Łączna liczba wyświetleń

piątek, 15 sierpnia 2014

part 31

Jeszcze trochę i kończą się wakacje :c !

czytasz - komentujesz - udostępniasz :)

next jak pokażecie na co Was stać z komentarzami <3

Czas leciał w naszym życiu nieubłaganie. Zdążyłam przyzwyczaić się do powrotu do pracy, Piotr starał się brać swoje dyżury tak, aby spędzać z nami w domu jak najwięcej czasu, a Stasiem zajmowała się pani Helena. Opiekunka, którą zresztą poleciła nam Lena. Miała około pięćdziesięciu paru lat i wspaniałe podejście do dzieci. Już po jednym dniu próbnym nie żałowaliśmy, że poprosiliśmy ją o spotkanie. W sumie Lena jednak miała rację, że pani Helena wprowadza ze sobą spokój i miłość do każdego domu. Nie była ani wybuchowa, ani zbyt konsekwentna względem zachowania dzieci. Widziała, że dzieci muszą rozrabiać i że wszystko ma swoje granice. Pozwoliliśmy nawet Stasiowi mówić do niej " babciu " . Przecież i tak nic w tym dziwnego. Jedna babcia mieszka w Izraelu, a druga..... właśnie nigdy nie dowiedziałam się co sie dzieje z Piotra rodzicami.. Do codziennych obowiązków naszej niani dochodziło jeszcze co drugi piątek bądź w tygodniu odbieranie Tosi ze szkoły. Piotr ustalił, że będzie ona mieszkać z matką Magdy, ze względu na odległość naszego mieszkania od szkoły dziewczynki, ale co drugi weekend i każde ferie zimowe czy wakacje spędza z nami. Plus święta. Nie podobało mi się to ze względu na fakt, iż wychodzę z założenia, że takie wyniosłe uroczystości spędza się w gronie rodzinnym. Za pozytywnie nastawiona do byłej teściowej mojego męża też nie byłam, lecz kiedy posuwałam się do refleksji, że ona tam u siebie w domu siedzi przy stole zupełnie sama, robiło mi się przykro..
Zbliżały się święta. Śnieg padał za oknami, kilkustopniowy mróz czerwienił nosy i policzki przechodniów. Piotr akurat wyjechał kilka dni wcześniej na jakąś delegację i miał dzisiaj planowo wrócić do domu. Ja kończyłam właśnie dyżur i po przekazaniu pacjentek Darkowi spokojnie opuściłam oddział ruszając do lekarskiego w celu przebrania się. Po drodze jeszcze porozmawiałam z Przemkiem, który akurat przyszedł na nocny dyżur. Kilka wymienionych między sobą zdań, zaproszenie na pierwszy dzień świąt do nas i już postać mojego brata zniknęła gdzieś za rogiem. Kiedy weszłam już do środka ściągając pospiesznie kitel dostrzegłam stojącą na biurku małych rozmiarów choinkę. Była przystrojona w kolorowe światełka, malutkie bombki i srebrzysty łańcuch. Stojąc i podziwiając malutkie drzewko myślami wróciłam do swojego rodzinnego domu. Mimo, że jestem pół żydówką rodzice nigdy nie robili problemu z nadchodzących świąt. Co roku były one obchodzone po ' bożemu ', a na stole prócz typowych polskich potraw były również te izraelskie, jak na przykład babaganusz, kibbe czy hummus i pita. U nas święta zaczynały się już od uroczystego śniadania, a nie tylko wieczerzy. Prezenty wręczaliśmy sobie tak jak w Polsce po kolacji, jednak ze względu na klimat w jakim żyliśmy nie mieliśmy nigdy ani przystrojonej, żywej, zielonej choinki ani górek śniegu.
- A co Ty tutaj jeszcze robisz? Przecież dyżur skończyłaś kochana ponad godzinę temu. - z zamyślenia wyrwał mnie wesoły głos Leny, która akurat weszła do lekarskiego z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Co takiego?! Pani Helenka mnie udusi, obiecałam być punktualnie! 
Czym sił w nogach ubrałam na siebie swój płaszcz w kolorze pudrowego różu i chwytając w pośpiechu torebkę wybiegłam niemalże ze szpitala.
Na szybko jeszcze zeskrobałam śnieg z bocznych i przedniej szyby  auta i już wyjeżdżałam z  przyszpitalnego parkingu. Byłam nawet zła na samą siebie o to, że w dzień powrotu Piotra z delegacji, ja nie wyszłam punktualnie z pracy i teraz przez to mogę nie zdążyć ze zrobieniem kolacji. 

Przez całą drogę w radiu leciały tylko i wyłącznie świąteczne piosenki. Nawet i mi udzielił sie już  ten klimat. Z uśmiechem malującym się na twarzy przekroczyłam próg mieszkania odkładając torebkę na pobliski stolik. Przeprosiłam serdecznie panią Halinkę i nim zaparzyłam sobie herbaty jej już nie było. Dobrze, że nie była aż tak zła jak przypuszczałam. Przynajmniej mam nauczkę na przyszłość żeby wracać punktualnie do domu.

Stasiu był już wykąpany i grzecznie spał w swoim łóżeczku przez co w mieszkaniu panowała kompletna cisza. Mogłam w końcu usiąść wygodnie na kanapie i napić się ciepłego napoju. Monotonny serial w telewizji sprawił, że poszłam do kuchni przygotowywać jakąś kolację. Kilka kanapek w zupełności wystarczyło żebym zapełnila talerz po brzegi. Z tego wszystkiego zapomniałam nawet, że w każdej chwili do domu mógł wrócić Piotr. Wróciłam z powrotem na kanapę i zaczęłam konsumować posiłek. Nie wiedząc nawet kiedy zasnęłam na kanapie.

Przebudził mnie huk tłuczonego szkła dobiegającego z pomieszczenia obok. Otworzyłam oczy podnosząc się do pozycji pionowej i analizując wcześniejsze wydarzenie. Dostrzegłam Piotra, który na kolanach zbierał resztki potłuczonego szkła w kuchni. Podeszłam cicho przyglądając się poczynaniom mojego męża. Ten widząc tylko moją osobę uśmiechnął się nieśmiało i wyrzucił resztki okruchów do śmietnika.
- Przepraszam. Chciałem się napić wody i mi szklanka wyleciała z dłoni. Nie chciałem Cię budzić. 
- Miłe powitanie. Nie było Cię kilka dni, a jak już wracasz to witasz sie tłumaczeniem dlaczego zbiłeś szklankę. Tak kochanie, ja też się stęskniłam, u nas wszystko w porządku i tak dalej... - udając obrażoną ( co nawet zawsze wychodziło mi bardzo dobrze ;p ) odwróciłam się plecami do swojego męża i z zamiarem powrotu na kanapę w salonie ruszyłam powolnym krokiem w tym kierunku. Piotr jednak był troszkę szybszy ode mnie, bo złapał mnie w łokciu przyglądając maksymalnie blisko do siebie i składając na moich ustach namiętny pocałunek. Ten jednak był inny od wszystkich... Był przepełniony tęsknotą, miłością i pragnieniem. Z niechęcią oderwaliśmy się od siebie, ponieważ brakowało nam już tchu. Uśmiechnęłam się wesoło wtulając w tors ukochanego. To było to, co uwielbiałam robić najbardziej. Czułam się wtedy taka bezpieczna i przede wszystkim spokojna. 
- Jesteś głodny? Zrobię coś na szybko, bo pewnie podróż Ciebie wymęczyła.
- Dzięki, ale póki co to marzę tylko o prysznicu. Pójdę się ogarnąć i przyjdę dobrze? 
- No dobrze to idź, a ja zrobię Tobie chociaż jakieś kanapki i zaparzę herbaty. 

Z zadowoleniem malującym się na mojej twarzy poszłam do kuchni zrobić coś do jedzenia. Szybko udało mi się zasypać talerz ulubionymi kanapkami Piotra. Zaparzyłam jeszcze jego ulubioną herbatę i słysząc dochodzący z łazienki szum wody postanowiłam rozpakować jego walizkę. W końcu im szybciej wrzucę do pralki jego rzeczy, tym szybciej wyschną i je wyprasuje, a co za tym idzie szybciej i Piotr je założy. Po wyciągnięciu wszystkich rzeczy z torby wstałam powoli trzymając całą górę brudów i z zamiarem wrzucenia ich do pralki ruszyłam w stronę łazienki. Pech chciał, że z tego całego stosu wyleciała ulubiona koszula Piotra, a kiedy już ją podniosłam dostrzegłam ślady czerwonej szminki na kołnierzyku...



Czy to początek dopiero problemów?

15 komentarzy:

  1. jaaki długi next! super :))
    ale ta koncowka.. czemu ona mu grzebie w torbie xd
    no i niech Piotr się tłumaczy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak grzebie .. xdd poszła wyciągnąć jego ciuchy i idzie je wrzucić do pralki przecież! :D

      Spokojnie spokojnie koniec cukru u HaPisiów :D

      Usuń
  2. A jak tam prawo jazdy? Zdane?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teoria tak! Za pierwszym razem ^^ jazdy niestety oblałam.

      28 sierpnia kolejny egzamin :)

      Usuń
    2. Gratuluję i będę trzymać kciuki.
      Będzie dobrze!
      Miasto z tramwajami czy nie?

      Usuń
  3. Super,zaczyna się dziać wiec na plus! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. super czekam na next i gratuluje zdania teori

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiedzi
    1. Jeżeli nie wypali to czwartku to na pewno w weekend :)

      Usuń
  6. To czekamy na wynik Twojego egzaminu na prawko i na nexta! :)

    OdpowiedzUsuń