszcze pojechać na stację benzynową. W końcu jutro miałam zjawić się u Stefana, by omówić szczegóły powrotu do pracy. Dobrze, że Piotr tak ułożył sobie grafik na ten miesiąc, że akurat kolejne trzy dni miał wolne. Przynajmniej będę spokojna, że będzie ktoś zaufany opiekował się moim dzieckiem. Szybko zapełniłam bak do pełna i po uregulowaniu rachunku wróciłam z powrotem pod swój blok. Wysiadłam z samochodu i po chwyceniu kilku upominków ruszyłam w stronę swojego mieszkania. ostawiłam je w przedpokoju i z powrotem zeszłam na dół. Kilka takich rundek i mogłam spokojnie zamknąć samochód, wejść do mieszkania ściągając z nóg jak zawsze obłędnie wysokie szpilki i usiąść na kanapie. Patrzałam na te wszystkie kolorowe torebki i pudełka analizując dzisiejszy dzień. Jak szybko ten rok zleciał, a ile się podczas tego czasu zmieniło. Pomyśleć, że rok temu chciałam jak najszybciej pozbyć się Piotra ze swojego życia dalej mając żal o to wszystko do jego osoby. Ocknęłam się dopiero słysząc chrząknięcie mojego ukochanego. Leniwie przeniosłam na niego swój wzrok. Akurat stał przepasany ręcznikiem, z mokrą czupryną i kapiącą sporadycznie wodą z jego ciała. Muszę przyznać, że w tym wydaniu wyglądał obłędnie.
- To co? Otwieramy prezenty Stasia? - rzucił siadając obok mnie na kanapie.
- Jasne. Mały uraduje się jak zobaczy nowe zabawki. - uśmiechnęłam się serdecznie, wstając z kanapy i poprawiając swoją miętową sukienkę przed kolano z rozkloszowanym dołem. Podeszłam do pakunków przenosząc je na ławę stojącą przed kanapą. Zaczęliśmy otwierać podarunki czytając również dołączone do nich kartki. Nasz synek dostał interaktywnego, pluszowego pieska, samochód zasilany akumulatorem, interaktywny stolik, metrowego, pluszowego misia, a najbardziej rozśmieszył nas dziecięcy kitel lekarski z plakietką " Stanisław Goldberg-Gawryło , specjalista w skradaniu kobietom serc. Syn chirurga i ginekologa " .

Oboje totalnie byliśmy zaskoczeni tym prezentem. Ciekawość nas zżerała od kogo Stasiu dostał taki upominek. Po chwili okazało się, że był on od Stefana. Po przeglądnięciu wszystkich datków zmęczenie wzięło górę nade mną. Oznajmiłam Piotrowi, że idę pod prysznic i spać, ze względu na jutrzejszą, wczesną pobudkę. Szybko ogarnęłam się i położyłam się spać. Rano wstałam równo z dźwiękiem budzika o 7:00. Szybki, delikatny makijaż i przebranie się z piżamy w czarną, rozkloszowaną spódniczkę i biały top i mogłam już wychodzić z domu. Chwyciłam jeszcze torebkę i założyłam standardowo czarne szpilki. Po dojechaniu na szpitalny parking i wejściu na izbę przyjęć wiedziałam, że tak szybko stąd nie wyjdę...

sobota, 5 lipca 2014

Part 26

NA WSTĘPIE OD RAZU OSTRZEGAM. WERONIKA NAPISAŁA 1 HOT'A . ;O

CZYTAJCIE, KOMENTUJCIE, UDOSTĘPNIAJCIE DALEJ. ^^

MACIE PYTANIA? http://ask.fm/tymtyrymtyx3

                                                     **********

Z niemałym grymasem odsunęłam swoje usta od Piotra patrząc mu głęboko w oczy.
- Miałeś wyjść do dwóch dni, a nie dzisiaj wieczorem. Tylko proszę Cię, nie mów mi, że wypisałeś się na własne żądanie.. - uśmiechnęłam się lekko charakterystycznie mrużąc oczy. 
- No dobrze to nie mówię. Myślałem, że będziesz się cieszyć, że Twój mąż wypisał się na własne żądanie, pojechał spakować swoje rzeczy i przyjechał do Ciebie. Najwyraźniej się myliłem, bo takiego powitania się nie spodziewałem. - w głosie Piotra wyczułam lekkie zaskoczenie co spowodowało, że nie mogąc się powstrzymać wybuchłam śmiechem.
- Oj chodź głuptasie. Jestem zawiedziona, że mój mąż pomyślał, że mogę się nie cieszyć z jego powrotu do naszego domu.- to przed ostatnie słowo starałam się przekazać wręcz dosadnie. 
Chwyciłam od Piotra walizki stawiając je przy drzwiach do sypialni.
- Stasiu śpi? 
-Tak tak. Zasnąl praktycznie od razu po wyjściu ze szpitala. Nakarmiłam go, a sama posprzątałam mieszkanie. Napijesz się czegoś? Głodny jesteś? Może zrobię na szybko jakieś kanapki, albo wyskoczę po coś do sklepu hm?
- Hana spokojnie. Najpierw przejmij ode mnie te kwiaty może i pluszaka dla naszego synka. A potem musimy porozmawiać.
Barwa głosu Piotra, jak i samo zakończenie jego wypowiedzi spowodowały u mnie dreszcze, które przeszły po całym moim ciele. Zresztą chyba było to widać, bo wzdrygnęłam się nim przejęłam bukiet róż i misia. 
- Jasne. To poczekaj pójdę wstawić kwiaty do wazonu, pomogę się Tobie rozebrać, zrobię chociaż herbaty i pójdziemy na kanape. - udając, że wszystko jest okej uśmiechnęłam się lekko z nerwów przygryzając dolną wargę. Przez te wszystkie ostatnie wydarzenia w głowie miałam same najgorsze scenariusze dotyczące mojej rozmowy z Piotrem. Czasami, kiedy analizowałam swoje zachowania wewnętrzne jak i zewnętrzne dochodziłam do wniosku, że niedługo zwariuję i trafię na terapię do Szymona Dryla - naszego szpitalnego psychiatry, który kiedyś nawet i miał poważne plany wobec mojej osoby. Pospiesznie znalazłam w kuchni wazon, nalałam do niego wody i wstawiłam kwiaty w międzyczasie jeszcze włączając czajnik i szykując dwa kubki z torebkami malinowej herbaty. Pluszaka dla Stasia zostawiłam na stole w kuchni i wróciłam do salonu, gdzie czekał już na mnie Piotr. Usiadłam na drugim końcu kanapy wzrok wbijając w podłogę. Czekałam w napięciu aż mój facet się odezwie. Ten póki co tylko przysunął się bliżej do mnie, objął mnie swoim ramieniem i złożył pocałunek na moim policzku. Spojrzałam na niego w dalszym ciągu wyczekując tego, co ma mi powiedzieć.
- Spokojnie kochanie, nie przyszedłem tutaj po to, żeby rozmawiać o czymś złym. Po prostu dzwoniła do mnie matka Magdy w sprawie Tosi. Trochę się z nią posprzeczałem, a na końcu naszej rozmowy rzuciła, że od jutra Tosia będzie ze mną mieszkać. Powiedziała, że skoro jestem jej ojcem to właśnie ja powinienem ją wychowywać, a nie ona. Dlatego też mam dwie walizki. W jednej są moje rzeczy, a w drugiej Tosi. Tylko obawiam się, jak mi się tutaj w czwórkę pomieścimy..
Prawdę mówiąc w sercu byłam niezmiernie szczęśliwa, że Tosia będzie mieszkać z nami. W porównaniu do Piotra ja, nie widziałam żadnych obaw przed mieszkaniem w większym gronie. Wiem, że za jakieś kilka lat może stać się to uciążliwe, ale wierzę że damy radę.
- Przecież póki co Tosia może tak jak kiedyś spać tutaj na kanapie. Na wszystko przyjdzie czas, nie ma co wybiegać w przyszłość. Możemy jeszcze dokupić kilka mebelków dla Tośki. Przecież się zmieszczą. Albo po prostu przedzielimy salon na dwie części i zrobimy Tosi jej własny pokój.
- Hana, a może zaczniemy szukać jakiegoś większego mieszkania? Albo nawet i domu? Syna spłodziłem, domu póki co nie wybuduję ze względu na obojczyk, ale zawsze można kupić, a na posadzenie drzewa też przyjdzie czas.
Roześmiałam się wesoło kładąc głowę na klatce piersiowej mojego męża. Strasznie brakowało mi jego bliskości, więc teraz czułam jakbyśmy poznawali się ponownie na nowo. W pewnej chwili Piotr uniósł mojąc twarz głęboko patrząc mi w oczy. Nie minęła sekunda, a już nasze usta złączone były w pocałunku. Drażniliśmy swoje podniebienia tak długo, ile tchu mieliśmy w sobie. Kiedy Piotr schodził z pocałunkami na moją szyje i coraz niżej przymknęłam oczy z rozkoszy i nie pozostając dłuższa wsadziłam rękę we włosy mojego męża mieżwiąc je .Po chwili jednym, sprawnym ruchem zostałam pozbawiona swojej bokserki, a następnie i koronkowego stanika który miałam pod spodem. Piotr doskonale wiedział jak sprawić mi przyjemność. Delikatnie ugniatał moją prawą pierś w swojej dłoni, a lewą przygryzał delikatnie co jakiś czas zostawiając na niej czerwone ślady.Dłużej już tego nie mogłam wytrzymać, więc rozpięłam guziki od koszuli Piotra, rzucając ją gdzieś za siebie, a następnie zaczęłam walkę z paskiem i guzikiem od jego spodni. Prawda była taka, że odkąd pamiętam miałam problemy z tą częścią garderoby. Mój mąż chyba wiedział do czego zmierzam, dlatego pomógł mi rozpiąć pasek jak i ten nieszczęsny guzik od spodni, odwdzięczając się ściągnięciem moich szortów jak i koronkowych figów. Jedną ze swoich dłoni zjechał na wewnętrzną stronę ud, które już były rozgrzane w maksymalnym stopniu. Swoimi pocałunkami schodził niżej i niżej aż dotarł do mojej kobiecości. Wijąc się z rozkoszy wbijałam swoje paznokcie w kanapę starając się jęki rozkoszy tłumić w sobie. W pewnej chwili wygięłam swoje ciało w łuk dłońmi błądząc już po ramionach Piotra, zostawiając krwiście czerwone ślady po swoich paznokciach. Ten tylko uniósł się do góry wpijając się swoimi ustami. Chciałam odwdzięczyć się jakoś mojemu mężowi za tą rozkosz dlatego wsadziłam swoją rękę w jego bokserki delikatnie poruszając nią w górę i w dół. Doskonale wiedziałam, że obydwoje długo nie wytrzymamy ale chciałam aby ten wieczór mój mąż zapamiętał jako wyjątkowy. W końcu wróciliśmy do siebie i zaczynamy wszystko na nowo. Starając się trzymać swoje pożądanie na wodzy kontynuowałam wcześniejszą czynność przygryzając swoją wargę. Czułam na swoim podbrzuszu, że mój mąż jest już gotowy, lecz wolałam się z nim jeszcze trochę podroczyć. Bardzo powoli zaczęłam zsuwać z niego jego bieliznę co jakiś czas niby przypadkiem zahaczając o jego męskość. Mój ukochany chyba stracił cierpliwość, bo w końcu sam pozbawił siebie bokserek i patrząc mi głęboko w oczy wszedł we mnie. Dłonie splotliśmy nad moją głową w mocnym uścisku. Szybko znaleźliśmy wspólny rytm. W końcu to nie jest nasz pierwszy raz i w tej kwestii jak i w wielu innych potrafimy wspaniale współpracować. Kilka dosadniejszych ruchów i wspólny jęk największej rozkoszy stłumiliśmy w namiętnym pocałunku. Czułam, że rozpadam się na milion mniejszych kawałeczków, a potwierdzeniem tego było przyjemne ciepło w podbrzuszu. Piotr delikatnie położył się na mnie i oboje staraliśmy się teraz unormować swój oddech. 
- Kocham Cię. 
Niby dwa słowa wypowiedziane szeptem między łapaniem tlenu, ale dla mnie były one wyjątkowo ważne. Tak dawno ich nie słyszałam, że gdyby nie to że miałam inne plany na tą noc to kazałabym powtarzać je Piotrowi przez cały czas.
- Usiądź. - wyszeptałam równie cicho na ucho mojego ukochanego. Gdy ten posłusznie zrobił to o co go poprosiłam, wspięłam się na jego kolana siadając na nich.
- Co robisz? - nutka ciekawości jak i zdziwienia najwyraźniej opanowała teraz Piotra, który spoglądał na mnie z wielką uwagą.
- Nic. Jeszcze nie znasz moich możliwości. - zaśmiałam się szyderczo sięgając z podłogi pasek od spodni mojego męża i uśmiechając się cwaniacko.
- Nie mów, że... - jak zawsze nie mogłam pozwolić na dokończenie wypowiedzi przez Piotra.
- Tak. Dokładnie tak skarbie. - pocałowałam go namiętnie związując jego dłonie paskiem.

Nie chciałam, ani też nie potrafiłam pozwolić na to, by ten wieczór skończył się tylko na jednej atrakcji. 

środa, 2 lipca 2014

part 25

Gnając jak na złamanie karku korytarzem na oddziale chirurgii czułam się, jakbym brała udział w jakimś maratonie. Jakbym goniła uciekające przede mną szczęście, a meta znajdowała się coraz bliżej. Gdy już udało mi się osiągnąć cel i wparadowałam cała zadyszana do sali Piotra ten, nie ukrywając swojego zdziwienia moją postawą poprawił się tylko na łóżku jednocześnie podnosząc na ręce nasze dziecko.
- Gdybym nie znał Cię wcześniej pomyślałbym, że jesteś wariatką. - chyba humor mojemu mężowi dopisywał, lecz nie zdawał sobie sprawy, że zaraz może się to zmienić.
- Musimy dokończyć naszą rozmowę. A raczej coś sobie wyjaśnić i podjąć wspólną decyzję. - starałam się brzmieć jak najbardziej poważnie, ale kto radując się w środku potrafi być poważny?!
- No to siadaj i słucham.
Posłusznie wykonałam polecenie mojego męża odwieszając torebkę na oparcie krzesła. Wzięłam kilka głębokich oddechów i kiedy otwierałam już usta, żeby coś powiedzieć do środka weszła Wiktoria z Adamem i Borysem. Najwidoczniej była pora obchodów, bo po co innego mieliby w tak dużym gronie się tutaj zjawiać?
- Jak się czujesz doktorku? - radosna rudowłosa chwytając dobrze wszykim znaną tabliczkę zawieszoną na ramie łóżka na której znajdowały się tabelki z wynikami pomiarów ciśnienia i podanymi lekami spojrzała tylko na swojego pacjetna obdarzając go wesołym uśmiechem.
- W porządku, jak widzisz jest coraz lepiej. Staram sie jako tako dochodzić do siebie, żeby za długo nie siedzieć na zwolnieniu. Rana goi sie prawidłowo, nie sączy sie z niej. Obojczyk boli, ale to będę chodził w ' ósemce ' i reszta jakoś sama wróci do normy.
- Generalnie wszystko jest w porządku, z badań które robimy Tobie na bieżąco nie ma żadnych zastrzeżeń. Myślę, że za maksymalnie dwa dni Ciebie wypuścimy ewentualnie do domu. Na ściągnięcie szwów zgłosisz się do Nas do poradni. Oczywiście nic nie wspominam o tym, że jeżeli tak bardzo spodoba się Tobie siedzenie w domu to szwy dziwnym trafem możesz sobie sam ściągnąć. 
- Aż takim trudnym pacjentem jestem pani doktor, że tak szybko mnie pani do domu wyrzuca?
- Doktorze Gawryło pana nieszczęśliwy wypadek nie jest mi na rękę. A liczę na to, iż pan im szybciej wyjdzie do domu tym szybciej wróci do pracy. Także ostateczną decyzję dotyczącą wyjścia do domu usłyszy pan jutro podczas porannego obchodu bądź jeszcze dzisiaj. Łóżko mi tylko blokujesz, a widze że do formy wracasz w zastraszającym tempie.
Wypowiedzi ordynator chirurgii z nutką jej wredoty każdy uwielbia, dlatego wybuchnęliśmy wszyscy śmiechem. Jedyny Stasiu jeszcze nie bardzo rozumiejąc o co chodzi spoglądał na każdego z niemałym zaskoczeniem.
Cieszyłam się, że Piotr wyjście już niedługo do domu, a jednocześnie wszystko się zmieni. Po opuszczeniu przez załogę pomieszczenia spojrzałam ponownie na Piotra, którego wzrok był wbity w moją osobę i oczekiwał mojej wypowiedzi. Ponownie wzięłam kilka głębokich oddechów i poprawiając jeszcze swoje włosy uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Piotr... - normalnie z długością mojego monologu zaszalałam. Zdołałam tylko wypowiedzieć imię mojego męża i już się zawiesiłam. Wgłębi siebie stwierdziłam, że stawiam wszystko na jedną kartę. - Możemy dać sobie jeszcze jedną szansę. Ale ostatnią. Nie chcę więcej słuchać jakiś tanich kłamstw, nie chcę żebyś mnie ranił. Chcę, żeby między nami było tak jak kiedyś. Żebyśmy szanowali siebie nawzajem, kochali się i nie kłócili. Mimo, że przeszliśmy razem wiele, ja już więcej nie udźwignę. Nie dam rady. Nie jestem jakimś opancerzonym czołgiem na którego nie działają nawet najsilniejsze pociski. Dlatego jeżeli teraz nam się nie uda po tym wszystkim, to nie uda nam się już nigdy. 
Piotr tylko spojrzał na mnie tym swoim szarmanckim wzrokiem. Zrozumiałam, że więcej słów nam nie jest potrzebne. Żadnych słów, gestów, mimiki twarzy. Delikatnie zbliżyłam swoją twarz do niego i zatopiliśmy się w namiętnym pocałunku. Tak dawno nie czułam na sobie jego ust, że teraz to wszystko wyglądało z boku jak pierwszy pocałunek nastolatków. Jakbyśmy na nowo poznawali smak swoich warg. Odsunęłam się niechętnie od Piotra otwierając swoje rozmarzone oczy. Ten potraktował mnie jak zawsze swoim lekkim grymasem po czym obydwoje spojrzeliśmy na naszego synka. Przez tą chwile zapomnieliśmy o obecności tutaj tego małego brzdąca, który przez ten moment siedział cichutko gaworząc coś pod nosem.
- Wezmę małego i pojedziemy do domu. Musimy zrobić małe przemeblowanie przed Twoim powrotem. - uśmiechnęłam się szeroko biorąc w objęcia Stasia.
- Zgaduję, że pozajmowałaś moje półki w szafie, wieszaki i nawet półkę w łazience. - po raz kolejny zostałam obdarowana szarmanckim uśmiechem mojego męża. Nie miałam już nawet po co zaprzeczać. Oboje wiedzieliśmy, że mimo pełnej szafy moich ubrań zawsze nie mając co na siebie włożyć jechałam na zakupy dokupując nowe skarby. Dlatego nie wiem czy czasem nie zakupię na szybko nowej szafy, by mój mąż miał się gdzie pomieścić. Niby nie miał tego dużo, bo raptem kilkanaście koszuli, koszulek, par butów i kosmetyki , lecz gdyby na daną chwilę miał wychodzić do domu to jego ubrania podejrzewam musiałyby zostać w torbie.
- Nie przesadzaj. Skoro pomieściliśmy się w dwójkę to w trójkę na pewno sobie poradzimy.
Zachichotałam cicho pod nosem chwytając swoją torebkę i wstając z krzesła.
- Hana... będziemy musieli pojechać po moje rzeczy..
- Wiem Piotr. Zrobimy to zaraz jak wyjdziesz ze szpitala. A wiesz może co teraz będzie z Tosią?
- Pewnie zamieszka z matką Magdy. Zresztą nawet nie wiem, kiedy pogrzeb jest. Mniejsza, i tak bym nie poszedł.
Trochę wzburzyła mnie ta postawa Piotra.  Miałam już nawet coś powiedzieć w tej kwestii, ale starczy nam dzisiaj spraw do wyjaśniania. Jednego byłam pewna. Że Tosia zamieszka z nami, a Piotr na pogrzeb Magdy musi jechać. Bynajmniej wypadałoby.
- Porozmawiamy o tym w domu, jak już wyjdziesz. Jakby coś się działo to dzwoń albo chociaż pisz.
Ucałowałam czule mojego męża i wyszłam z synkiem z sali. Idąc spokojnie szpitalnym korytarzem układałam w głowie plan na najbliższy  wieczór, kiedy Stasiu pójdzie spać. Przede wszystkim musiałam zrobić drobną selekcję w swojej garderobie, ubrania w których nie chodzę spakować do worków i zrobić miejsce dla Piotra. Następnie to samo zrobić z kosmetykami w łazience i pozostanie mi tylko wtedy posprzątanie mieszkania. Nigdy nie byłam pedantką względem porządku w domu, bo wiadomo że co za dużo to nie zdrowo, ale też nie tolerowałam bałaganu. Podczas moich rozmyślań zdążyłam dojść już do swojego samochodu. Zwinnie zapięłam Stasia w pasy i po rzuceniu torebki na fotel obok zajęłam miejsce kierowcy.
Cała droga do domu przebiegła o dziwo szybko, bez żadnych korków, czerwonych świateł czy wypadków samochodowych. Te ulice Warszawy czasami są zaskakujące ! :) Kiedy już zaparkowałam pod swoim blokiem i wysiadłam z samochodu dostrzegłam śpiącego w swoim foteliku Stasia. Najwyraźniej był zmęczony dzisiejszymi atrakcjami i zabawą ze swoim tatą.  Delikatnie wzięłam go na ręce i chwytając jeszcze swoją torebkę ruszyłam w stronę swojego mieszkania. Po pokonaniu tych wszystkich schodów udało mi się jedną ręką otworzyć drzwi od swojego mieszkania i wejść do środka. Rozebrałam Stasia i położyłam go do jego łóżeczka otulając kołderką. Odetchnęłam z ulgą kiedy mój synek dalej smacznie spał, gdy karmiłam go butelką mleka. Po skończonym karmieniu przebrałam się na szybko w czarne szorty i obcisłą, białą bokserkę ruszając na ' podbój ' mieszkania. Wyciągnęłam odkurzacz, mop, wiaderko i ściereczki i byłam gotowa do sprzątania. Zaczęłam na spokojnie sprzątać kuchnię, potem salon, łazienkę a na końcu przedpokój i swoją sypialnie. Z ostatnim pomieszczeniem miałam małe kłopoty, ponieważ nie chciałam obudzić Stasia, a posprzątać też chciałam.
Zmęczona ponad trzy godzinnym sprzątaniem mieszkania usiadłam na kanapie przymykając oczy. Długo mój odpoczynek nie trwał, ponieważ rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Leniwie podniosłam się z kanapy i otwierając drzwi ujrzałam przed nimi stojącego mężczyznę z dwoma, dużymi walizkami, bukietem czerwonych róż i dużym, pluszowym misiem.
- A co Ty tutaj robisz? - tylko tyle zdołałam powiedzieć, ponieważ mężczyzna podszedł do mnie uśmiechając się łobuzersko, objął mnie w talii i złożył na moich ustach namiętny pocałunek.




WRÓCIŁAM ! :) 
JESZCZE RAZ PRZEPRASZAM, ALE ZA MODEM NIC NIE MOGĘ.

W RAZIE JAKICHKOLWIEK PYTAŃ PISZCIE JE TUTAJ: 
http://ask.fm/tymtyrymtyx3