Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 27 stycznia 2015

part 39

Kochani ! Jak zawsze lekkie opóźnienia są, ale staram się to zmienić, uwierzcie ! :)
niestety mam również dwie złe wiadomości. Pierwsza to taka, że kolejny next będzie dopiero po 11 lutym ze względu na ilość sprawdzianów w mojej szkole ( uwierzcie, że nawet najgorsze niecenzurowane słowo nie jest w stanie opisać tego jak mam zapełniony po brzegi kalendarz ) , druga wiadomość to taka, że niestety to opowiadanie dobiega końca :) nie wiem ile jeszcze wymyślę części, ale podejrzewam że nie dużo :) mam nowy zarys na opowiadanie, więc chciałabym zobaczyć jak to Wam się spodoba :)

chcecie dobrą wiadomość? nie usuwam bloga hahaha :*

buziaki i jak zawsze czekam na Wasze opinie w komentarzach <3






Przebudził mnie cichy śmiech dobiegający znad mojej głowy. Podniosłam mozolnie swe powieki i ujrzałam nad sobą nikogo innego jak roześmianego Stasia. Uśmiechnęłam się lekko przecierając oczy i podnosząc się do pozycji siedzącej. Mały odebrał to jako zaproszenie to przytulenia się, bo od razu wdrapał się na moje łóżko tym samym wyrywając się Piotrowi z objęć.
- Stasiu, uważaj na brzuszek mamusi. Mamusia ma tam Twoją siostrzyczkę. 
Na te słowy nasz synek głośno zaczął klaskać w obie dłonie, a następnie czule ucałował materiał piżamy pod którym znajdował się mój brzuch.
- Joasia ! - zawołał w pewnym momencie Stasiu dziwiąc mnie tym samym.
- Jaka synku Joasia?- nie rozumiałam do końca o co chodzi.
Tym samym Stasiu wskazał palcem na mój brzuch krzycząc z całej siły' JOASIA ' . Ukradkiem spojrzałam na Piotra, który chyba również nie krył zdziwienia z zachowania naszego syna. 
- Chcesz kochanie, by Twoja siostrzyczka miała na imię Joasia tak? - uśmiechnęłam się serdecznie głaszcząc małego po jego rozczochranej czuprynce. Mały odwdzięczył mi się ucałowaniem mojej dłoni. Od małego widać po kim będzie prawdziwym gentlemanem :) 
- Wyraziłaś zgodę na zabieg? - widać język powrócił do buzi mojego męża, ponieważ pierwszy razy od dłuższej chwili się odezwał.
- Tak. Jutro już o tej porze mam nadzieję będzie po wszystkim. - jakoś humor mi nie dopisywał z tego powodu.
- Wiesz, że musisz być dobrej myśli kochanie. Wiesz, że operacja przebiegnie pomyślnie i niedługo zabierzemy Cię do domu i zaczniemy szykować wyprawkę dla naszej córeczki. 
- Nie wiem Piotr... strasznie się boję.. nie o siebie, ale o małą. To jest przecież niczemu winna istotka, która nim przyjdzie na ten świat musi być operowana. Poza tym jestem ginekologiem i zdaje sobie doskonale sprawę jakie są powikłania możliwe po takim zabiegu. Wady rozwojowe dziecka, odklejenie się łożyska, przedwczesny poród, niedowaga dziecka, niedorozwój niektórych narządów w jego organizmie, śmierć matki lub dziecka... - nawet nie zauważyłam jak w Piotrze zaczyna wszystko buzować. Ja, mówiłam to z doświadczenia. Wiedziałam, że jutro wszystko się może na sali zdarzyć, a ja nie będę w stanie nic wtedy zrobić.
- Hana czy Ty siebie słyszysz?! Możliwe! Sama powiedziałaś MOŻLIWE, czyli nie przymusowe, a zdarzające się raz na kilka,kilkanaście lub kilkaset przypadków medycznych. Proszę Cię, przestań być negatywnie do tego nastawiona. Jesteście w trójkę całym moim światem i nie wyobrażam sobie życia bez kogoś z Was. - Piotr starał się być spokojny, jednak trochę kiepsko mu to wychodziło. Sam Staś chyba wyczuł napięcie, ponieważ wtulił się we mnie jeszcze bardziej głowę chowając pod kołdrą. Po raz kolejny pogłaskałam go po główce unosząc swoje kąciki ust powoli ku górze.
- No hej, synku co jest? Boisz się? Przecież mamusia z tatusiem tylko rozmawiają, a tatuś mówił głośno, bo był hałas na korytarzu. Hej zuchu! Wychodzimy spod tej kołdry i to migiem. - zaśmiałam się wesoło patrząc znacząco na Piotra, a następnie dla rozweselenia synka zaczęłam go łaskotać. Mały zaczął się śmiać co nie miara, przez co i mi poprawił się humor. Jednak w pewnym momencie poczułam dziwne uczucie, aż znieruchomiałam z wrażenia. Piotr od razu wyczuł napięcie rosnące w mojej sali.
- Hana, co sie dzieje? - zapytał mocno zaniepokojony.
- Nic. - uśmiechnęłam się lekko kładąc dłoń Stasia na swoim brzuszku. - Widzisz synku, to jest Twoja siostrzyczka. 
- Joasia ! - Tak jak szybko krzyknął znane już nam od pewnego czasu imię, tak szybko położył głowę w miejscu, gdzie nasza córeczka figlowała. 
Uśmiechnęłam się szeroko spoglądając to na synka to na Piotra, kiedy to niespodziewanie do mojej sali wszedł Darek z nieznajomym mi mężczyzną. 
- Hana, zmiana planów. Jedziesz teraz na blok. - powiedział nie ukrywając zdenerwowania i zaskoczenia zmianą terminu. Chyba sam musiał się niedawno dowiedzieć.
- Ale jak to TERAZ?!- wydusiłam z siebie czując jak serce zaczyna bić jak oszalałe, a ciało zaczyna dosłownie całe trząść się z nerwów.

środa, 21 stycznia 2015

Wczoraj nie dałam rady, ale za to dzisiaj na szybko pisze z telefonu :)


W niedzielę,  18 stycznia w Bibliotece Raczynskich w Poznaniu był Marek Bukowski.! Co prawda był zaproszony na czytanie bajek najmłodszym,  ale uważam że aż taką stara nie jestem by nie móc słuchać bajek i to czytanych przez taką osobę!  ❤

Poza autografem naszego Buko mam również zdjęcie z Nim co możecie znaleźć w odpowiedzi na moim asku ;)

Niesamowite przeżycie!

P.S. A jak przytula!  ❤

niedziela, 4 stycznia 2015

part 38

TERAZ JUŻ OBIECUJĘ WRACAM NA PEWNO ! JEDNAK NEXTY BĘDĄ POJAWIAĆ SIĘ SPORADYCZNIE ( ZALEŻY OD MOJEGO ROZKŁADU OBOWIĄZKÓW ) . MOGĄ BYĆ KILKA RAZY W CIĄGU TYGODNIA, A MOGĄ BYĆ RAZ NA 2-3 TYGODNIE. 

JEST TU JESZCZE JAKIŚ FAN COMPLICATEDLOVE? :*

Długo jeszcze nie mogłam się pozbierać po wiadomości otrzymanej od Darka. Ciąża zagrożona? Kolejny raz? Tylko tym razem dziecko prawdopodobnie nie jest problem z zastawkami w sercu? Leżałam skulona w kłębek, głośno szlochając w poduszkę. Obok mnie na łóżku siedział Piotr, który sam nie był w lepszym stanie ode mnie delikatnie głaszcząc opuszkami palców po plecach.  Wiedział, że tylko to potrafi mnie uspokoić. Jednak teraz to już na mnie nie działało. Świadomość, że w każdej chwili mogę stracić najcenniejszy dar od losu pod swoim sercem, bądź urodzenie martwego dziecka nie pomagało.. W ostateczności przyszła do mnie pielęgniarka, która podała dożylnie środek uspokajający i wyciszający. W końcu dużo teraz zależało ode mnie i od losu. W momencie, gdy pielęgniarka skończyła dawkowanie leku momentalnie zasnęłam śniąc o Piotrze,Staśku i tej małej, niewinnej niczemu istotce.


Mijały dni, tygodnie, a nawet już 3 miesiące. Ja w dalszym ciągu leżałam na tej przebrzydłej sali jeżdząc tylko co równe 24 godziny na usg, ktg i pomiar ciśnienia. Wróciłam właśnie do sali po jednej z takich obiegówek, kiedy tuż za mną wpadł zadyszany i rozradowany Darek.
- Kochana! Na pewno się ucieszysz! - sama odkąd wylądowałam w szpitalu nigdy nie podzielałam radosnych emocji swoich gości.
- Słucham? - marzyłam o tym, by usłyszeć, że mogę iść do domu jednak z nabytego już doświadczenia zawodowego wiem, że nie wypuszcza się pacjentek w takim stanie.
- Jutro przylatuje do Warszawy, prosto z Londynu mój stary znajomy Jurek, który jest neonatologiem i kardiochirurgiem.
- No i co z tego ? - powoli irytowało mnie już to.
- Zagadałem do niego jako stary znajomy i oczywiście jeśli się zgodzisz to wykona pojutrze Tobie operację u maluszka. Tylko musisz podpisać zgodę. - uśmiechnięty od ucha do ucha Darek wygłaszając swój monolog cały czas głaskał mnie po widocznie zaokrąglonym już brzuszku. 
Sama, kiedy usłyszałam tą informację w głębi serca ucieszyłam się jak małe dziecko.  Jednak wiedziałam, że muszę tą decyzję skonsultować jeszcze z Piotrem oraz porozmawiać z nim na temat wszelkich powikłań.
 - Ale wiesz, że ja muszę jeszcze na ten temat porozmawiać z Piotrem prawda? Nie mogę sama podjąć takiej decyzji. - uśmiechnęłam się lekko wyczuwając ruchy maluszka. 
Darek w tym momencie się zaśmiał wesoło.
- Piotr o wszystkim wie jako pierwszy. Wybacz, ale błagał mnie bym wszelkie informacje na temat Ciebie i dziecka pierwsze jemu oznajmiał. A zresztą widzisz, że maleństwo również nie ma nic przeciwko. Teraz decyzja należy do Ciebie kochana!
Cieszyłam się, że Piotr jest taki troskliwy. Jednak ryzyko wystąpienia powikłań w tej chwili cały czas siedziało mi w głowie. Ale postanowiłam zaryzykować! Skoro moje pacjentki również ryzykują podpisując zgody na operacje ginekologiczne, to dlaczego ja nie mogę? Poza tym chodziło tutaj o moje dziecko. Uśmiechnęłam sie serdecznie do kolei będąc pełna nadziei na pomyślne zakończenie operacji i poprosiłam o podanie mi zgody do podpisania na zabieg. Po złożeniu na tej kartce swojego podpisu oparłam się wygodnie o łóżko uśmiechając się sama do siebie. Sprawdziłam jeszcze która godzina w celu upewnienia się ile zostało mi czasu do przyjścia Piotra. Wyświetlacz telefonu wskazywał 13:40, czyli miałam jeszcze godzinę i 20 minut do odwiedzin mojego męża . Znając życie pewnie i tak się spóźni, ponieważ wypadnie mu jakaś pilna operacja. Z nadzieją na lepsze pojutrze postanowiłam się zdrzemnąć. Teraz mam nadzieję będzie tylko lepiej!

piątek, 14 listopada 2014

Part 37

HALO, HALO JEST TU KTOŚ ?! :) 
Z GÓRY PRZEPRASZAM ZA NIEOBECNOŚĆ, ALE OBOWIĄZKI SZKOLNE NIESTETY WYGRYWAJĄ. ;C 
NEXT POSTARAM SIĘ DAĆ W CIĄGU TYGODNIA, JEŻELI TYLKO ZNAJDĘ CHWILĘ :* 
MAM NADZIEJĘ, ŻE DALEJ TUTAJ KTOŚ ZAGLĄDA ;)

CZYTASZ - KOMENTUJESZ - UDOSTĘPNIASZ ! :)



A I ZAPOMNIAŁABYM SIĘ POCHWALIĆ :) ZDAŁAM PRAWKO ! :)


Szybko narzuciłam na siebie swoje ciuchy  i wyszłam z sypialni kierując się w stronę korytarza. Moim oczom ukazała się kobieta o kasztanowych włosach z grzywką na całym czole, dużych, jasnych oczach i jakże dłuuuugich nogach. Co zresztą wyeksponowała swoimi opiętymi, skórzanymi szortami, które najprawdopodobniej zakrywały tylko kolor i krój jej majtek.  Stanęłam obok Piotra nawet nie witając się z nieznajomą. Od razu można było dostrzec, że jej wizyta jakoś nie jest mi na rękę, a z pewnością nie w takim stroju. 
- Hana to jest Karolina. Nasza nowa sąsiadka z naprzeciwka. - nawet nie powiedział do mnie kochanie jak to zawsze było w zwyczaju, kiedy na przykład ja rozmawiałam z jakimś mężczyzną.
Kobieta rzuciła mi głupi uśmieszek. Tymbardziej już miałam ochotę rzucić się na nią z pięściami. Mimo, że w sumie nic mi złego nie zrobiła!
- Dzień dobry, Hana Goldberg-Gawryło. Przepraszam, że zapytam prosto z mostu, ale nie uważa pani, że nie wypada chodzić po sąsiadach tak z samego rana i w dodatku w niedzielę! - miałam nadzieję, że kobieta domyśli się iż pierwsza część ' apelu ' nawiązuje do jej stroju. Niestety myliłam się...
- Najmocniej przepraszam, ale Piotr powiedział, że mogę o każdej porze dnia i nocy na niego liczyć. Nieraz już przychodził wieczorem, żeby naprawić mój prysznic albo okno w sypialni.
Nie wiem czy ta super Karolinka powiedziała to z czystej głupoty czy żeby mnie jeszcze bardziej zdenerwować.  Odwróciłam się  na pięcie wracając do mieszkania, by spiąc włosy w koka i wziąć do ręki swoją torebkę. W momencie, w którym ubierałam już swoje buty, Piotr stanął naprzeciw mnie zagradzając mi tym samym drogę do wyjścia.
- Co Ty robisz? - zapytał od tak. Jakby wcale ta cała wywłoka nie zasugerowała mi, że bywał u niej w nocy w czymś jej pomóc.
- Idę do Leny odebrać Stasia. - odpowiedziałam krótko mówiąc oschle. Nie miałam ochoty na większe dyskusje z nim teraz.
- Zaczekaj, zjemy śniadanie i pojedziemy razem po małego.
- Wiesz co... jakoś przeszła mi ochota na wspólny posiłek z Tobą. Idę.
- Hana poczkaj to ja się ubiorę i już idziemy.
- Czy Ty człowieku nie rozumiesz?! Ta wywłoka już Ci w głowie zawróciła?! Idę po Stasia, SAMA. - ostatnie słowo podkreśliłam baardzo dosadnie. Nie czekałam już na odpowiedź Piotra tylko wyszłam z mieszkania. Zeszłam na sam dół i po pokonaniu tych wszystkich drzwi, alejek, bram opuściłam całkowicie to osiedle. Ruszyłam spokojnym krokiem w stronę domu przyjaciółki.  Nie chciałam płakać. Lena od razu by zauważyła. Rozmyślając tak nie spostrzegłam, że już doszłam do celu. Pokonałam furtkę i zapukałam do drzwi domu. Kobieta chyba była zdziwiona moim tak wczesnym przybiciem, ale wiedziałam że na opowieść tego co się stało będzie jeszcze czas. 
- Jak tam Stasiu? Nie narozrabiał za bardzo? Widzę, że dom stoi nienaruszony to chyba grzeczni z Felkiem byli. - uśmiechnęłam się lekko wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi. Mój syn nawet chyba nie zauważył, że przyszła jego mama, ponieważ uśmiechnął się szeroko w moją stronę i wrócił do zabawy ze swoim kolegą.
- Chodź Hana do kuchni, zrobię nam kawę. Latoszka i tak nie ma, bo wezwali go pilnie do szpitala. Stasiu nawet nie wiesz jaki grzeczny był. Wieczorem nie było problemu z jego zaśnięciem, pewnie dlatego, że Witek wziął ich do ogrodu i grali w piłkę. - zaśmiała się przyjaciółka serdecznie pociągając mnie do kuchni.
Ja zasiadłam na jednym z krzeseł chowając twarz w dłoniach. Lena postawiła przede mną kubek z napojem i nawet nie poruszała tego tematu. Czekała, aż ja zacznę. 
- Piotr kupił mieszkanie u Was na końcu ulicy. Wszystko fajnie, ładnie... Dzisiaj ' ochrzciliśmy ' sypialnię. Było cudownie... Ale oczywiście z rana zapukała jakże uprzejma sąsiadeczka.... Wypindrzona jak do jakiegoś świerszczyka i swoim piskliwym głosikiem zapytała czy może Piotruś nie pomoże jej skręcić łóżka w sypialni....

Lena analizowała moje słowa i dobierała swoje do wypowiedzi. Upiła nawet łyk kawy.
- Hana co ja mam Ci powiedzieć ? Wiem, że jesteś zazdrosna o Piotra nawet z wzajemnością, ale odpuść. Piotr jest chyba na tyle rozsądny, że wie o tym że jak zgrzeszy to mu nigdy tego nie wybaczysz.

Akurat w tej kwestii miała Lena rację. Skoro Piotr prosił mnie wcześniej o danie jeszcze jednej szansy, to mało prawdopodobne, że zmarnowałby ją. Po chwili jeszcze rozmowy usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Obie domyśliłyśmy się, kto może za nimi stać. Pospiesznie podziękowałam przyjaciółce za gościnę, za opiekę nad Stasiem i po przygotowaniu Stasia do wyjścia i chwyceniu jego torby z rzeczami i mnóstwem zabawek opuściliśmy dom Latoszków. Jednak nie myliłam się co do osoby stojącej na zewnątrz. Bez jakiegokolwiek słowa skierowałam się powolnym krokiem z synkiem ku furtce. Po przejściu kilku kroków poczułam silny ból w podbrzuszu. 
- Hana, co się dzieje? - z głosu męża można było wyczuć zarówno zdenerwowanie jak i zdziwienie zainstniałą sytuacją.
- Nie wiem... Dziecko... - wyszeptałam cicho uwalniając kilka łez, które zaczęły spływać po moich policzkach.
- Dzwonię po karetkę! - nawet sily nie miałam w sobie by się sprzeciwić. Piotr oczywiście zadzwonił najpierw do Darka, który niemal rzucił obiecne zajęcie w szpitalu obiecując, że zjawi się z załogą ambulansu. Następnie wrócił ze Stasiem do Leny, która była jeszcze bardziej zdziwiona od naszej dwójki, ponieważ nie wiedziała o moim odmiennym stanie.
Po raptem paru chwilach na miejsce dotarli fachowcy. Pamiętam tylko uczucie ukłucia od wenflonu i jak przekładali mnie na nosze. Darek na szybko oznajmił Piotrowi, że zabiera mnie do Leśnej Góry. Ja w międzyczasie musiałam dostać jakieś leki nasenne, ponieważ ocknęłam się leżąc sama w sali.  Byłam sama.. Co mogło zwiastować, że albo Piotr jeszcze nie dojechał, albo stało się coś złego. Przetarłam swoje oczy podnosząc się lekko na łóżku. Z nudów zaczęłam liczyć ile kropek znajduje się na płytkach podłogowych. Doliczyłam do 264, kiedy do mojej sali wszedł Piotr, a tuż za nim Darek.
- Co z dzieckiem ? - nie ukrywam, że po ich minach nie wiedziałam co wnioskować...
- Przykro mi .... - wyszeptał Darek siadając na skraju mojego łóżka.

W tamtej chwili świat mi się zawalił....

niedziela, 28 września 2014

Part 36

MAŁO, BO MAŁO ALE COŚ TAM NAPISAŁAM..
ZASTANAWIAM SIĘ NAD ZAWIESZENIEM BLOGA. PRZYZNAM SZCZERZE, ŻE DUŻĄ INSPIRACJĘ CZERPAŁAM Z NDiNZ, ALE TO CO WYMYŚLAJĄ SCENARZYŚCI W WĄTKU HaPi NAZYWAM PO PROSTU PRZEGIĘCIEM. DO TEGO DOCHODZI TA SPRAWA Z BUKO I MARYCHĄ.... ŻENADA POLSKICH PORTALI PLOTKARSKICH ITP :)
JEDNAK DZIĘKUJĘ ZA PONAD 11 TYS WEJŚĆ TUTAJ ! *.*

CZYTASZ - KOMENTUJESZ - UDOSTĘPNIASZ
NEXT NIEBAWEM ALBO JAK BĘDZIE DUŻO KOMENTARZY Z WASZEJ STRONY, OO! :)- Zobaczyłem w gazecie ogłoszenie dewelopera, że są apartamenty na sprzedaż. Ucieszyłem się jak dziecko, że akurat na tej samej ulicy co mieszka Lena. Wiem, że zależy wam na jak najmniejszej odległości od siebie, to przyznam szczerze kupiłem je w ciemno. Sami rozmawialiśmy już kilka razy, że potrzeba nam mieszkania większego ze względu na Stasia, Tosie i nasze maleństwo. Nawet pozwoliłem architektom wnętrz urządzić salon i kuchnię. Potrzebowałem rady fachowca, bo bałem się, że sam jakimś dodatkiem zepsuję cały urok naszego mieszkanka, a wiem, że Ty byś nigdy czegoś takiego nie zrobiła. Sypialnie, pokój dla Stasia i Tosi już wymyślałem sam, a realizować pomógł mi Przemek, Michał i Rafał. Przyznam się jeszcze, że dodatki wybierała Lena w międzyczasie jak nie plotkowałyście przez telefon.

Zaśmiałam się będąc w jeszcze większym szoku niż chwilę wcześniej. Wzruszyło mnie to, co powiedział Piotr. Nie chciał popsuć uroku mieszkania i zatrudnił architektów...  To było... strasznie słodkie?kochane?urocze? Nie umiałam teraz dobrać słów, by to określić. Mimo, że byliśmy w tym mieszkaniu zaledwie krótką chwilę to wiedziałam, że to jest już nasze miejsce na ziemi. Że to właśnie tu chcę budzić się i zasypiać, chcę robić śniadanie dla całej naszej rodziny i pić z Piotrem poranną kawę. No teraz już będę piła herbatę, wiadomo ! :)
- Błagam Cię Hana powiedz w końcu coś.. - mruknął coraz bardziej zdenerwowany Piotr przestępując już z nogi na nogę.
- Gdzie jest Stasiu? - zapytałam od tak chcąc tylko poczuć się pewniej na gruncie.
- U Leny. Chcesz, to możemy jechać już po niego... - mina mojego męża wyrażała już zawiedzienie, a sam odwrócił się do mnie plecami.
- Zwariowałeś? Jesteśmy tutaj sami, bez dziecka, mamy nowe łóżko w sypialni, a Ty chcesz teraz tak nagle wyjść ? - uśmiechnęłam się łobuzersko przycięgając Piotra do siebie.  Nie czekając już na jakikolwiek ruch z jego strony wbiłam się wręcz w jego usta subtelnie obdarzając je pocałunkami. Chwilę póżniej byliśmy już w naszej nowej sypialni zdzierając z siebie ubrania.Moje koronkowe figi wyglądowały gdzieś prawdopodobnie na korytarzu, a bokserki Piotra zaraz obok nich. Po chwilach pieszczot swoich ciał poczułam jak łączymy się w jedność.  Niemalże od razu znaleźliśmy wspólny rytm. Nie za szybki, ale też nie za wolny. Nasze jęki rozkoszy roznosiły się chyba po całym naszym mieszkaniu. Zresztą... po co mieliśmy je tłumić w sobie ?! :) W końcu poczułam jak rozdrabniam się na milion drobnych kawałeczków, a Piotr na chwilę nade mną sztywnieje. Ciepło rozlało mnie od środka, a ja już marzyłam o powtórce! Pozwoliłam ukochanemu choć złapać chociaż oddech i z całych sił przewróciłam go na plecy sama siadając na nim okrakiem. Ta noc należała do dłuuuuuugich, ale i przyjemnych ! :)

Ostatecznie poddaliśmy się zmęczeniu około 3 nad ranem. Opadliśmy oboje na łóżko łapiąc w płuca każdą cząsteczkę powietrza. Uśmiechnęłam się szeroko kładąc swoją głowę na tors Piotra.
- Dobrze, że uprzedziłem Lenę o możliwości przedłużenia się naszego oglądania mieszkania. - zaśmiał się wesoło na co ja zareagowałam tak samo.
- Mamy tutaj chociaż coś w lodówce, żebyśmy mogli tutaj zostać do rana? - oparłam swoją twarz na dłoni przykrywając nas kołdrą.
- O to też zadbałem, spokojnie. Lodówka pełna, szafki też uzupełnione naczyniami. A teraz śpij skarbie mój, nie powinnaś tak późno chodzić spać w tym stanie, ale dzisiaj wybaczam, bo oboje zaszaleliśmy. - ucałował mnie czule w usta, a następnie w czoło. W takich momentach było mi przykro innych kobiet, bo to ja zostałam tą szczęściarą, a nie one :D

Chwilę później spaliśmy już w swoich objęciach zmęczeni wieczornymi figlami, ale też szczęśliwi z posiadania siebie.

Z samego rana obudził mnie dzwonek do drzwi. Ktoś był na tyle bezczelny, że cały czas trzymał chyba wciśnięty klawisz do dołu. Przetarłam jeszcze swoje zaspane oczy i od razu nie umknęło mi uwadze, że obok nie leżał Piotr.  Pomyślałam, że pewnie poszedł wziąć prysznic. Zresztą... mnie też by się przydał. Jednak zaskoczył mnie dźwięk przekręcanego zamka w drzwiach,a  po chwili jakieś piskliwe, kobiece: PIOTRUŚ, POMOŻESZ MI SKRĘCIĆ ŁÓŻKO DO SYPIALNI?! Kto to do cholery jest?!

niedziela, 14 września 2014

Part 35

Dziękuję, za prawie 10 000 wejść ! *.* 
nie spodziewałam się tego !!!!!!!!!!!!! <3
w zamian zmieniłam tą część na krótko mówiąc CUKIER *.* DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ ! 


Szybko odgnoiłam od siebie myśl, że ta kobieta może być spokrewniona z Magdą. Zresztą ona nie żyje, a mnie nic nie łączy z tą rodziną poza oczywiście Tosią, dla której jestem machochą, a raczej jak to dziewczynka słodko określa ' lepszą wersją prawdziwej mamy ' :)
Weszłam uśmiechnięta do gabinetu, wcześniej witając się szybkim dzień dobry z dzisiejszymi pacjentkami. Po uruchomieniu komputera jak i ultrasonografu zaprosiłam do siebie pierwszą pacjentkę. Niby była zwykłą kobietą ciężarną, ale prawdę o koszmarze który przeszła niecały rok temu znałam tylko ja, jako już wtedy jej lekarz prowadzący. Ciąża rozwijająca się prawidłowo, koniec 38 tygodnia. Dziecko miało niedowagę, ale nie zapowiadało to żadnej tragedii. Akurat wtedy byłam na jedynym swoim nocnym dyżurze w szpitalu. Nie byłam do tego przekonana, ze względu na to, iż sama byłam już wtedy w ciąży ze Stasiem. Darek nie mógł go wziąć, ponieważ jego żona nienajlepiej się wtedy czuła. W środku nocy otrzymałam telefon od pielęgniarki z izby przyjęć o przywiezieniu kobiety w ciąży i prawdopodobnym obumarciem dziecka.  Chwilę póżniej byłam już na izbie i wykonywałam ktg. Niestety diagnoza się potwierdziła. Dziecko zmarło w łonie matki. Później przekazanie tej tragicznej wiadomości i poród.. - oczywiście siłami natury. Przez długi czas śnił mi się on po nocach. Ta rozpacz pacjentki, to blade, nie dające znaku życia ciałko i szok jaki wtedy panował na porodówce. Oczywiście próba reanimacji maluszka została podjęta. Zmieniałyśmy się z położną przez 2 godziny. Dalej gdzieś w środku miałyśmy nadzieję, że prace życiowe powrócą. Niestety nadzieja matką głupich.....

A teraz siedziała naprzeciwko mnie będąc w końcówce 6 miesiąca ciąży. Tak jak wtedy, na świat ma przyjść chłopiec. Dziecko ładnie przybierało na wadze, serduszko pracowało prawidłowo, a sama moja pacjentka była nieco jeszcze zszokowana, że w tak szybkim czasie po porodzie udało jej się zajść w ciążę. Po przepisaniu leków i ustaleniu następnej kontroli na przyszły miesiąc ( niestety już u Darka, nie u mnie ) pożegnałyśmy się i kobieta wyszła. 

Pacjentki wchodziły i wychodziły, ale żadna nie miała na nazwisko Soszyńska. Może zrezygnowała?  Z tą myślą pożegnałam się jedną z ostatnich pacjentek i czekałam na kolejną. Po usłyszeniu cichego pukania skierowałam swój wzrok na wejście od gabinetu w którym stała wysoka, krótkowłosa szantynka z dość mocnym makijażem i w wyzywającym stroju. Zresztą, jestem tutaj od leczenia, a nie oceniania.
- Dzień dobry. - powiedziała cicho siadając naprzeciwko mnie.
- Dzień dobry, Hana Goldberg. Pani naziwsko?
- Soszyńska.. Marzena Soszyńska. 
- Rozumiem. Jest pani moją nową pacjentką, więc nic o Pani wcześniejszym stanie zdrowia nie wiem. Kto był Pani lekarzem, zanim Pani do mnie trafiła? - mimo, iż była moją pacjentką od może 5 minut wydawała się jakaś dziwna. Spokojna,ale jednocześnie zdenerwowana. 
- To jest moja pierwsza wizyta ginekologiczna.. - ta kobieta mówiła tak cicho, że gdyby nie to, że na korytarzu był spokój to nie usłyszałabym jej wcale.
- Trochę późno jak na pierwszą wizytę ginekologiczną wykonaną dopiero w 28 roku życia. Proszę usiąść na fotel i przygotować się do badania.
Kobieta zmieszała się moimi słowami, ale posłusznie pozbyła się swojej dolnej części garderoby i zajęła wyznaczone przeze mnie miejsce. Ja tylko umyłam ręce, założyłam rękawiczki i po przygotowaniu dopochwowego ultrasonografu rozpoczęłam badanie. Ewidentnie można było gołym okiem zauważyć, że jest uszkodzona szyjka macicy.  Jajniki kobiety również nie były w świetnym stanie. Postanowiłam póki co, nie wspominać o tym.
- Płód rozwija się prawidłowo, na moje oko jest to 5 tydzień. Gratuluję. - uśmiechnęłam się lekko kończąc badanie.
- Przepraszam bardzo jaki płód? O czym Pani do mnie mówi? - pacjentka chyba była nieźle zszokowana, że jest w ciąży.
- Mówię o tym, że nie udało się Pani wykonać prawidłowo aborcji i jest Pani w ciąży. Dziecko rozwija się prawidłowo, a moim zadaniem teraz jest powiadomienie o tym odpowiedniego organu. - widząc zmieniający się wyraz twarzy pacjentki, zaczęłam się bać o samą siebie. Nie wiadomo co mogło się teraz wydarzyć.
- Powiadom o tym policję, a obiecuję, że jeszcze przed świętami, zamiast lepić pierogi i piec makowiec, będziesz musiała zorganizować pogrzeb dla Twojego ukochanego Piotrusia, zdziro!
Tak szybko jak mi zagroziła, tak szybko opuściła mój gabinet. Nie ukrywam, że byłam w niemałym szoku! Bałam się już teraz nie na żarty. Co jeżeli ona będzie chciała naprawdę zrobić coś Piotrowi? A co gorsza jemu i Stasiowi? Cieszyłam się, że ten dyżur dobiega już końca. Marzyłam tylko i wyłącznie o bezpiecznym powrocie do moich facetów. Standardowo poszłam do lekarskiego się przebrać i po złapaniu jeszcze do ręki swojej torebki opuściłam szpital.
Byłam cholernie zaskoczona, że mój pilot od centralnego zamka w aucie nie chce zadziałać. Same najgorsze myśli zaczęły krążyć po mojej głowie. Dopiero w momencie, kiedy wysiadł z niego rozradowany Piotr odetchnęłam z ulgą.
- Co Ty tu robisz? - nie kryłam zaskoczenia całą tą sytuacją.
- Też się ciesze kochanie, że Ciebie widzę. - jak zawsze ironia to Piotra drugie imię.  - przyjechałem po Ciebie z naszym synem i zabieramy Ciebie na wycieczkę w pewne miejsce. No chyba, że nie chcesz to wracamy do domu.
- Piotr, wiesz, że nie lubię niespodzianek... - wymamrotałam tylko wsiadając do samochodu od strony pasażera.
Mój mąż uczynił to samo zajmując miejsce kierowcy i po zapięciu pasów ruszyliśmy w drogę. Z początku kierowaliśmy się jak zawsze w stronę naszego mieszkania, później Piotr skręcił w stronę centrum, a po kolejnym skręcie nie wiedziałam już gdzie jestem. Jechaliśmy jakąś uliczką oświetloną latarniami, co kilka metrów mijaliśmy jakieś domy jednorodzinne. Nawet wydawało mi się, że minęliśmy dom Leny. Uradowana faktem, że jedziemy do mojej przyjaciółki odpięłam pas chcąc już otworzyć drzwi.
- Chcesz wysiąść w trakcie jazdy? I w ogóle, gdzie Ty się wybierasz? - zapytał zdezorientowany Piotr zatrzymując samochód.
- No jak to gdzie, do Leny! Jesteś kochany, że nas tu przywiozłeś! Miałam i tak z nią się umówić na kawę! - ucałowałam męża w policzek ciągnąc już za klamkę.
- Ale my nie jedziemy do Leny.. - Piotr cicho wyszeptał pomagając mi zamknąć z powrotem drzwi.
Postanowiłam już sie nie odzywać. Byłam i tak dzisiaj wystarczająco wykończona tym dniem. Najpierw ta pacjentka, a teraz jakaś wycieczka po ulicy, na której mieszka Lena. Po kilku sekundach dojechaliśmy na koniec drogi, gdzie stał nowo wybudowany apartamentowiec. W niektórych oknach paliły już się światła, co oznaczało, że nie jest to pustostan. 
- Po co tutaj Nas przywiozłeś? - upss... ciekawość zaczęła mnie zżerać. 
- Chodź za mną, a się przekonasz. - rzucił mój mąż uśmiechając się cwaniacko, po czym wysiadł z samochodu, wziął naszego synka na ręce, który przez całą drogę zainteresowany był guziczkami przy swojej kurteczce i ruszył w stronę bloku. Nie mogłam oczywiście być gorsza. Szybko wyrównałam do Piotra i szłam długim korytarzem, a następnie jechałam razem z moimi chłopakami windą dalej nie mając pojęcia o co chodzi. W końcu zatrzymaliśmy się na 5 - przedostatnim piętrze apartamentowca, a konkretniej przed drzwiami z numerem 77.
- Po co tutaj stoimy Piotr? - świetne! mój mąż nawet zignorował moje pytanie, tylko wyciągnął ze swojej kieszeni kurtki pęczek kluczy po czym otworzył drzwi do tego mieszkania. Gestem dłoni pokazał tylko, że jak na dżentelmena przystało mam wejść jako pierwsza. Posłusznie uczyniłam to, o co prosił mnie mój mąż. W mieszkaniu było ciemno, jedynie latarnie dawały jakieś światło do środka. O dziwo w mieszkaniu było ciepło.. Jakby było tutaj włączone ogrzewanie, albo rozpalony kominek! Po chwili Piotr zapalił światło, a moim oczom ukazał się przedpokój wymalowany na biało z eleganckimi czarnymi akcentami. 
- Możesz mi powiedzieć co my tutaj robimy? - zapytałam nieco dalej zdezorientowana tym wydarzeniem. Mój mąż dalej nic sobie nie robił z moich słów tylko pociągnął mnie do dużego rozmiaru salonu, gdzie w rogu znajdował się kominek, a na jednej ze ścian był powieszony telewizor plazmowy, potem do kuchni, która była urządzona bardzo nowoczesnie, do łazienki z dużą wanną i prysznicem znajdującym się za oszklonymi drzwiami. A na sam koniec  zwiedziliśmy cztery znajdujące się na piętrze tego mieszkania pokoje. Jeden był w kolorze brązu, z łazienką, dużym łóżkiem i ogromną garderobą. Zawsze marzyłam o takiej sypialni.. tylko dla mnie i dla Piotra.. ach ! Kolejne pomieszczenia były mniejsze od tego pierwszego, i miały tylko pomalowane ściany. Jeden na niebieski z dodatkiem beżowych elementów, drugi na różowo z namalowanymi na biało księżniczkami, a trzeci miał puste, białe ściany. 
- Dowiem się w końcu co tutaj robimy Piotr?! - cierpliwość moja już się kończyła! Byłam naprawdę zmęczona już po pracy jak i całym tym zwiedzaniem tego mieszkania, choć nie ukrywam - BYŁO PIĘKNE !
- Od teraz tutaj mieszkamy kochanie. - jedno zdanie, które kompletnie wyprowadziło mnie z równowagi jak i racjonalnego myślenia. Stałam w bezruchu opierając się tylko o drzwi do jednego z pokoi i przyglądałam się uważnie Piotrowi.
- Coś Ty powiedział... - wymamrotałam cicho nie odrywając od mojego męża choć na chwilę swojego wzroku.

CZYTASZ - KOMENTUJESZ - UDOSTĘPNIASZ.

wtorek, 9 września 2014

Part 34

Ocknęłam się po chwili będąc w ramionach Piotra i siedząc na krześle w jednym ze szpitalnych korytarzy.
- Gdzie jest Stasiu? - podniosłam głowę do góry jak zawsze zgarniając niesforny kosmyk moich włosów za ucho.
- Zabrali go na dodatkowe badania. Mów lepiej co Darek powiedział. Jak dziecko?
- Chyba dzieci chciałeś powiedzieć... - uśmiechnęłam się nieznacznie na chwilę choć zapominając o tym koszmarze, który teraz trwał.
- Dzieci? Chcesz powiedzieć, że będzie ich więcej? Bliźniaki?
Przytuliłam się do Piotra w dalszym ciągu będąc myślami obok naszego synka.
- Kochanie tak się cieszę. Nawet nie wiesz jaki jestem szczęśliwy. - z Piotra wręcz kipiała radość na wieść o powiększeniu naszej rodziny.
- Chodźmy do Stasia. Nie chcę, żeby był teraz sam.
Wstałam z krzesła lekko się chwiejąc i przewieszając swoją torebkę na ramieniu. Powolnym krokiem, ze względu na moje kiepskie samopoczucie ruszyliśmy w stronę oddziału pediatrycznego na którym na chwilę obecną leżał nasz synek.
Po przekroczeniu drzwi prowadzących na oddział podeszłam do znajomego pediatry w celu dowiedzenia się, w której sali leży Stasiu. Ten tylko powiedział, że leży w sali numer 8 i odszedł. Nawet nie zdążyłam o nic więcej zapytać...
Szybkim krokiem minęłam wcześniejsze numery sal i nie zwracając uwagi na zdanie Piotra weszłam do środka. Moim oczom ukazał się od razu nasz synek, który leżał w łóżeczku podłączony do kroplówki łkając co jakiś czas. Mnie samej na ten widok zaszkliły się oczy. Przecież która matka jest odporna na taki obrazek? Podeszłam do łóżeczka i uważając na kabel z płynącą do tego małego organizmu ciecz wzięłam synka na ręce. Przytuliłam go do siebie całując czule w mniej rozpalone już czółko. Mały czując matczyne ciepło przestał od razu płakać wtulając się we mnie jeszcze bardziej. 
- Kochanie, nie powinnaś tutaj być, wiesz o tym doskonale.
- Sugerujesz, że zarażę się chorobą wewnętrzną, która nie jest zaraźliwa?
- Ech, ale uważajcie na siebie..
- Idź lepiej Piotr dowiedz się co ze Stasiem. Przecież nie można na wyniki czekać całe życie.
Piotr tak jak wszedł na chwilę, tak zaraz wyszedł z sali. Staś powoli zaczął zasypiać, a ja kołysząc go delikatnie zastanawiałam się jak to teraz będzie. Dwójka dzieci w drodze, jedno w szpitalu ciężko chore, w międzyczasie praca i domowe obowiązki. Każdy na świecie wie, że białaczki nie da się zwalczyć do końca, a największa umieralność na tą chorobę jest u dzieci, które nie mają jeszcze na tyle siły w sobie by walczyć z tym świństwem. Czy Stasiu zdąży poznać swoje rodzeństwo? A może to tylko zła diagnoza? Po chwili przyszedł do sali z powrotem Piotr kompletnie nic nie mówiąc. Zabrał ode mnie śpiącego Stasia i odłożył go do łóżeczka. Chcąc samej pójść dowiedzieć się czegoś o stanie zdrowia naszego synka wstałam z krzesła czując spływając z moich wewnętrznych stron ud ciepłą ciecz... 



Przebudziłam się w środku nocy zalana cała potem. Piotr który najwyrażniej sam się obudził spojrzał na mnie aż nadto zaspanym wzrokiem.
- Co się dzieje kochanie? - uśmiechnął się jak zawsze zalotnie całując mnie w policzek.
- Gdzie jest Staś? Wszystko z nim w porządku? Nie ma gorączki? Nie płacze? Boże Piotr... - wtuliłam się mocno w klatke piersiową mojego męża łkając cicho w jego koszulkę.
- Skarbie, Stasiu smacznie śpi w łóżeczku. Niedawno nakarmiłem go mlekiem, bo nie chciałem Ciebie budzić. Hana, kochanie co się dzieje? Dlaczego płaczesz? Żle się czujesz? Boże, Hana co się stało?
- Nic... Chodźmy dalej spać. Tylko przytul mnie mocno, proszę. - wyszeptałam cicho chcąc jeszcze bardziej poczuć Piotra ciepło. 
- Tylko pamiętaj proszę, żebyś jutro zajrzała z rana do Darka, dobrze? Musi potwierdzić oficjalnie, że niebawem Stasiu będzie miał rodzeństwo.
Ale jak to? To to nie był tylko zły sen? Spojrzałam jeszcze tylko na zegarek który wskazówki miał ustawione idealnie wskazując godzinę 5:20. Wiedziałam, że sen już mnie nie odwiedzi więc grzecznie leżałam w ramionach Piotra, który już cicho pochrapywał.Dobrze, że za niecałe 4 godziny zaczynałam  dyżur w szpitalu i czas mojego bezsensownego leżenia nie będzie aż taki długi. W głębi siebie walczyłam, by nie powrócić myślami do tego koszmaru. Całe szczęście, że Stasiu jest zdrowy i smacznie śpi w łóżeczku. Gdyby tylko ten sen miał odzwierciedlenie w rzeczywistości.... NIE! Koniec myślenia o tym. Zwykły koszmar nocny. Uff... 

Z łóżka wstałam chwilę po 6 mimo, że normalnie jeszcze o tej porze śpię. Postanowiłam wziąć jeszcze prysznic przed pójściem do pracy, Piotrowi wyprasować koszule, zrobić śniadanie, w spokoju wypić herbatę, uszykować ubranka dla Stasia i samej przeszukać szafę w poszukiwaniu czegoś, w czym mogę się dzisiaj pokazać. Postawiłam na szare rurki, błękitną koszulę w kratę i jak zawsze szpilki. Na dzisiejszy i tak krótki dyżur uważałam, że jest okej. Szybko ogarnęłam się, zrobiłam kanapki i sobie herbatę i zaczęłam poranne prasowanie. Kiedy już skończyłam wiedziałam, że Piotr zrobi awanturę jeżeli nie zjem chociaż jednej kanapeczki na śniadanie, dlatego z talerzem i z ciepłą jeszcze herbatą usiadłam na kanapie przed telewizorem oglądając jakiś serial medyczny. Jedna z bohaterek właśnie przechodziła operację usuwania guza w dystalnej części jajowodu, jakiś lekarz - mogłam się domyśleć, że może jej mąż obawiał się czy będzie ona mogła mieć dzieci. Chyba sam był chirurgiem i chciał bardzo asystować przy tym zabiegu jednak ze względu na późniejsze komplikację został z bloku operacyjnego wyrzucony. Niby banał, zwykłe wymysły scenarzystów, jednak przyznaję, wciągnęłam się w to. Nie słyszałam nawet, kiedy moi faceci dołączyli do mnie siadając obok.Dopiero dostrzegłam ich, gdy mój synek zaczął bawić się moimi włosami. Zaśmiałam się wesoło całując ich obu na powitanie. Z tym większym panem troszkę powitanie się przedłużyło, ale w odpowiednim momencie odsunęłam się od Piotra.
- Nie powinnaś zaraz zbierać się do pracy? Dochodzi 8:15, a wiesz, że będą korki.. - Widziałam, że entuzjazm Piotra automatycznie zmalał, kiedy wspomniał o tym, że muszę wychodzić już do pracy. Sam zaczynał dyżur na 12, więc i on za dobre 3 godziny będzie musiał wyjść z domu. Pożegnałam się na szybko z chłopakami dając im szybkie całusy w policzek i po założeniu jeszcze czarne, skórzanej kurtki, spakowaniu do torebki wszystkich potrzebnych mi  ' pierdół ' wyszłam z mieszkania wcześniej przypominając Piotrowi, żeby zrobił Stasiowi na śniadanko kaszkę. Zwinnie jak zawsze pokonałam wszystkie schody dzielące mnie od wyjścia z klatki i po zamknięciu głównych drzwi do bloku ruszyłam w stronę samochodu. Chwilę po tym jak do niego wsiadłam wyjechałam z parkingu kierując się w stronę Leśnej Góry. 

Droga jak zawsze przeciągała się ze względu na liczne uliczne korki. Kiedy udało już mi się dojechać przed szpital, zaparkowałam samochód na pierwszym, wolnym miejscu i ile sił w nogach gnałam na ginekologię, a konkretniej do Darka, by sprawdził czy aby test nie był wadliwy. Jedno piętro, drugie piętro, jeden korytarz, drugi korytarz, gabinet pierwszy, drugi, aż w końcu stałam już przed tym odpowiednim! Zapukałam cicho i słysząc pozwolenie do wejścia dobiegające zza ściany weszłam z promiennym uśmiechem do środka.
- Tylko mi nie mów, że dwie krechy na teście ciążowym! - zaśmiał się wesoło Darek widząc moją uradowaną twarz.
- Dwie kreski na teście ciążowym. - odpowiedziałam tym samym koledze rozbierając się i siadając na fotel.
- A kto Tobie powiedział, że Ciebie zbadam? 
- Zawsze mogę sama zrobić usg  na podbrzuszu, więc chcesz być pierwszym który się o tym oficjalnie dowie czy nie?
Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Znaliśmy nasze poczucie humoru na wylot. Darek już tylko bez słowa założył na nos okulary i po chwili, kiedy podciągnęłam koszulkę do góry nałożył na mój brzuch chłodny żel, a następnie rozpoczął badanie.
- No i mamy. Około 5,6 tydzień. Maluszek zdrowy widać, wielkość prawidłowa, więc na razie nie masz się czym przejmować kochana.
- Darek, na pewno jeden? - zapytałam niepewnie czując jak poziom adrenaliny w mojej krwi się podnosi.
- A ile chciałabyś mieć zarodków? Widać jeden, to mówię, że jeden. Nie wierzysz w moje zdolności do czytania obrazu usg? - dobrze, że Darek nic nie przeczuwał o co mogło mi chodzić. Uśmiechnął się tylko szeroko podając mi papier do wytarcia podbrzusza, a sam zasiadł z powrotem za biurkiem.
Dostałam skierowanie na badanie poziomu HCG, receptę z zaleceniami i zwolnienie lekarskie od przyszłego tygodnia do końca 1 trymestru ciąży. Będąc w ciąży ze Stasiem też dostałam zwolnienie z uzasadnieniem, że lepiej by 1 trymestr ciąży mieć pewny, bez komplikacji, gdyż może zdarzyć się wszystko. Podziękowałam Darkowi za badanie i wyszłam z jego gabinetu chowając wyniki do torebki i ruszając w stronę przychodzi, gdzie za kilka minut zaczynałam dyżur. Jak to zawsze musiał mnie dopaść pech, ponieważ po przejrzeniu kart pacjentek jedno nazwisko utknęło mi w głowie.. SOSZYŃSKA. Czy to jednak mogło być możliwe?

niedziela, 31 sierpnia 2014

Part 33

Tadam ! :) nie zabijcie mnie, błagam za końcówkę ! :*

w związku z rozpoczynającym się rokiem szkolnym, a co za tym idzie moje rozpoczęcie 3 klasy technikum od razu informuję, że może być czas iż nexty będą pojawiać się tylko w weekendy. Pod koniec 1 semestru mam pierwszą kwalifikację [ egzamin zawodowy ] do którego jednak muszę się mocno przyłożyć, jak i do całej nauki :*

czytajcie - komentujcie - udostępniajcie

<3

- Myślisz, że powiększy nam się rodzinka? To by było wspaniałe! Zobacz między Stasiem, a maleństwem nie będzie duża różnica wiekowa, wózek, łóżeczko i inne przybory dla noworodka jeszcze mamy. Musimy udać się jak najszybciej do Darka! Kochanie to cudownie! - w głosie Piotra wyczuwałam radość i podniecenie całą tą sytuacją.
- Darek mnie chyba zabije, że znowu zostawię go samego na oddziale. - zaśmiałam się wesoło podnosząc się na łokciu i zerkając na Piotra. - Ale jest jeden warunek.
- Zapomnij Hana.. 
- Dlaczego? Piotr przecież ciąża to nie jest choroba. Nie muszę leżeć godzinami do góry brzuchem i nic nie robić. Poza tym weź też pod uwagę, że nie możemy pozbawić pani Helenki pracy. Tak się nie robi..
- To co proponujesz?
- Chcę poprosić Darka o ograniczenie mi dyżurów i pracować przynajmniej do połowy ósmego miesiąca. Oczywiście w obowiązki mojej pracy będą wchodzić konsultacje, dyżury na izbie i w przychodni.
- Nad tym jeszcze pomyślimy po konsultacji wcześniejszej z Darkiem. Robiłaś już test?
Uśmiechnęłam się szeroko kątem oka zerkając na szafkę nocną Piotra. Ten chyba złapał mój wzrok, bo od razu niemalże uchylił szufladę w szafce wyciągając długi,wąski, dwukolorowy kawałek plastiku. Widniały na nim dwie, czerwone kreski.  Od razu złapał mnie w swoje ramiona całując czule w usta. Dopiero, gdy zaczął schodzić z pocałunkami coraz niżej przypomniałam sobie o jego wcześniejszym głodzie, zrobionych kanapkach i herbacie czekających na mojego męża w salonie.
- Wspominałeś wcześniej, że byłeś strasznie głodny. Zrobiłam nawet stos Twoich ulubionych kanapek i ciepłą herbatę.
- A nie możemy zjeść tego w sypialni? - jak zawsze Piotruś i jego ' ambitne ' plany.
- A znowu mam Ci powtórzyć, że nie je się w łóżku? Chcesz spać w okruchach od kanapek czy na prześcieradle?
- Widzę, że z Tobą nigdy nie wygram...
Uśmiechnęłam się szeroko kręcąc głową. Po chwili Piotr wyszedł z sypialni, a mnie dopadły mdłości. W mgnieniu oka znalazłam się w łazience. Gdy było już po wszystkim usiadłam na podłodze opierając się głową o zimne kafelki. Po kilku seriach takich wariacji w końcu wykończona tym wszystkim poszłam pod prysznic, a stamtąd wprost do łóżka. Czułam się kiepsko, dlatego po otuleniu się kołdrą niemalże zasnęłam.
Przebudził mnie nad ranem płacz Stasia. Nie dobiegał on z jego łóżeczka, a z innego pomieszczenia znajdującego się w naszym mieszkaniu. Z początku bałam się, że coś się dzieje, lecz kiedy zobaczyłam, że Piotra też nie ma obok podniosłam się do góry i wyszłam z sypialni. Na kanapie w salonie siedział Piotr ze Stasiem. Mały bardzo głośno płakał i był cały zalany potem.
- Co się dzieje? Nowe ząbki mu wychodzą? - zapytałam z troską siadając obok moich mężczyzn.
- Nie mam pojęcia. Zmierzyłem mu temperaturę, ma ponad 38 stopni, podałem mu już leki i zadzwoniłem po Wiki. Zaraz przyjedzie tutaj z Tomaszem.
- Pani Helenka wspominała coś kilka dni temu, że mały zrobił się marudny. Nie chciał jeść, ani pić. Myślałam, że to przez nowe ząbki.
Byłam w głębi siebie załamana. Byłam matką, która nie zauważyła pierwszych objawów choroby swojego dziecka. Ktoś mógłby pomyśleć, że co ze mnie za rodzicielka, jednak ja na prawdę byłam przekonania, że to za sprawą ząbkowania. Nie raz było już tak u Stasia, jednak objawy przechodziły w chwili, kiedy ząbek zdążył się już wybić.
- Hana kochanie, nie denerwuj się, nie możesz. Może faktycznie, to nowe ząbki dają o sobie znać. Idź się połóż do łóżka, a ja zaczekam tutaj ze Stasiem na Tomka dobrze?
- Piotr proszę Cię. I tak nie zasnę już. Dałeś mu mleko chociaż? 
- Tak. Wypił 120 ml od razu. Dodałem troszkę kleiku ryżowego nawet.
- Pójdę się ubrać w jakieś dresy i zaraz się wymienimy. Chyba nie chcesz otworzyć drzwi w samych bokserkach. - uśmiechnęłam się wracając do sypialni. Na szybko znalazłam jakieś szare spodnie dresowe i białą bokserkę. Włosy spięłam w kucyk i wróciłam do salonu siadając z powrotem na moim poprzednim miejscu.
- Daj mi go, a Ty idź się ubierz.
- Nie możesz. A jeżeli mały jest chory? Jesteś w ciąży, i sama wiesz czym to może skutkować w przyszłości.
- Jasne to odłóż go do wózka, niech głośniej płacze w chwili, kiedy najbardziej potrzebuje on ciepła rodziców.. - hormony dawały już o sobie znać. Nigdy pewnie nie odezwałabym się do Piotra z taką złością w głosie jak teraz.

- Ale wracam za mniej niż 5 minut.. - po tych słowach dostałam Stasia do siebie na ręce. Mały był już naprawdę mocno spocony, więc tylko krzyknęłam do Piotra, by przyniósł dla Stasia świeżą pieluszkę i piżamkę. Sama wycierałam w tym czasie bużkę i szyję synka małym ręcznikiem. Mały tylko uśmiechał się co jakiś czas w moją stronę, płacząc już coraz mniej. Kiedy wrócił do pokoju Piotrek rozległ się akurat również dzwonek do drzwi naszego mieszkania. Po ich otwarciu do środka weszła Wiktoria, a zaraz  za nią Tomasz.
- Połóż go na kanapie i rozbierz do pieluszki, a ja się nim zajmę. - głos Tomka był bardzo miły przez co nawet na moment zapomniałam, po co o tej porze mamy gości. Posłusznie wykonałam polecenie kolegi i  po rozebraniu Stasia wstałam z kanapy wtulając się w silne ramię Piotra. 

- Lekkie przeziębienie. Leki na zbicie gorączki i wtaminy pomogą. No i nie wychodźcie z nim na razie na spacery, bo pogoda za oknem tylko ułatwia namnożenie się bakterii w organiżmie. Ewentualnie możecie uchylać okna na moment, żeby dostało się świeże powietrze. - odezwał się po kilku minutach Tomasz odkładając swój stetoskop obok Stasia. Nasze dziecko chyba czuło już się lepiej, gdyż od razu zainteresował się nowym ' gadżetem ' głośno do niego gaworząc. 
- A czy może się tak zdarzyć, że mały będzie zarażał? Mamy zatrudnioną opiekunkę i nie chcemy, żeby i ona przed świętami się rozchorowała.
- Nie. To nie jest jakiś wirus. Możecie być spokojni. Lecz na wszelki wypadek jedźcie z nim do lekarza, albo do szpitala. Sami wiecie, że jestem chirurgiem dziecięcym, a nie pediatrą.
- Zabierzemy go najwyżej jutro ze sobą do pracy rano. Ja mam i tak na później, a Hana od rana musi kilka spraw pozałatwiać.
Przysłuchiwałam się rozmowie mężczyzn analizując objawy u mojego syna. Mimo, że ja byłam tylko ginekologiem znałam się trochę też na pediatrii. Po głowie chodziły mi różne choroby, ale od razu je odpędziłam mówiąc do siebie w duchu, że jestem przewrażliwiona. 
- Może napijecie się czegoś? Herbaty, kawy? - odezwałam się w końcu nie mogąc dłużej wytrzymać swojej ciszy.
- Niee, jest już po 3. Ja mam z rana dwie operacje i chcę jeszcze trochę się wyspać. Trzymajcie się! - rzekła Wiktoria, która tak jak ja przez cały czas nie odezwała się ani słowem. Czasami odnosiłam nawet wrażenie, że jest ona z tym Tomaszem ze wględu na doskwierającą jej samotność. Nie widziałam jej nigdy szczęśliwej przy jego boku. Podziękowaliśmy tylko z Piorem naszym przyjaciołom za tak szybki przyjazd, a po opuszczeniu przez nich naszego mieszkanka wróciliśmy do sypialni ze Stasiem kładąc się dalej spać. Malemu na szczęście gorączka trochę się zbiła przez co sam zasnął ze zmęczenia.

Z samego rana napisałam do pani Helenki wiadomość, że dzisiaj może przyjść troszkę później, ponieważ Stasiu w nocy dostał gorączki i po konsultacji ze znajomym lekarzem Piotr stwierdził, że woli aby zrobić mu komplet badań. Po ogarnięciu się już i zjedzeniu przez całą naszą trójkę śniadania wyszliśmy z mieszkania, kierując swoje kroki do samochodu a potem w stronę Leśnej Góry. Kiedy już dojechaliśmy na miejsce chciałam wziąc synka na ręce, ale oczywiście mój mąż tłumacząc się moim obecnym, jeszcze nie potwierdzonym stanem odebrał mi go samemu wchodząc z nim na rękach do szpitala. Ustaliliśmy, że ja pójdę do Darka, aby sprawdził czy na pewno jestem w ciąży, a Piotr ze Stasiem udadzą się na izbę przyjęć. Po przemierzeniu tylch wszystkich korytarzy i dojechaniu windą na 1 piętro, gdzie znajdował się oddział ginekologiczno - położniczy zapukałam cicho do drzwi jego gabinetu i po usłuszeniu ' proszę ' weszłam do środka. 
- Cześć kochana, a Ty nie miałaś być przypadkiem na 12? Jest dopiero 8 rano. - jak zawsze powitał mnie entuzjastycznie kolega po fachu.
- Miałam miałam, ale potrzebuję dobrego lekarza, który mnie zbada. - uśmiechnęłam się wesoło siadając po drugiej stornie biurka przy którym siedział Darek.
- Czyżby test ciążowy pokazał dwie, czerwone krechy? - oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Akurat w tych sprawach rozumieliśmy się bardzo dobrze. - Siadaj na fotel,zaraz sprawdzimy czy nie był test wadliwy.
Przez te żarty Darka wybuchłam jeszcze głośnym śmiechem i po przygotowaniu się do badania zajęłam wcześniej wskazane przez niego miejsce. Podwinęłam koszulkę ku górze, a po chwili poczułam na swoim brzuchu zimny żel i głowicę ultrasonografu. 
- No rzeczywiście mamy tutaj zapłodnione jajeczko. - na te słowa odetchnęłam z ulgą po raz kolejny szeroko się uśmiechając. - Nie chwileczkę! My tutaj mamy dwa jajeczka! 
- Bliżniaki?! - krzyknęłam chyba tak głośno, że ludzie na korytarzu mogli to usłyszeć.
- Na to wygląda. Gratulacje. Bierzesz od razu zwolnienie czy jakoś udobruchasz Piotra i pomożesz mi w małym stopniu ogarnąć ten bajzel? - odezwał się Darek podając mi do rąk ręcznik papierowy w celu wytarcia podbrzusza.
- Akurat tutaj Cię zaskoczę. Mój mąż już jest udobruchany i zgodził się na to, abym minimum do połowy ósmego miesiąca trochę pracowała. - zaśmiałam się cicho widząc wielkie zdziwienie malujące się na twarzy ginekologa. Po wyrzuceniu mokrego ręcznika do śmietnika i po założeniu karty ciąży opuściłam gabinet, a po chwili oddział. Udałam się na izbę, gdzie od razu moim oczom ukazał się Piotr, a przed nim Stasiu jadący w łóżeczku szpitalnym prowadzonym przez pielęgniarki.
- Co się dzieje?! - serce mało nie wyskoczyło mi z piersi, kiedy ujrzałam Stasia, którzy płakał w niebogłosy.
- Podejrzewają białaczkę... - Piotr powiedział to tak cicho, że gdyby nie fakt, iż stałam obok to nie usłyszałabym jego słów.

- Co podejrzewają? Białaczkę.... - wymamrotałam pod nosem widząc już przed swoimi oczami ciemność i czując jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa..

piątek, 29 sierpnia 2014

part 32

Przepraszam, że tak późno, lecz miałam problemy z dodaniem tego tutaj ;x . Trochę mało wiem, lecz postanawiam poprawę ! :)

Kolejny next jak będzie jeszcze więcej komentarzy niż pod poprzednim partem.

Dacie może radę do niedzieli?! ^^

czytasz - komentujesz - udostępniasz


Stwierdziłam, że nie ma sensu zaczynać awantury, tylko postanowiłam spokojnie porozmawiać o tym z Piotrem. Może była jakaś tam znajoma lekarka, która przez przypadek ubrudziła Piotrowi ten kołnierzyk? Takie ślady nie zawsze przecież muszą potwierdzać zdradę. Upuściłam resztę ubrań do prania na ziemię sama udając się z tym ' dowodem ' na kanapę. Nie musiałam długo czekać na mojego męża. Wyszedł z łazienki chwilę po tym jak zdążyłam się usadowić wygodnie z ręcznikiem przewiązanym w pasie co tylko pozwoliło mi na dokładne podziwianie jego może nie dobrze zbudowanego ciała, ale każdych zarysów mięśni. Z jego czarnej czupryny z domieszką kilku siwiejących już włosów spływały jeszcze krople wody. Widząc moją nie tęgą minę Piotr usiadł obok mnie przyglądając mi się uważnie.
- Stało się coś kochanie? - zapytał od tak, unosząc lekko ku górze kąciki swoich ust.
- Może Ty mi to wytłumaczysz?! - jednym, szybkim ruchem pozbyłam się ze swoich rąk tej koszuli rzucając ją w kierunku Piotra i wstając z miejsca. - Myślałam, że jednak coś nas łączy, że nie jesteśmy ze sobą tylko ze względu na Stasia. Obiecywałeś, że się zmienisz, że mnie kochasz nad życie, a tymczasem chcąc wrzucić Twoje rzeczy do pralki znajduję ślady szminki i to jeszcze na Twojej ulubionej koszuli! Możesz mi to jakoś logicznie wytłumaczyć czy chcesz od razu spakować swoje rzeczy i wyjść stąd?
Fakt. Może przesadziłam, ale musiałam wyrzucić z siebie to co leżało mi na sercu. Widziałam, że Piotr był nie tyle zaskoczony co rozżalony moimi słowami. Rozum podpowiadał mi, że zaraz mogę zacząć żałować swoich słów...


- Wiesz co Hana zrozumiałbym wszystko.. Hormony, napięcie przedmiesiączkowe, zmęczenie, okres.. Ale żeby posądzać mnie o zdradę nie dając nawet dojść mi do głosu? Będąc na bankiecie po sympozium rozmawiałem ze swoim starym znajomym, Konradem. Nie zdążyłem nawet dobrze zareagować, kiedy jakaś zupełnie obca mi kobieta potknęła się o wykładzinę, którą była wyłożona sala i wpadła twarzą wprost na mój bark i szyję. Lecz oczywiście Ty nie możesz mi bezgranicznie zaufać i wolisz od razu posądzać o zdradę. Sądzisz, że po tym wszystkim mógłbym Nam coś takiego zrobić? odpowiedz...

Teraz było mi strasznie głupio i przede wszystkim przykro, że mój mąż pomyślał, że nie wierzę jemu. Z każdą chwilą, gdy spoglądałam Piotrowi prosto w oczy coraz więcej łez zbierało mi się pod powiekami. Rzuciłam tylko krótkie ' przepraszam ' i wybiegłam z salonu wprost do sypialni. Rzuciłam się na łóżku  zaczęłam cicho szlochać w swoją poduszkę. Nie miałam nawet siły powstrzymać tych łez. Było mi cholernie przykro, że dałam się ponieść emocjom i rzuciłam słowa na wiatr. Nie słysząc nawet najmniejszego szmeru znalazłam się po chwili w ramionach Piotra. Ten wiedział, że nie potrzeba zbytnich słów w danej sytuacji, czekał cierpliwie aż się uspokoję. W końcu ostatecznie otarłam wierzchem dłoni ostatnie krople łez i wtuliłam się jeszcze bardziej w silne ramiona ukochanego.
- Obiecaj mi, że takie problemy będziemy rozwiązywać na spokojnie, wyjaśniając sobie wszystko, a nie kłócąc się, dobrze?
- Yhym - uśmiechnęłam się lekko składając na ustach Piotra delikatny pocałunek. Po chwili znów leżałam obok niego, gładząc jego dalej nagi tors.
- Jest jeszcze jeden problem... - zaśmiałam się w duchu przypominając moje ostatnie analizowania.
- Jaki? - Piotr nie krył zdziwienia,  i nawet lekko się ode mnie odsunął.

- Od trzech tygodni spóżnia mi się miesiączka... - uśmiechnęłam się serdecznie odwracając głowę w drugą stronę i wyczekując reakcji mojego męża.

piątek, 15 sierpnia 2014

part 31

Jeszcze trochę i kończą się wakacje :c !

czytasz - komentujesz - udostępniasz :)

next jak pokażecie na co Was stać z komentarzami <3

Czas leciał w naszym życiu nieubłaganie. Zdążyłam przyzwyczaić się do powrotu do pracy, Piotr starał się brać swoje dyżury tak, aby spędzać z nami w domu jak najwięcej czasu, a Stasiem zajmowała się pani Helena. Opiekunka, którą zresztą poleciła nam Lena. Miała około pięćdziesięciu paru lat i wspaniałe podejście do dzieci. Już po jednym dniu próbnym nie żałowaliśmy, że poprosiliśmy ją o spotkanie. W sumie Lena jednak miała rację, że pani Helena wprowadza ze sobą spokój i miłość do każdego domu. Nie była ani wybuchowa, ani zbyt konsekwentna względem zachowania dzieci. Widziała, że dzieci muszą rozrabiać i że wszystko ma swoje granice. Pozwoliliśmy nawet Stasiowi mówić do niej " babciu " . Przecież i tak nic w tym dziwnego. Jedna babcia mieszka w Izraelu, a druga..... właśnie nigdy nie dowiedziałam się co sie dzieje z Piotra rodzicami.. Do codziennych obowiązków naszej niani dochodziło jeszcze co drugi piątek bądź w tygodniu odbieranie Tosi ze szkoły. Piotr ustalił, że będzie ona mieszkać z matką Magdy, ze względu na odległość naszego mieszkania od szkoły dziewczynki, ale co drugi weekend i każde ferie zimowe czy wakacje spędza z nami. Plus święta. Nie podobało mi się to ze względu na fakt, iż wychodzę z założenia, że takie wyniosłe uroczystości spędza się w gronie rodzinnym. Za pozytywnie nastawiona do byłej teściowej mojego męża też nie byłam, lecz kiedy posuwałam się do refleksji, że ona tam u siebie w domu siedzi przy stole zupełnie sama, robiło mi się przykro..
Zbliżały się święta. Śnieg padał za oknami, kilkustopniowy mróz czerwienił nosy i policzki przechodniów. Piotr akurat wyjechał kilka dni wcześniej na jakąś delegację i miał dzisiaj planowo wrócić do domu. Ja kończyłam właśnie dyżur i po przekazaniu pacjentek Darkowi spokojnie opuściłam oddział ruszając do lekarskiego w celu przebrania się. Po drodze jeszcze porozmawiałam z Przemkiem, który akurat przyszedł na nocny dyżur. Kilka wymienionych między sobą zdań, zaproszenie na pierwszy dzień świąt do nas i już postać mojego brata zniknęła gdzieś za rogiem. Kiedy weszłam już do środka ściągając pospiesznie kitel dostrzegłam stojącą na biurku małych rozmiarów choinkę. Była przystrojona w kolorowe światełka, malutkie bombki i srebrzysty łańcuch. Stojąc i podziwiając malutkie drzewko myślami wróciłam do swojego rodzinnego domu. Mimo, że jestem pół żydówką rodzice nigdy nie robili problemu z nadchodzących świąt. Co roku były one obchodzone po ' bożemu ', a na stole prócz typowych polskich potraw były również te izraelskie, jak na przykład babaganusz, kibbe czy hummus i pita. U nas święta zaczynały się już od uroczystego śniadania, a nie tylko wieczerzy. Prezenty wręczaliśmy sobie tak jak w Polsce po kolacji, jednak ze względu na klimat w jakim żyliśmy nie mieliśmy nigdy ani przystrojonej, żywej, zielonej choinki ani górek śniegu.
- A co Ty tutaj jeszcze robisz? Przecież dyżur skończyłaś kochana ponad godzinę temu. - z zamyślenia wyrwał mnie wesoły głos Leny, która akurat weszła do lekarskiego z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Co takiego?! Pani Helenka mnie udusi, obiecałam być punktualnie! 
Czym sił w nogach ubrałam na siebie swój płaszcz w kolorze pudrowego różu i chwytając w pośpiechu torebkę wybiegłam niemalże ze szpitala.
Na szybko jeszcze zeskrobałam śnieg z bocznych i przedniej szyby  auta i już wyjeżdżałam z  przyszpitalnego parkingu. Byłam nawet zła na samą siebie o to, że w dzień powrotu Piotra z delegacji, ja nie wyszłam punktualnie z pracy i teraz przez to mogę nie zdążyć ze zrobieniem kolacji. 

Przez całą drogę w radiu leciały tylko i wyłącznie świąteczne piosenki. Nawet i mi udzielił sie już  ten klimat. Z uśmiechem malującym się na twarzy przekroczyłam próg mieszkania odkładając torebkę na pobliski stolik. Przeprosiłam serdecznie panią Halinkę i nim zaparzyłam sobie herbaty jej już nie było. Dobrze, że nie była aż tak zła jak przypuszczałam. Przynajmniej mam nauczkę na przyszłość żeby wracać punktualnie do domu.

Stasiu był już wykąpany i grzecznie spał w swoim łóżeczku przez co w mieszkaniu panowała kompletna cisza. Mogłam w końcu usiąść wygodnie na kanapie i napić się ciepłego napoju. Monotonny serial w telewizji sprawił, że poszłam do kuchni przygotowywać jakąś kolację. Kilka kanapek w zupełności wystarczyło żebym zapełnila talerz po brzegi. Z tego wszystkiego zapomniałam nawet, że w każdej chwili do domu mógł wrócić Piotr. Wróciłam z powrotem na kanapę i zaczęłam konsumować posiłek. Nie wiedząc nawet kiedy zasnęłam na kanapie.

Przebudził mnie huk tłuczonego szkła dobiegającego z pomieszczenia obok. Otworzyłam oczy podnosząc się do pozycji pionowej i analizując wcześniejsze wydarzenie. Dostrzegłam Piotra, który na kolanach zbierał resztki potłuczonego szkła w kuchni. Podeszłam cicho przyglądając się poczynaniom mojego męża. Ten widząc tylko moją osobę uśmiechnął się nieśmiało i wyrzucił resztki okruchów do śmietnika.
- Przepraszam. Chciałem się napić wody i mi szklanka wyleciała z dłoni. Nie chciałem Cię budzić. 
- Miłe powitanie. Nie było Cię kilka dni, a jak już wracasz to witasz sie tłumaczeniem dlaczego zbiłeś szklankę. Tak kochanie, ja też się stęskniłam, u nas wszystko w porządku i tak dalej... - udając obrażoną ( co nawet zawsze wychodziło mi bardzo dobrze ;p ) odwróciłam się plecami do swojego męża i z zamiarem powrotu na kanapę w salonie ruszyłam powolnym krokiem w tym kierunku. Piotr jednak był troszkę szybszy ode mnie, bo złapał mnie w łokciu przyglądając maksymalnie blisko do siebie i składając na moich ustach namiętny pocałunek. Ten jednak był inny od wszystkich... Był przepełniony tęsknotą, miłością i pragnieniem. Z niechęcią oderwaliśmy się od siebie, ponieważ brakowało nam już tchu. Uśmiechnęłam się wesoło wtulając w tors ukochanego. To było to, co uwielbiałam robić najbardziej. Czułam się wtedy taka bezpieczna i przede wszystkim spokojna. 
- Jesteś głodny? Zrobię coś na szybko, bo pewnie podróż Ciebie wymęczyła.
- Dzięki, ale póki co to marzę tylko o prysznicu. Pójdę się ogarnąć i przyjdę dobrze? 
- No dobrze to idź, a ja zrobię Tobie chociaż jakieś kanapki i zaparzę herbaty. 

Z zadowoleniem malującym się na mojej twarzy poszłam do kuchni zrobić coś do jedzenia. Szybko udało mi się zasypać talerz ulubionymi kanapkami Piotra. Zaparzyłam jeszcze jego ulubioną herbatę i słysząc dochodzący z łazienki szum wody postanowiłam rozpakować jego walizkę. W końcu im szybciej wrzucę do pralki jego rzeczy, tym szybciej wyschną i je wyprasuje, a co za tym idzie szybciej i Piotr je założy. Po wyciągnięciu wszystkich rzeczy z torby wstałam powoli trzymając całą górę brudów i z zamiarem wrzucenia ich do pralki ruszyłam w stronę łazienki. Pech chciał, że z tego całego stosu wyleciała ulubiona koszula Piotra, a kiedy już ją podniosłam dostrzegłam ślady czerwonej szminki na kołnierzyku...



Czy to początek dopiero problemów?