Dziękuję, za prawie 10 000 wejść ! *.*
nie spodziewałam się tego !!!!!!!!!!!!! <3
w zamian zmieniłam tą część na krótko mówiąc CUKIER *.* DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ !
Szybko odgnoiłam od siebie myśl, że ta kobieta może być spokrewniona z Magdą. Zresztą ona nie żyje, a mnie nic nie łączy z tą rodziną poza oczywiście Tosią, dla której jestem machochą, a raczej jak to dziewczynka słodko określa ' lepszą wersją prawdziwej mamy ' :)
Weszłam uśmiechnięta do gabinetu, wcześniej witając się szybkim dzień dobry z dzisiejszymi pacjentkami. Po uruchomieniu komputera jak i ultrasonografu zaprosiłam do siebie pierwszą pacjentkę. Niby była zwykłą kobietą ciężarną, ale prawdę o koszmarze który przeszła niecały rok temu znałam tylko ja, jako już wtedy jej lekarz prowadzący. Ciąża rozwijająca się prawidłowo, koniec 38 tygodnia. Dziecko miało niedowagę, ale nie zapowiadało to żadnej tragedii. Akurat wtedy byłam na jedynym swoim nocnym dyżurze w szpitalu. Nie byłam do tego przekonana, ze względu na to, iż sama byłam już wtedy w ciąży ze Stasiem. Darek nie mógł go wziąć, ponieważ jego żona nienajlepiej się wtedy czuła. W środku nocy otrzymałam telefon od pielęgniarki z izby przyjęć o przywiezieniu kobiety w ciąży i prawdopodobnym obumarciem dziecka. Chwilę póżniej byłam już na izbie i wykonywałam ktg. Niestety diagnoza się potwierdziła. Dziecko zmarło w łonie matki. Później przekazanie tej tragicznej wiadomości i poród.. - oczywiście siłami natury. Przez długi czas śnił mi się on po nocach. Ta rozpacz pacjentki, to blade, nie dające znaku życia ciałko i szok jaki wtedy panował na porodówce. Oczywiście próba reanimacji maluszka została podjęta. Zmieniałyśmy się z położną przez 2 godziny. Dalej gdzieś w środku miałyśmy nadzieję, że prace życiowe powrócą. Niestety nadzieja matką głupich.....
A teraz siedziała naprzeciwko mnie będąc w końcówce 6 miesiąca ciąży. Tak jak wtedy, na świat ma przyjść chłopiec. Dziecko ładnie przybierało na wadze, serduszko pracowało prawidłowo, a sama moja pacjentka była nieco jeszcze zszokowana, że w tak szybkim czasie po porodzie udało jej się zajść w ciążę. Po przepisaniu leków i ustaleniu następnej kontroli na przyszły miesiąc ( niestety już u Darka, nie u mnie ) pożegnałyśmy się i kobieta wyszła.
Pacjentki wchodziły i wychodziły, ale żadna nie miała na nazwisko Soszyńska. Może zrezygnowała? Z tą myślą pożegnałam się jedną z ostatnich pacjentek i czekałam na kolejną. Po usłyszeniu cichego pukania skierowałam swój wzrok na wejście od gabinetu w którym stała wysoka, krótkowłosa szantynka z dość mocnym makijażem i w wyzywającym stroju. Zresztą, jestem tutaj od leczenia, a nie oceniania.
- Dzień dobry. - powiedziała cicho siadając naprzeciwko mnie.
- Dzień dobry, Hana Goldberg. Pani naziwsko?
- Soszyńska.. Marzena Soszyńska.
- Rozumiem. Jest pani moją nową pacjentką, więc nic o Pani wcześniejszym stanie zdrowia nie wiem. Kto był Pani lekarzem, zanim Pani do mnie trafiła? - mimo, iż była moją pacjentką od może 5 minut wydawała się jakaś dziwna. Spokojna,ale jednocześnie zdenerwowana.
- To jest moja pierwsza wizyta ginekologiczna.. - ta kobieta mówiła tak cicho, że gdyby nie to, że na korytarzu był spokój to nie usłyszałabym jej wcale.
- Trochę późno jak na pierwszą wizytę ginekologiczną wykonaną dopiero w 28 roku życia. Proszę usiąść na fotel i przygotować się do badania.
Kobieta zmieszała się moimi słowami, ale posłusznie pozbyła się swojej dolnej części garderoby i zajęła wyznaczone przeze mnie miejsce. Ja tylko umyłam ręce, założyłam rękawiczki i po przygotowaniu dopochwowego ultrasonografu rozpoczęłam badanie. Ewidentnie można było gołym okiem zauważyć, że jest uszkodzona szyjka macicy. Jajniki kobiety również nie były w świetnym stanie. Postanowiłam póki co, nie wspominać o tym.
- Płód rozwija się prawidłowo, na moje oko jest to 5 tydzień. Gratuluję. - uśmiechnęłam się lekko kończąc badanie.
- Przepraszam bardzo jaki płód? O czym Pani do mnie mówi? - pacjentka chyba była nieźle zszokowana, że jest w ciąży.
- Mówię o tym, że nie udało się Pani wykonać prawidłowo aborcji i jest Pani w ciąży. Dziecko rozwija się prawidłowo, a moim zadaniem teraz jest powiadomienie o tym odpowiedniego organu. - widząc zmieniający się wyraz twarzy pacjentki, zaczęłam się bać o samą siebie. Nie wiadomo co mogło się teraz wydarzyć.
- Powiadom o tym policję, a obiecuję, że jeszcze przed świętami, zamiast lepić pierogi i piec makowiec, będziesz musiała zorganizować pogrzeb dla Twojego ukochanego Piotrusia, zdziro!
Tak szybko jak mi zagroziła, tak szybko opuściła mój gabinet. Nie ukrywam, że byłam w niemałym szoku! Bałam się już teraz nie na żarty. Co jeżeli ona będzie chciała naprawdę zrobić coś Piotrowi? A co gorsza jemu i Stasiowi? Cieszyłam się, że ten dyżur dobiega już końca. Marzyłam tylko i wyłącznie o bezpiecznym powrocie do moich facetów. Standardowo poszłam do lekarskiego się przebrać i po złapaniu jeszcze do ręki swojej torebki opuściłam szpital.
Byłam cholernie zaskoczona, że mój pilot od centralnego zamka w aucie nie chce zadziałać. Same najgorsze myśli zaczęły krążyć po mojej głowie. Dopiero w momencie, kiedy wysiadł z niego rozradowany Piotr odetchnęłam z ulgą.
- Co Ty tu robisz? - nie kryłam zaskoczenia całą tą sytuacją.
- Też się ciesze kochanie, że Ciebie widzę. - jak zawsze ironia to Piotra drugie imię. - przyjechałem po Ciebie z naszym synem i zabieramy Ciebie na wycieczkę w pewne miejsce. No chyba, że nie chcesz to wracamy do domu.
- Piotr, wiesz, że nie lubię niespodzianek... - wymamrotałam tylko wsiadając do samochodu od strony pasażera.
Mój mąż uczynił to samo zajmując miejsce kierowcy i po zapięciu pasów ruszyliśmy w drogę. Z początku kierowaliśmy się jak zawsze w stronę naszego mieszkania, później Piotr skręcił w stronę centrum, a po kolejnym skręcie nie wiedziałam już gdzie jestem. Jechaliśmy jakąś uliczką oświetloną latarniami, co kilka metrów mijaliśmy jakieś domy jednorodzinne. Nawet wydawało mi się, że minęliśmy dom Leny. Uradowana faktem, że jedziemy do mojej przyjaciółki odpięłam pas chcąc już otworzyć drzwi.
- Chcesz wysiąść w trakcie jazdy? I w ogóle, gdzie Ty się wybierasz? - zapytał zdezorientowany Piotr zatrzymując samochód.
- No jak to gdzie, do Leny! Jesteś kochany, że nas tu przywiozłeś! Miałam i tak z nią się umówić na kawę! - ucałowałam męża w policzek ciągnąc już za klamkę.
- Ale my nie jedziemy do Leny.. - Piotr cicho wyszeptał pomagając mi zamknąć z powrotem drzwi.
Postanowiłam już sie nie odzywać. Byłam i tak dzisiaj wystarczająco wykończona tym dniem. Najpierw ta pacjentka, a teraz jakaś wycieczka po ulicy, na której mieszka Lena. Po kilku sekundach dojechaliśmy na koniec drogi, gdzie stał nowo wybudowany apartamentowiec. W niektórych oknach paliły już się światła, co oznaczało, że nie jest to pustostan.
- Po co tutaj Nas przywiozłeś? - upss... ciekawość zaczęła mnie zżerać.
- Chodź za mną, a się przekonasz. - rzucił mój mąż uśmiechając się cwaniacko, po czym wysiadł z samochodu, wziął naszego synka na ręce, który przez całą drogę zainteresowany był guziczkami przy swojej kurteczce i ruszył w stronę bloku. Nie mogłam oczywiście być gorsza. Szybko wyrównałam do Piotra i szłam długim korytarzem, a następnie jechałam razem z moimi chłopakami windą dalej nie mając pojęcia o co chodzi. W końcu zatrzymaliśmy się na 5 - przedostatnim piętrze apartamentowca, a konkretniej przed drzwiami z numerem 77.
- Po co tutaj stoimy Piotr? - świetne! mój mąż nawet zignorował moje pytanie, tylko wyciągnął ze swojej kieszeni kurtki pęczek kluczy po czym otworzył drzwi do tego mieszkania. Gestem dłoni pokazał tylko, że jak na dżentelmena przystało mam wejść jako pierwsza. Posłusznie uczyniłam to, o co prosił mnie mój mąż. W mieszkaniu było ciemno, jedynie latarnie dawały jakieś światło do środka. O dziwo w mieszkaniu było ciepło.. Jakby było tutaj włączone ogrzewanie, albo rozpalony kominek! Po chwili Piotr zapalił światło, a moim oczom ukazał się przedpokój wymalowany na biało z eleganckimi czarnymi akcentami.
- Możesz mi powiedzieć co my tutaj robimy? - zapytałam nieco dalej zdezorientowana tym wydarzeniem. Mój mąż dalej nic sobie nie robił z moich słów tylko pociągnął mnie do dużego rozmiaru salonu, gdzie w rogu znajdował się kominek, a na jednej ze ścian był powieszony telewizor plazmowy, potem do kuchni, która była urządzona bardzo nowoczesnie, do łazienki z dużą wanną i prysznicem znajdującym się za oszklonymi drzwiami. A na sam koniec zwiedziliśmy cztery znajdujące się na piętrze tego mieszkania pokoje. Jeden był w kolorze brązu, z łazienką, dużym łóżkiem i ogromną garderobą. Zawsze marzyłam o takiej sypialni.. tylko dla mnie i dla Piotra.. ach ! Kolejne pomieszczenia były mniejsze od tego pierwszego, i miały tylko pomalowane ściany. Jeden na niebieski z dodatkiem beżowych elementów, drugi na różowo z namalowanymi na biało księżniczkami, a trzeci miał puste, białe ściany.
- Dowiem się w końcu co tutaj robimy Piotr?! - cierpliwość moja już się kończyła! Byłam naprawdę zmęczona już po pracy jak i całym tym zwiedzaniem tego mieszkania, choć nie ukrywam - BYŁO PIĘKNE !
- Od teraz tutaj mieszkamy kochanie. - jedno zdanie, które kompletnie wyprowadziło mnie z równowagi jak i racjonalnego myślenia. Stałam w bezruchu opierając się tylko o drzwi do jednego z pokoi i przyglądałam się uważnie Piotrowi.
- Coś Ty powiedział... - wymamrotałam cicho nie odrywając od mojego męża choć na chwilę swojego wzroku.
CZYTASZ - KOMENTUJESZ - UDOSTĘPNIASZ.
Ooo jakie słodkie ! Z Piotra prawdziwy meszczyzna ! Czekam na nastepna czesc, buziaki :**
OdpowiedzUsuńCuuuukkkiiiier <3
OdpowiedzUsuńnext plissssssssssssssss
OdpowiedzUsuńDodaj coś :D
OdpowiedzUsuńCały weekend przeleżałam chora ( zresztą dalej jestem ) . Mam nadzieję, że do środy się wyrobie, a jeżeli nie to na pewno do piątku! :)
UsuńDodaj nexta :)
UsuńJuż dzisiaj będzie :)
UsuńKiedy możemy spodziewać się nexta?
OdpowiedzUsuńPiękne. ;D
OdpowiedzUsuńKiedy net?
OdpowiedzUsuń