Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 27 lipca 2014

Part 29

Nieplanowane wyjazdy na weekend nie są w moim typie... PRZEPRASZAM !
Dziękuję za prawie 6 0 0 0 wejść ;* może to mało w ciągu tak długiego już czasu istnienia bloga ( głównie moja wina ), lecz cieszy mnie to, że jednak są tacy, którzy tutaj wchodzą ^^ . 


Po przekroczeniu mieszkania i ściągnięciu swoich szpilek usiadłam wygodnie na kanapie obok swojego męża. Ten widząc tylko moją osobę siedzącą obok niego z poważną mimiką wyłączył telewizor, gdzie wcześniej leciał jakiś film i odwrócił swoją twarz w moją stronę.
- Co tak długo Ciebie nie było? Miałaś jechać na chwilę do Stefana tylko, a wróciłaś prawie po 12 godzinach. - z głosu ukochanego można wyczuć było troskę z czego niezmiernie się cieszyłam jak zawsze.
- Był wybuch w szkole rodzenia i potrzebowali każdych rąk do pracy. W międzyczasie poznałam swojego nowego ordynatora.. - na wspomnienie tego ' spotkania ' aż ciśnienie zaczęło mi się podnosić.
- Coś widzę, że zbytnio zadowolona nie jesteś ze swojego nowego przełożonego. Powiedz mi jak się nazywa, a obiecuję że sam się z nim rozprawię w szpitalu.
- Radwan.. hm.... chyba Krzysztof, jeżeli dobrze pamiętam.
- Kto ?! - chyba i poziom adrenaliny podniósł się i Piotrowi, który na samo nazwisko nowego ordynatora ginekologii wstał z miejsca i zaczął krążyć po pokoju.
- To chyba bardziej ja powinnam o to zapytać. Znasz go prawda? On tak samo zareagował na moje nazwisko, kiedy się przedstawiłam.
- Nie ważne.. nie interesuj się tym...
To doprowadziło mnie do szału. Gdyby nie to, że w pokoju obok spał pewnie smacznie Staś to wykrzyczałabym Piotrowi co sądzę akurat o tego typu wypowiedziach. Tak musiałam opanować się i spokojnie porozmawiać z mężem.
- Nie interesuj się? A jak Ty to sobie wyobrażasz? Nie zrobisz ze mnie idiotki Piotr. Oboje negatywnie zareagowaliście na swoje nazwiska, a Ty mówisz że nie mam się tym interesować? Mieliśmy być wobec siebie szczerzy, bez żadnych tajemnic a Ty robisz z tego wielką tajemnicę. Więc albo dowiem się prawdy albo odchodzę Piotr. Taka była umowa między nami. Ostatnia szansa, nie ma więcej.. - wstyd było mi szantażować mojego męża, lecz taka była prawda. 
- Radwan.... - Piotr głośno westchnął podchodząc do okna i wyglądając za nie. - Krzysztof to mój kuzyn... Nie utrzymujemy ze sobą kontaktu od prawie 13 lat. Zresztą nigdy on nie był idealny. Odkąd Teresa - matka Krzyśka, a moja ciotka zachorowała na raka trzustki wszystko się wtedy skomplikowało. Robiłem wtedy specjalizację z chirurgii i onkologii jednocześnie. Krzysiek wierzył, że przez moje ' kontakty ' uda mi się jakoś wyleczyć ciotkę. Sądził, że jeżeli powiem, że to rodzina to podadzą inną chemioterapię, inne leki i zmienią leczenie na skuteczniejsze. Niestety nic bardziej mylnego. Ciotka zmarła w szpitalu w nocy, kiedy to ja miałem dyżur. Nie mogłem się wtedy otrząsnąć, że ktoś mi bliski zmarł w zasadzie przy mnie. W dniu pogrzebu Krzysztof zrobił karczemną awanturę na cmentarzu, że to niby przeze mnie ciotka nie żyje. Że to niby ja doprowadziłem do jej śmierci, ale przecież jej szanse na wyleczenie były minimalne, miała przerzuty już do płuc i wątroby.... - głos mojego męża łamał się stopniowo, a ja nie mogłam powstrzymać spływających po policzkach łez. Było  mi strasznie szkoda Piotra, zwłaszcza, że to podwójnie nie było dla niego łatwe.. Nie byłam w stanie nic innego zrobić jak po prostu podejść i wtulić się w mojego męża. Wiedziałam, że dla nas obogu będzie to jedyne, najsensowniejsze rozwiązanie.Po paru chwilach odsunęliśmy się od siebie patrząc sobie głęboko w oczy. 
- Jesteś głodna? Zrobiłem Twoje ulubione spaghetti. - odwezwał się po chwili Piotr uśmiechając się lekko. 
- Może póżniej, na razie chcę iść wziąć jakiś prysznic, żeby mnie postawił na nogi.
- Stasiu śpi, więc jak chcesz to z przyjemnością Tobie pomogę. - zaśmiałam się wesoło  widząc cwaniacki uśmiech Piotra. 
- Innym razem, dzisiaj na pewno sobie sama pomogę . - uśmiechnęłam się dając Piotrowi małego pstryczka w nos i zniknęłam za drzwiami łazienki.

Po szybkim, zimnym prysznicu, który ukoił moje spięte ciało wyszłam z powrotem do salonu owijając się tylko krótkim ręcznikiem w kolorze ecru. Piotr akurat postawił na stole w salonie talerz z ciepłym daniem, lecz widząc moją osobę uśmiechnął się szeroko nie kryjąc zdziwienia. Podszedł do mnie jak zawsze obejmując mnie w talii i przywierając do siebie moje nie do końca suche ciało.
- Ej, pomoczę Tobie koszule. - zaśmiałam się cicho obejmując szyję ukochanego.
- Ej, pomoczysz mi koszulę i zaraz spadnie ręcznik z Ciebie. - nim zdążyłam przenieść wzrok na swoje ciało stałam już naga w ramionach Piotra.
- No i co zrobiłeś łobuzie? - rzekłam cicho udając obrażoną całym tym jego zachowaniem.
- Robię to, co powinienem, czyli korzystam z okazji, że moja żona stoi przede mną całkowicie bezbronna i do tego naga.
- A spaghetti? Pomyślałeś o tym może, że jestem strasznie głodna?
- Jeden numerek i Twój żołądek się chyba nie obrazi hm?
- Jeden? Obiecujesz? 
- Nie wiem czy w trakcie jednego numerku okiełznam swoje pożądanie wzgledem Twojej osoby. Bynajmniej się postaram.
- Jesteś niemożliwy Piotr!
- Przecież właśnie za to mnie kochasz.
Nie zdążyłam już nic powiedzieć, gdyż mój mąż usadowił moją osobę na swoich biodrach i zaniósł na kanapę do salonu wpijając się w rozgrzane aż nadto moje wargi.

poniedziałek, 21 lipca 2014

part 28

Chyba przez to wszystko tracę wenę na to opowiadanie... ;c

tak jak pisałam w komentarzach pod wcześniejszym partem nexty będą dodawane krótsze, ale NAPEWNO CZĘŚCIEJ. 

chyba już nie umiem pisać takich dłuugich dłuugich :C.

A! i bym zapomniała Wam się pochwalić :)
08.08 zdaję na prawo jazdy także TRZYMAĆ KCIUKI !! rozsyłajcie link na bloga dalej ;)


Jak mogłam domyśleć się z rozmów pielęgniarek jak i lekarzy z różnych specjalizacji w pobliskiej szkole rodzenia ktoś podłożył własnoręcznie zmontowaną bombę w skutek czego wiele ciężarnych będących pod koniec trzeciego trymestru ciąży zaczęły rodzić przedwcześnie swoje dzieci. Czułam, że będę teraz tutaj potrzebna bardziej, niż kiedykolwiek. Nie zważając na umówioną wizytę z dyrektorem szpitala pognałam ile sił w nogach do lekarskiego by móc ubrać na siebie swój ukochany kitel. Trzeba przyznać, że dawno w nim nie chodziłam po placówce jak lekarz. Miałam nadzieję, że przez rok mojego urlopu macierzyńskiego nie zapomniałam jak leczy się pacjentki i jak postępować w nieplanowanych sytuacjach. Tak więc w przeciągu kilku godzin odebrałam siedem porodów i dwa cesarskie cięcia. Wielką ulgę sprawił mi fakt, że wszystkie mamy jak i ich maleństwa czuły się dobrze i powoli dochodzili do siebie po wcześniejszym wydarzeniu. Zmęczenie brało już u mnie górę i chwilami strasznie tęskniłam za domowym zaciszem. Ostatkiem sił opadłam na czerwoną kanapę w lekarskim przymykając oczy. Byłam nawet trochę zdziwiona, że do tej pory nie udało mnie się poznać tego nowego ordynatora ginekologii. Niestety długo niedane było mi odsapnąć po całym zakręconym dniu, ponieważ do środka wszedł jakiś mężczyzna, który od przekroczenia tylko progu pomieszczenia mówił dość głośno, wręcz krzyczał.
- Nie interesuje mnie to kim pani jest, ale nie życzę sobie aby jakaś osoba trzecia podejmowała decyzję w sprawie pacjentów przywiezionych z wypadku bez konsultacji z lekarzem! Kim pani w ogóle jest i dlaczego pani tutaj siedzi? Mam wezwać ochronę i policję? Odpowie pani za naruszenie zdrowia pacjentek i ich dzieci.
Podnosząc swoje i tak już ociężałe powieki ujrzałam przed sobą wysokiego, ciemnowłosego mężczyznę. Na oko miał może trochę więcej niż 30 lat. Ubrany był w granatowy fartuch przez co na pierwszy rzut oka wydawał się chirurgiem. Dopiero jego plakietka uświadomiła mi, że to jest on. Nowy dyrektor oddziału ginekologiczno-położniczego w Leśnej Górze. Wyprostowałam swoje nogi stając twarzą w twarz ze swoim przełożonym. Mimo swoich obcasów lekarz dalej był ode mnie wyższy o dobre kilka centymetrów.
- Dobry wieczór. My chyba nie mieliśmy okazji się wcześniej poznać ze względu na mój urlop macierzyński. Hana Goldberg-Gawryło i pracuję tutaj jako ginekolog.

Nie łudziłam się na zbytnie podlizywanie się swojemu szefowi już pierwszego dnia pracy, lecz nie spodziewałam się takiego początku naszej znajomości. Mężczyzna, gdy tylko usłyszał drugi człon mojego nazwiska otworzył szerzej oczy, nie kryjąc zdumienia.
- Przepraszam, mogłaby pani powtórzyć swoje nazwisko?
- Goldberg-Gawryło. Coś nie tak?
- Nie nic, w porządku. Proszę wybaczyć moje wcześniejsze zachowanie. Krzysztof Radwan, ordynator ginekologii. Proszę wracać już do domu. Jutro ma pani dyżur w poradni od godziny 10 do 17. Tylko proszę się nie spóźniać.

Z początku osoba mojego szefa nie zainteresowała mnie zbytnio. Do czasu, gdy spojrzałam mu głęboko w oczy. Czułam, że gdzieś podobne tęczówki jak i delikatne zmarszczki wokół oczu już widziałam.
- Dobrze, rozumiem. - nie pozostało mi nic innego jak tylko uśmiechnąć się lekko w stronę swojego przełożonego i z powrotem zatopić się w analizowaniu skąd mogłam znać ten wyraz oczu.

Radwan widząc chyba jak dogłębnie mu się przyglądam odwrócił się tylko na pięcie pozostawiając mnie samą. Ja za to zmęczona psychicznie jak i fizycznie takim startem po dłuższej nieobecnośći odwiesiłam swój kitel na wieszak i chwytając torebkę opuściłam pomieszczenie, a następnie placówkę. Wsiadłam do samochodu marząc o tym, by jak najszybciej znaleźć się w ramionach Piotra i spędzić z nim resztę wieczora.



Jednak myliłam się i ten wieczór nie będzie należał do najprzyjemniejszych....

czwartek, 10 lipca 2014

Part 27

Po upojnej nocy spędzonej z Piotrem w końcu położyliśmy się spać, kiedy na dworze już świtało. Długo nie pospaliśmy, ponieważ  Stasiu przebudził się. Podniosłam się leniwie na łóżku spoglądając na łóżeczko. Mimowolnie uśmiechnęłam się sama do siebie na wspomnienie ostatniej nocy. Trzeba przyznać, że trochę zaszaleliśmy z Piotrem co można było odczuć w moich niektórych miejscach, ale warto było. Wstałam z łóżka i wzięłam synka na ręce. Nie chciałam budzić Piotra, chociażby ze względu na to, że jego organizm nie był jeszcze zregenerowany po wypadku. Położyłam Stasia na naszym łóżku, a sama udałam się do kuchni by zrobić małemu kaszkę na śniadanie.  Wracając już z pełną posiłku miseczką jak i łyżeczką do karmienia do moich uszu doszły wesołe śmiechy dochodzące z sypialni. Najwyraźniej synek obudził swojego tatusia i nie pozwolił mu dłużej leniuchować. Mimo, że ten dzień dopiero się zaczął ja, miałam już plany dla naszej rodziny nawet na cały tydzień.


******

Dzisiaj odbył się właśnie chrzest jak i pierwsze urodziny naszego synka. Cieszyłam się niezmiernie z faktu, że już Stasiu jest taki duży, a ja mogę wrócić do pracy. Jak to przystało na naszą szpitalną ' familię ' byli prawie wszyscy ze znanych nam lekarzy z Leśnej Góry. Wiktoria z Adamem, Agata z Markiem ( w końcu przestali ukrywać się ze swoim uczuciem ), Przemek z Olą i już nie taką małą Franią, Darek, Borys, Stefan Tretter oraz Rafał Konica z Klaudią. Honorowym gościem była tutaj Tosia, która właśnie wróciła z obozu tanecznego. Przez ten cały czas dziewczynka mieszkała z nami z czego bardzo się cieszyłam. Bardzo lubiła mi pomagać w opiece nad Stasiem, w przygotowywaniu obiadu, sprzątaniu, itp.

 Zgodnie z Piotrem stwierdziliśmy, że rodzicami chrzestnymi naszego szkraba powinni zostać Przemek z Wiktorią. Nawet na krótko przed uroczystością w kościele zażartowaliśmy, że mamy nadzieję że Stasiu nie wda się do wujka, lecz za to będzie opanowany jak jego matka chrzestna. Po uroczystej mszy świętej udaliśmy się do restauracji, by tam w dalszym ciągu celebrować święto naszego dziecka. A tam oczywiście odbył się obiad, a następnie do sali wjechał wielki tort w kształcie Kubusia Puchatka. Na chwilę przed zdmuchnięciem swojej pierwszej, urodzinowej świeczki Stasiek musiał wybrać między banknotem, biblią a kieliszkiem. Wszyscy odechtnęliśmy z ulgą, kiedy ostatecznie synek podniósł do góry papierek ze znakiem wodnym. Potem już tylko była zabawa do późna :)

Po uregulowaniu rachunku w restauracji i zapakowaniu do samochodu wszystkich prezentów oraz kwiatów ruszyliśmy w stronę naszego mieszkania. Staszkowi chyba droga samochodem była na rękę, ponieważ zasnął zaraz po tym jak ruszyliśmy. Gdy już zaparkowaliśmy pod blokiem poprosiłam Piotra, aby zaniósł Stasia do mieszkania, a ja musiałam jeszcze pojechać na stację benzynową. W końcu jutro miałam zjawić się u Stefana, by omówić szczegóły powrotu do pracy. Dobrze, że Piotr tak ułożył sobie grafik na ten miesiąc, że akurat kolejne trzy dni miał wolne. Przynajmniej będę spokojna, że będzie ktoś zaufany opiekował się moim dzieckiem. Szybko zapełniłam bak do pełna i po uregulowaniu rachunku wróciłam z powrotem pod swój blok. Wysiadłam z samochodu i po chwyceniu kilku upominków ruszyłam w stronę swojego mieszkania. ostawiłam je w przedpokoju i z powrotem zeszłam na dół. Kilka takich rundek i mogłam spokojnie zamknąć samochód, wejść do mieszkania ściągając z nóg jak zawsze obłędnie wysokie szpilki i usiąść na kanapie. Patrzałam na te wszystkie kolorowe torebki i pudełka analizując dzisiejszy dzień. Jak szybko ten rok zleciał, a ile się podczas tego czasu zmieniło. Pomyśleć, że rok temu chciałam jak najszybciej pozbyć się Piotra ze swojego życia dalej mając żal o to wszystko do jego osoby. Ocknęłam się dopiero słysząc chrząknięcie mojego ukochanego. Leniwie przeniosłam na niego swój wzrok. Akurat stał przepasany ręcznikiem, z mokrą czupryną i kapiącą sporadycznie wodą z jego ciała. Muszę przyznać, że w tym wydaniu wyglądał obłędnie.
- To co? Otwieramy prezenty Stasia? - rzucił siadając obok mnie na kanapie.
- Jasne. Mały uraduje się jak zobaczy nowe zabawki. - uśmiechnęłam się serdecznie, wstając z kanapy i poprawiając swoją miętową sukienkę przed kolano z rozkloszowanym dołem. Podeszłam do pakunków przenosząc je na ławę stojącą przed kanapą. Zaczęliśmy otwierać podarunki czytając również dołączone do nich kartki. Nasz synek dostał interaktywnego, pluszowego pieska, samochód zasilany akumulatorem, interaktywny stolik, metrowego, pluszowego misia, a najbardziej rozśmieszył nas dziecięcy kitel lekarski z plakietką " Stanisław Goldberg-Gawryło , specjalista w skradaniu kobietom serc. Syn chirurga i ginekologa " .

Oboje totalnie byliśmy zaskoczeni tym prezentem. Ciekawość nas zżerała od kogo Stasiu dostał taki upominek. Po chwili okazało się, że był on od Stefana. Po przeglądnięciu wszystkich datków zmęczenie wzięło górę nade mną. Oznajmiłam Piotrowi, że idę pod prysznic i spać, ze względu na jutrzejszą, wczesną pobudkę. Szybko ogarnęłam się i położyłam się spać. Rano wstałam równo z dźwiękiem budzika o 7:00. Szybki, delikatny makijaż i przebranie się z piżamy w czarną, rozkloszowaną spódniczkę i biały top i mogłam już wychodzić z domu. Chwyciłam jeszcze torebkę i założyłam standardowo czarne szpilki. Po dojechaniu na szpitalny parking i wejściu na izbę przyjęć wiedziałam, że tak szybko stąd nie wyjdę...

sobota, 5 lipca 2014

Part 26

NA WSTĘPIE OD RAZU OSTRZEGAM. WERONIKA NAPISAŁA 1 HOT'A . ;O

CZYTAJCIE, KOMENTUJCIE, UDOSTĘPNIAJCIE DALEJ. ^^

MACIE PYTANIA? http://ask.fm/tymtyrymtyx3

                                                     **********

Z niemałym grymasem odsunęłam swoje usta od Piotra patrząc mu głęboko w oczy.
- Miałeś wyjść do dwóch dni, a nie dzisiaj wieczorem. Tylko proszę Cię, nie mów mi, że wypisałeś się na własne żądanie.. - uśmiechnęłam się lekko charakterystycznie mrużąc oczy. 
- No dobrze to nie mówię. Myślałem, że będziesz się cieszyć, że Twój mąż wypisał się na własne żądanie, pojechał spakować swoje rzeczy i przyjechał do Ciebie. Najwyraźniej się myliłem, bo takiego powitania się nie spodziewałem. - w głosie Piotra wyczułam lekkie zaskoczenie co spowodowało, że nie mogąc się powstrzymać wybuchłam śmiechem.
- Oj chodź głuptasie. Jestem zawiedziona, że mój mąż pomyślał, że mogę się nie cieszyć z jego powrotu do naszego domu.- to przed ostatnie słowo starałam się przekazać wręcz dosadnie. 
Chwyciłam od Piotra walizki stawiając je przy drzwiach do sypialni.
- Stasiu śpi? 
-Tak tak. Zasnąl praktycznie od razu po wyjściu ze szpitala. Nakarmiłam go, a sama posprzątałam mieszkanie. Napijesz się czegoś? Głodny jesteś? Może zrobię na szybko jakieś kanapki, albo wyskoczę po coś do sklepu hm?
- Hana spokojnie. Najpierw przejmij ode mnie te kwiaty może i pluszaka dla naszego synka. A potem musimy porozmawiać.
Barwa głosu Piotra, jak i samo zakończenie jego wypowiedzi spowodowały u mnie dreszcze, które przeszły po całym moim ciele. Zresztą chyba było to widać, bo wzdrygnęłam się nim przejęłam bukiet róż i misia. 
- Jasne. To poczekaj pójdę wstawić kwiaty do wazonu, pomogę się Tobie rozebrać, zrobię chociaż herbaty i pójdziemy na kanape. - udając, że wszystko jest okej uśmiechnęłam się lekko z nerwów przygryzając dolną wargę. Przez te wszystkie ostatnie wydarzenia w głowie miałam same najgorsze scenariusze dotyczące mojej rozmowy z Piotrem. Czasami, kiedy analizowałam swoje zachowania wewnętrzne jak i zewnętrzne dochodziłam do wniosku, że niedługo zwariuję i trafię na terapię do Szymona Dryla - naszego szpitalnego psychiatry, który kiedyś nawet i miał poważne plany wobec mojej osoby. Pospiesznie znalazłam w kuchni wazon, nalałam do niego wody i wstawiłam kwiaty w międzyczasie jeszcze włączając czajnik i szykując dwa kubki z torebkami malinowej herbaty. Pluszaka dla Stasia zostawiłam na stole w kuchni i wróciłam do salonu, gdzie czekał już na mnie Piotr. Usiadłam na drugim końcu kanapy wzrok wbijając w podłogę. Czekałam w napięciu aż mój facet się odezwie. Ten póki co tylko przysunął się bliżej do mnie, objął mnie swoim ramieniem i złożył pocałunek na moim policzku. Spojrzałam na niego w dalszym ciągu wyczekując tego, co ma mi powiedzieć.
- Spokojnie kochanie, nie przyszedłem tutaj po to, żeby rozmawiać o czymś złym. Po prostu dzwoniła do mnie matka Magdy w sprawie Tosi. Trochę się z nią posprzeczałem, a na końcu naszej rozmowy rzuciła, że od jutra Tosia będzie ze mną mieszkać. Powiedziała, że skoro jestem jej ojcem to właśnie ja powinienem ją wychowywać, a nie ona. Dlatego też mam dwie walizki. W jednej są moje rzeczy, a w drugiej Tosi. Tylko obawiam się, jak mi się tutaj w czwórkę pomieścimy..
Prawdę mówiąc w sercu byłam niezmiernie szczęśliwa, że Tosia będzie mieszkać z nami. W porównaniu do Piotra ja, nie widziałam żadnych obaw przed mieszkaniem w większym gronie. Wiem, że za jakieś kilka lat może stać się to uciążliwe, ale wierzę że damy radę.
- Przecież póki co Tosia może tak jak kiedyś spać tutaj na kanapie. Na wszystko przyjdzie czas, nie ma co wybiegać w przyszłość. Możemy jeszcze dokupić kilka mebelków dla Tośki. Przecież się zmieszczą. Albo po prostu przedzielimy salon na dwie części i zrobimy Tosi jej własny pokój.
- Hana, a może zaczniemy szukać jakiegoś większego mieszkania? Albo nawet i domu? Syna spłodziłem, domu póki co nie wybuduję ze względu na obojczyk, ale zawsze można kupić, a na posadzenie drzewa też przyjdzie czas.
Roześmiałam się wesoło kładąc głowę na klatce piersiowej mojego męża. Strasznie brakowało mi jego bliskości, więc teraz czułam jakbyśmy poznawali się ponownie na nowo. W pewnej chwili Piotr uniósł mojąc twarz głęboko patrząc mi w oczy. Nie minęła sekunda, a już nasze usta złączone były w pocałunku. Drażniliśmy swoje podniebienia tak długo, ile tchu mieliśmy w sobie. Kiedy Piotr schodził z pocałunkami na moją szyje i coraz niżej przymknęłam oczy z rozkoszy i nie pozostając dłuższa wsadziłam rękę we włosy mojego męża mieżwiąc je .Po chwili jednym, sprawnym ruchem zostałam pozbawiona swojej bokserki, a następnie i koronkowego stanika który miałam pod spodem. Piotr doskonale wiedział jak sprawić mi przyjemność. Delikatnie ugniatał moją prawą pierś w swojej dłoni, a lewą przygryzał delikatnie co jakiś czas zostawiając na niej czerwone ślady.Dłużej już tego nie mogłam wytrzymać, więc rozpięłam guziki od koszuli Piotra, rzucając ją gdzieś za siebie, a następnie zaczęłam walkę z paskiem i guzikiem od jego spodni. Prawda była taka, że odkąd pamiętam miałam problemy z tą częścią garderoby. Mój mąż chyba wiedział do czego zmierzam, dlatego pomógł mi rozpiąć pasek jak i ten nieszczęsny guzik od spodni, odwdzięczając się ściągnięciem moich szortów jak i koronkowych figów. Jedną ze swoich dłoni zjechał na wewnętrzną stronę ud, które już były rozgrzane w maksymalnym stopniu. Swoimi pocałunkami schodził niżej i niżej aż dotarł do mojej kobiecości. Wijąc się z rozkoszy wbijałam swoje paznokcie w kanapę starając się jęki rozkoszy tłumić w sobie. W pewnej chwili wygięłam swoje ciało w łuk dłońmi błądząc już po ramionach Piotra, zostawiając krwiście czerwone ślady po swoich paznokciach. Ten tylko uniósł się do góry wpijając się swoimi ustami. Chciałam odwdzięczyć się jakoś mojemu mężowi za tą rozkosz dlatego wsadziłam swoją rękę w jego bokserki delikatnie poruszając nią w górę i w dół. Doskonale wiedziałam, że obydwoje długo nie wytrzymamy ale chciałam aby ten wieczór mój mąż zapamiętał jako wyjątkowy. W końcu wróciliśmy do siebie i zaczynamy wszystko na nowo. Starając się trzymać swoje pożądanie na wodzy kontynuowałam wcześniejszą czynność przygryzając swoją wargę. Czułam na swoim podbrzuszu, że mój mąż jest już gotowy, lecz wolałam się z nim jeszcze trochę podroczyć. Bardzo powoli zaczęłam zsuwać z niego jego bieliznę co jakiś czas niby przypadkiem zahaczając o jego męskość. Mój ukochany chyba stracił cierpliwość, bo w końcu sam pozbawił siebie bokserek i patrząc mi głęboko w oczy wszedł we mnie. Dłonie splotliśmy nad moją głową w mocnym uścisku. Szybko znaleźliśmy wspólny rytm. W końcu to nie jest nasz pierwszy raz i w tej kwestii jak i w wielu innych potrafimy wspaniale współpracować. Kilka dosadniejszych ruchów i wspólny jęk największej rozkoszy stłumiliśmy w namiętnym pocałunku. Czułam, że rozpadam się na milion mniejszych kawałeczków, a potwierdzeniem tego było przyjemne ciepło w podbrzuszu. Piotr delikatnie położył się na mnie i oboje staraliśmy się teraz unormować swój oddech. 
- Kocham Cię. 
Niby dwa słowa wypowiedziane szeptem między łapaniem tlenu, ale dla mnie były one wyjątkowo ważne. Tak dawno ich nie słyszałam, że gdyby nie to że miałam inne plany na tą noc to kazałabym powtarzać je Piotrowi przez cały czas.
- Usiądź. - wyszeptałam równie cicho na ucho mojego ukochanego. Gdy ten posłusznie zrobił to o co go poprosiłam, wspięłam się na jego kolana siadając na nich.
- Co robisz? - nutka ciekawości jak i zdziwienia najwyraźniej opanowała teraz Piotra, który spoglądał na mnie z wielką uwagą.
- Nic. Jeszcze nie znasz moich możliwości. - zaśmiałam się szyderczo sięgając z podłogi pasek od spodni mojego męża i uśmiechając się cwaniacko.
- Nie mów, że... - jak zawsze nie mogłam pozwolić na dokończenie wypowiedzi przez Piotra.
- Tak. Dokładnie tak skarbie. - pocałowałam go namiętnie związując jego dłonie paskiem.

Nie chciałam, ani też nie potrafiłam pozwolić na to, by ten wieczór skończył się tylko na jednej atrakcji. 

środa, 2 lipca 2014

part 25

Gnając jak na złamanie karku korytarzem na oddziale chirurgii czułam się, jakbym brała udział w jakimś maratonie. Jakbym goniła uciekające przede mną szczęście, a meta znajdowała się coraz bliżej. Gdy już udało mi się osiągnąć cel i wparadowałam cała zadyszana do sali Piotra ten, nie ukrywając swojego zdziwienia moją postawą poprawił się tylko na łóżku jednocześnie podnosząc na ręce nasze dziecko.
- Gdybym nie znał Cię wcześniej pomyślałbym, że jesteś wariatką. - chyba humor mojemu mężowi dopisywał, lecz nie zdawał sobie sprawy, że zaraz może się to zmienić.
- Musimy dokończyć naszą rozmowę. A raczej coś sobie wyjaśnić i podjąć wspólną decyzję. - starałam się brzmieć jak najbardziej poważnie, ale kto radując się w środku potrafi być poważny?!
- No to siadaj i słucham.
Posłusznie wykonałam polecenie mojego męża odwieszając torebkę na oparcie krzesła. Wzięłam kilka głębokich oddechów i kiedy otwierałam już usta, żeby coś powiedzieć do środka weszła Wiktoria z Adamem i Borysem. Najwidoczniej była pora obchodów, bo po co innego mieliby w tak dużym gronie się tutaj zjawiać?
- Jak się czujesz doktorku? - radosna rudowłosa chwytając dobrze wszykim znaną tabliczkę zawieszoną na ramie łóżka na której znajdowały się tabelki z wynikami pomiarów ciśnienia i podanymi lekami spojrzała tylko na swojego pacjetna obdarzając go wesołym uśmiechem.
- W porządku, jak widzisz jest coraz lepiej. Staram sie jako tako dochodzić do siebie, żeby za długo nie siedzieć na zwolnieniu. Rana goi sie prawidłowo, nie sączy sie z niej. Obojczyk boli, ale to będę chodził w ' ósemce ' i reszta jakoś sama wróci do normy.
- Generalnie wszystko jest w porządku, z badań które robimy Tobie na bieżąco nie ma żadnych zastrzeżeń. Myślę, że za maksymalnie dwa dni Ciebie wypuścimy ewentualnie do domu. Na ściągnięcie szwów zgłosisz się do Nas do poradni. Oczywiście nic nie wspominam o tym, że jeżeli tak bardzo spodoba się Tobie siedzenie w domu to szwy dziwnym trafem możesz sobie sam ściągnąć. 
- Aż takim trudnym pacjentem jestem pani doktor, że tak szybko mnie pani do domu wyrzuca?
- Doktorze Gawryło pana nieszczęśliwy wypadek nie jest mi na rękę. A liczę na to, iż pan im szybciej wyjdzie do domu tym szybciej wróci do pracy. Także ostateczną decyzję dotyczącą wyjścia do domu usłyszy pan jutro podczas porannego obchodu bądź jeszcze dzisiaj. Łóżko mi tylko blokujesz, a widze że do formy wracasz w zastraszającym tempie.
Wypowiedzi ordynator chirurgii z nutką jej wredoty każdy uwielbia, dlatego wybuchnęliśmy wszyscy śmiechem. Jedyny Stasiu jeszcze nie bardzo rozumiejąc o co chodzi spoglądał na każdego z niemałym zaskoczeniem.
Cieszyłam się, że Piotr wyjście już niedługo do domu, a jednocześnie wszystko się zmieni. Po opuszczeniu przez załogę pomieszczenia spojrzałam ponownie na Piotra, którego wzrok był wbity w moją osobę i oczekiwał mojej wypowiedzi. Ponownie wzięłam kilka głębokich oddechów i poprawiając jeszcze swoje włosy uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Piotr... - normalnie z długością mojego monologu zaszalałam. Zdołałam tylko wypowiedzieć imię mojego męża i już się zawiesiłam. Wgłębi siebie stwierdziłam, że stawiam wszystko na jedną kartę. - Możemy dać sobie jeszcze jedną szansę. Ale ostatnią. Nie chcę więcej słuchać jakiś tanich kłamstw, nie chcę żebyś mnie ranił. Chcę, żeby między nami było tak jak kiedyś. Żebyśmy szanowali siebie nawzajem, kochali się i nie kłócili. Mimo, że przeszliśmy razem wiele, ja już więcej nie udźwignę. Nie dam rady. Nie jestem jakimś opancerzonym czołgiem na którego nie działają nawet najsilniejsze pociski. Dlatego jeżeli teraz nam się nie uda po tym wszystkim, to nie uda nam się już nigdy. 
Piotr tylko spojrzał na mnie tym swoim szarmanckim wzrokiem. Zrozumiałam, że więcej słów nam nie jest potrzebne. Żadnych słów, gestów, mimiki twarzy. Delikatnie zbliżyłam swoją twarz do niego i zatopiliśmy się w namiętnym pocałunku. Tak dawno nie czułam na sobie jego ust, że teraz to wszystko wyglądało z boku jak pierwszy pocałunek nastolatków. Jakbyśmy na nowo poznawali smak swoich warg. Odsunęłam się niechętnie od Piotra otwierając swoje rozmarzone oczy. Ten potraktował mnie jak zawsze swoim lekkim grymasem po czym obydwoje spojrzeliśmy na naszego synka. Przez tą chwile zapomnieliśmy o obecności tutaj tego małego brzdąca, który przez ten moment siedział cichutko gaworząc coś pod nosem.
- Wezmę małego i pojedziemy do domu. Musimy zrobić małe przemeblowanie przed Twoim powrotem. - uśmiechnęłam się szeroko biorąc w objęcia Stasia.
- Zgaduję, że pozajmowałaś moje półki w szafie, wieszaki i nawet półkę w łazience. - po raz kolejny zostałam obdarowana szarmanckim uśmiechem mojego męża. Nie miałam już nawet po co zaprzeczać. Oboje wiedzieliśmy, że mimo pełnej szafy moich ubrań zawsze nie mając co na siebie włożyć jechałam na zakupy dokupując nowe skarby. Dlatego nie wiem czy czasem nie zakupię na szybko nowej szafy, by mój mąż miał się gdzie pomieścić. Niby nie miał tego dużo, bo raptem kilkanaście koszuli, koszulek, par butów i kosmetyki , lecz gdyby na daną chwilę miał wychodzić do domu to jego ubrania podejrzewam musiałyby zostać w torbie.
- Nie przesadzaj. Skoro pomieściliśmy się w dwójkę to w trójkę na pewno sobie poradzimy.
Zachichotałam cicho pod nosem chwytając swoją torebkę i wstając z krzesła.
- Hana... będziemy musieli pojechać po moje rzeczy..
- Wiem Piotr. Zrobimy to zaraz jak wyjdziesz ze szpitala. A wiesz może co teraz będzie z Tosią?
- Pewnie zamieszka z matką Magdy. Zresztą nawet nie wiem, kiedy pogrzeb jest. Mniejsza, i tak bym nie poszedł.
Trochę wzburzyła mnie ta postawa Piotra.  Miałam już nawet coś powiedzieć w tej kwestii, ale starczy nam dzisiaj spraw do wyjaśniania. Jednego byłam pewna. Że Tosia zamieszka z nami, a Piotr na pogrzeb Magdy musi jechać. Bynajmniej wypadałoby.
- Porozmawiamy o tym w domu, jak już wyjdziesz. Jakby coś się działo to dzwoń albo chociaż pisz.
Ucałowałam czule mojego męża i wyszłam z synkiem z sali. Idąc spokojnie szpitalnym korytarzem układałam w głowie plan na najbliższy  wieczór, kiedy Stasiu pójdzie spać. Przede wszystkim musiałam zrobić drobną selekcję w swojej garderobie, ubrania w których nie chodzę spakować do worków i zrobić miejsce dla Piotra. Następnie to samo zrobić z kosmetykami w łazience i pozostanie mi tylko wtedy posprzątanie mieszkania. Nigdy nie byłam pedantką względem porządku w domu, bo wiadomo że co za dużo to nie zdrowo, ale też nie tolerowałam bałaganu. Podczas moich rozmyślań zdążyłam dojść już do swojego samochodu. Zwinnie zapięłam Stasia w pasy i po rzuceniu torebki na fotel obok zajęłam miejsce kierowcy.
Cała droga do domu przebiegła o dziwo szybko, bez żadnych korków, czerwonych świateł czy wypadków samochodowych. Te ulice Warszawy czasami są zaskakujące ! :) Kiedy już zaparkowałam pod swoim blokiem i wysiadłam z samochodu dostrzegłam śpiącego w swoim foteliku Stasia. Najwyraźniej był zmęczony dzisiejszymi atrakcjami i zabawą ze swoim tatą.  Delikatnie wzięłam go na ręce i chwytając jeszcze swoją torebkę ruszyłam w stronę swojego mieszkania. Po pokonaniu tych wszystkich schodów udało mi się jedną ręką otworzyć drzwi od swojego mieszkania i wejść do środka. Rozebrałam Stasia i położyłam go do jego łóżeczka otulając kołderką. Odetchnęłam z ulgą kiedy mój synek dalej smacznie spał, gdy karmiłam go butelką mleka. Po skończonym karmieniu przebrałam się na szybko w czarne szorty i obcisłą, białą bokserkę ruszając na ' podbój ' mieszkania. Wyciągnęłam odkurzacz, mop, wiaderko i ściereczki i byłam gotowa do sprzątania. Zaczęłam na spokojnie sprzątać kuchnię, potem salon, łazienkę a na końcu przedpokój i swoją sypialnie. Z ostatnim pomieszczeniem miałam małe kłopoty, ponieważ nie chciałam obudzić Stasia, a posprzątać też chciałam.
Zmęczona ponad trzy godzinnym sprzątaniem mieszkania usiadłam na kanapie przymykając oczy. Długo mój odpoczynek nie trwał, ponieważ rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Leniwie podniosłam się z kanapy i otwierając drzwi ujrzałam przed nimi stojącego mężczyznę z dwoma, dużymi walizkami, bukietem czerwonych róż i dużym, pluszowym misiem.
- A co Ty tutaj robisz? - tylko tyle zdołałam powiedzieć, ponieważ mężczyzna podszedł do mnie uśmiechając się łobuzersko, objął mnie w talii i złożył na moich ustach namiętny pocałunek.




WRÓCIŁAM ! :) 
JESZCZE RAZ PRZEPRASZAM, ALE ZA MODEM NIC NIE MOGĘ.

W RAZIE JAKICHKOLWIEK PYTAŃ PISZCIE JE TUTAJ: 
http://ask.fm/tymtyrymtyx3